Duchowość karmelitańska

Święta Teresa uczy modlitwy

Spread the love

Św. Teresa od Jezusa uczy modlitwy

Tomás Álvarez OCD

WPROWADZENIE

Modlitwa jest zasadniczym tematem przesłania św. Teresy i podstawowym przedmiotem jej nauczania. Jest osią, wokół której obraca się całe doświadczenie Świętej oraz jej osobisty dramat. Jest fundamentem jej duchowości. Modlitwa posłużyła jej do zrozumienia tajemnicy życia chrześcijańskiego oraz spełniła rolę katalizatora doktrynalnego, umożliwiającego przekazanie jej doświadczenia czytelnikom. Już samo to powinno wystarczyć dla uzasadnienia aktualności terezjańskiego nauczania.

Kwestia modlitwy należy dziś do najbardziej dyskutowanych zagadnień. Wymaga się od teologów, aby udzielili jasnej i rozstrzygającej odpowiedzi na następujące pytania: na czym polega modlitwa chrześcijańska? jak ją urzeczywistniać? jak ją przeżywać?

Aktualność, o której wspomniałem, nie wynika jedynie z faktu, że doktryna św. Teresy dotarła do nas z całym swoim ożywiającym bogactwem, zdolna porwać nas i skłonić do zaangażowania się. Nauczanie terezjańskie jest aktualne także dlatego (i przede wszystkim dlatego), że wykazuje wielką zbieżność z tematyką i kryzysem modlitwy obserwowanymi w naszych czasach. Możemy ponownie zwrócić się do św. Teresy niemal ze wszystkimi naszymi problemami dotyczącymi modlitwy; uzasadnienia konieczności osobistej, pozaliturgicznej modlitwy. Jak wyjść poza ciasne ramy własnego „ja” oraz świata, wewnątrz których sami się zamknęliśmy, aby wypowiedzieć słowa, które dotrą do samego Boga? Jak pogodzić działanie i kontemplację? Co uczynić, aby Chrystus mógł wkroczyć w naszą modlitwę? Jak ocalić istotę modlitwy w modlitwie ustnej? Jak przeżywać modlitwę wspólnotową? I kolejna kwestia, ściśle powiązana z poprzednią – w jaki sposób można włączyć modlitwę osobistą w jej najintensywniejszych formach w modlitwę liturgiczną. I na koniec problem tak boleśnie przeżywany przez Teresę: czy istnieje w Kościele i jaką rolę ma do spełnienia modlitwa wlana, wyzwalana przez charyzmat życia mistycznego, w formie opisywanej przez klasyków duchowości chrześcijańskiej?

W naszej analizie myśli św. Teresy nie będziemy wprost zestawiać owych pytań z udzielanymi przez nią odpowiedziami. Będziemy natomiast starali się dotrzeć bezpośrednio do jej nauczania: czym jest modlitwa i jak powinna być ona praktykowana. Jednak ten temat jest w pismach terezjańskich tak bogaty i złożony, że konieczne będzie narzucenie sobie dalszych ograniczeń.

Pozostawimy poza kręgiem naszego zainteresowania tło historyczne, które w tak ścisły sposób umiejscawia i dogłębnie przenika każdy aspekt myśli terezjańskiej, co widać szczególnie wyraźnie, gdy przyjrzymy się jej genezie. Święta Teresa jest córką Kościoła, który przeżywa kryzys. Pewne wartości – co jest typowe dla wszystkich krytycznych okresów – zostały zapomniane lub stały się mało cenione. Ona ponownie je odkrywa i przeżywa niezwykle intensywnie. Kwestia modlitwy, rozumianej jako wyraz i ważny element życia chrześcijańskiego, była wówczas, podobnie jak w dzisiejszym Kościele, bardzo drażliwym tematem, choć terminologia i nastawienie zarówno Kościoła, jak i autorów duchowych czy teologów, różniły się od naszych. Był to czas polemiki pomiędzy zwolennikami modlitwy ustnej a tak zwanymi kontemplatykami. W tym właśnie kontekście życia i myśli trzeba umieścić terezjańskie doświadczenie i refleksję nad nim. Tutaj znajdujemy uzasadnienie dla tego pełnego żarliwości i emocji, a czasami otwarcie polemicznego tonu, który wyczuwa się na niektórych stronach Drogi doskonałości, a przede wszystkim dla jej poczucia pewności i oryginalności. W naszych poszukiwaniach będziemy mieć to wszystko na względzie, ale nie zamierzamy skupiać się na tym zagadnieniu.

Pozostawimy na boku również kolejny ważny element terezjańskiej doktryny: stopnie modlitwy. Według jednej z podstawowych koncepcji św. Teresy modlitwa nie jest jakimś okazjonalnym zjawiskiem, występującym na marginesie życia, ale jest ona bardzo ściśle związana z samym życiem, a urzeczywistnia się stopniowo. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że modlitwa podlega prawu stopniowości rozwoju życia chrześcijańskiego, ale również – i przede wszystkim – dlatego, że sama w sobie jest ona procesem ewoluującym. Dlatego, aby móc ukształtować w sobie właściwe pojęcie o istocie modlitwy, należy nieustannie pamiętać o etapach drogi ku Bogu. Uwzględnimy również ten aspekt, nie czyniąc jednak z niego przedmiotu odrębnego studium.

I na koniec jeszcze jedno ważne ograniczenie. Jest rzeczą oczywistą, że dla św. Teresy doskonałe urzeczywistnienie modlitwy w wymiarze osobistym realizuje się w modlitwie mistycznej. W tym kierunku powinny zmierzać poszukiwania istoty modlitwy chrześcijańskiej, jej realizacji bez deformujących frustracji, dialogu pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Jakkolwiek uznajemy słuszność takiego podejścia, to jednak ze względów praktycznych pójdziemy nieco inną drogą. Otóż przyjrzymy się uważnie myśli terezjańskiej w jej najbardziej elementarnym wyrazie, a co za tym idzie, zachowując jej znaczenie i wagę w najbardziej uniwersalnym zakresie.

Po określeniu powyższych zastrzeżeń łatwiej będzie teraz prześledzić myśl Świętej. Podobnie jak każda inna dziedzina jej nauczania, również temat modlitwy składa się z trzech nakładających się na siebie warstw: doświadczenia, refleksji, nauczania. Na początku spoty-kamy bardzo szczegółowe i niekiedy wręcz nużące świadectwo jej osobistego przypadku, historię jej modlitwy: początku, dramatu, kryzysu i pełni. Dystans oddzielający doświadczenie od teologicznego opisu modlitwy jest u niej bardzo niewielki. Teresa rozumie modlitwę dokładnie tak, jak ją przeżywa. Stąd rodzi się charakterystyczna dla Świętej koncepcja modlitwy i ona właśnie stanowi punkt wyjścia jej nauczania. Teologiczne opracowanie nie prowadzi jej do sformułowania abstrakcyjnych teorii, ale do przekazywania innym swojego doświadczenia, albo mówiąc inaczej, do rozbudzania go i naprowadzania na nie czytelnika jej pism.

Wykaz skrótów
Dzieła św. Teresy od Jezusa:

Ż – Księga mojego życia
Dd – Droga doskonałości
M – Zamek wewnętrzny, Mieszkania
F – Księga fundacji
Mm – Myśli o miłości Bożej (dawniej: Podniety miłości Bożej)
W – Wołania duszy do Boga
K – Konstytucje
L – Listy
Sd – Wizytowanie klasztorów

Doświadczenie

W poniższej analizie będą nas interesowały jedynie te informacje dotyczące doświadczenia terezjańskiego, z których można wydobyć doktrynę św. Teresy, a wśród nich – zważywszy na obszerność opisu przekazanego przez Świętą – jedynie te, które mają rozstrzygające znaczenie. Będziemy trzymać się ściśle jej świadectwa autobiograficznego [1] , obejmującego cały okres, w którym pow¬stawały jej pisma. Mamy nadzieję, że w ten sposób uda nam się zebrać wszystkie istotne dane. Świadectwo dotyczące jej życia rozpoczyna się Sprawozdaniem 1 (1560), a kończy Sprawozdaniem 4 (1581). Jednakże ważne elementy znajdują się również we wszystkich jej większych pismach, ze zbiorem listów włącznie. Tym niemniej najbogatszym źródłem dla naszej analizy będzie Księga mojego życia (1565).

Mówiąc ogólnie można stwierdzić, że Święta przeszła przez trzy typowe fazy modlitwy chrześcijańskiej: pozbawioną problemów modlitwę spontaniczną, moment krytyczny modlitwy trudnej, swobodny przepływ modlitwy wlanej, otrzymanej i wręcz narzuconej z wysoka. Z tych trzech doświadczeń najbardziej interesujące dla naszego studium będzie drugie, ponieważ w oparciu o nie zaczyna kształtować się terezjańska doktryna o modlitwie. A ponieważ w toku narracji Księgi mojego życia owo doświadczenie zostało umieszczone pomiędzy pozostałymi dwoma, pozwoli nam to zająć się również nimi, ale jedynie pobieżnie.

PIERWSZY OKRES:

Modlitwa spontaniczna

Opowiada nam o niej pierwszy rozdział autobiografii: „Albowiem żal mnie ogarnia, gdy wspomnę na te dobre skłonności, które Pan mi dał, a jak słabo ja umiałam je wykorzystać… . [2] Jeden z braci, będący prawie w moim wieku (oboje razem wczytywaliśmy się w żywoty Świętych) był tym, którego kochałam najbardziej, chociaż wszystkich darzyłam wielką miłością, a oni mnie. Gdy widziałam męczeństwa, które święte męczennice przechodziły dla Boga, wydawało mi się, że bardzo tanio kupiły sobie przejście do cieszenia się Bogiem i ja również bardzo pragnęłam umrzeć w ten sposób; nie z miłości, którą mogłabym do Niego odczuwać, ale dla cieszenia się po tak krótkim czasie tymi wielkimi dobrami, które – jak czyta;łam – znajdują się w niebie. I razem z tym moim bratem zastanawialiśmy się nad sposobem osiągnięcia tego. Uzgodniliśmy, że udamy się do ziemi Maurów, żebrząc po drodze w imię miłości Boga, aby tam ucięli nam głowy. I wydaje mi się, że Pan dawał nam hart duszy, w tak młodym wieku, jeśli tylko znaleźlibyśmy środki, tyle że największą przeszkodą – jak nam się wydawało – byli rodzice.

W tym co czytaliśmy zdumiewało nas stwierdzenie, że kara i chwała są na zawsze. Często zdarzało nam się spędzać wiele czasu rozprawiając o tym i z przyjemnością powtarzaliśmy po wiele razy: na zawsze, na zawsze! Pan zechciał, aby dzięki wypowiadaniu tego przez dłuższy czas, w tym okresie dzieciństwa odcisnęła się we mnie droga prawdy”. [3]

Mimo że od tamtych wydarzeń upłynęło już czterdzieści lat, opowiadająca o nich relacja św. Teresy jest dokładna i bardzo szczegółowa. Elementami, które w nich uwypuklono, są tło i struktura kontemplacyjna tych wydarzeń: „długo o tym ze sobą rozmawialiśmy”, „z upodobaniem powtarzaliśmy po wiele razy: Na zawsze, na zawsze, na zawsze!”; „długie chwile powtarzaniem tego”, z wielkim zdumieniem, w taki sposób, że pozostawała odciśnięta „prawda” owego „na zawsze!”. Kolejnymi aspektami, które warto tutaj odnotować, są otwartość na kontakt z drugą osobą (z wyjątkiem ostatniej uwagi, całe to doświadczenie jest równocześnie podzielane przez oboje rodzeństwa), pociągająca siła przykładu „świętych” i „męczenników”, dwutorowe ukierunkowanie tych dziecięcych rozmyślań: dynamiczne (wyruszyć do „kraju Maurów”) i eschatalogiczne (pragnienie „cieszenia się po tak krótkim czasie tymi wielkimi dobrami, które – jak czytałam – znajdują się w niebie”), a to ostatnie naznaczone bardziej przez sam czas trwania („na zawsze”), niż jego treść („cieszenie się Bogiem”). W opowiadaniu tym nie brakuje również elementu samokrytyki, który będzie się nieustannie powtarzał bez jakichkolwiek złagodzeń w następnych rozdziałach: nie z miłości, ale aby krótką drogą nabyć sobie te wielkie dobra, albo też niebo kupić tanim kosztem.

Naprawdę niewiele pozostało w niej z tych pierwszych doświadczeń. Święta będzie powracać do nich jedynie okazjonalnie, kiedy ponownie odkryje prawdy z czasów swojego dzieciństwa. [4] Będzie jednak podkreślać wówczas negatywny aspekt tych prawd: „o tym, że wszystko jest niczym, i o próżności świata, i jak życie kończy się w krótkim czasie, a nadto obawa, że jeśli teraz umarłabym, to poszłabym do piekła”. [5] Teresa przez całe życie będzie nosiła w sobie słodkie wspomnienie tych pierwszych odczuć. To wspomnienie będzie jej nieustannie towarzyszyć. [6] Zagadnienie autentycznych wartości – próżności tego co przemijające i prawdy tego co wieczne – przetrwa w niej i zostanie ubogacone przez przyszłe doświadczenia – „wszystko przemija, Bóg sam wystarcza”. [7] Jednak nie stanie się ono czynnikiem nadającym kierunek modlitwie terezjańskiej ani też nie będzie głównym jej przedmiotem.

To wszystko – uczucia religijne, spontaniczność, oczarowanie wzorcowymi przykładami świętych, Bóg i wieczność, dziecinna modlitwa – przeminęło bardzo szybko i całkowicie. Z tego, co opowiada nam Święta w Życiu, dowiadujemy się, z jaką łatwością rozwiało się w momencie jej wejścia w wiek młodzieńczy.

DRUGI OKRES:

Modlitwa trudna

Tak oto nadchodzi czas drugiego doświadczenia. Teresa walczy o odzyskanie upodobania w modlitwie i możliwość praktykowania jej, ale obecnie jej poszukiwania zmierzają w nowym kierunku. Jej modlitwa nie jest już prostym wzniesieniem myśli do Boga w oparciu o doczesne i wieczne motywy, ale zdolnością rozmawiania z Nim, przebywania z Nim.

Będzie to długi okres trudu: osiemnaście lub dwadzieścia lat „wielkich oschłości” oraz nieustannej walki. [8] W relacji św. Teresy te trudności wydają się tworzyć nieprzerwaną ciągłość, łącząc się w jedno bolesne wspomnienie. W rzeczywistości mamy tu do czynienia z doświadczeniem, w którym sytuacje skrajnej niemożności przeplatają się z okresami jasności, a nawet intensywnej modlitwy mistycznej. Na razie pominiemy te momenty światła i ciemności, a także sam chronologiczny rozwój modlitwy, aby skupić naszą uwagę na tylko jednym aspekcie: walce o modlitwę. [9]

Po przezwyciężeniu okresu oziębłości religijnej (wczesna młodość) powrót do modlitwy zbiega się w pismach terezjańskich z pierwszymi oznakami powołania zakonnego. [10] Z jej słów nie wynika jasno, czy ziarno powołania zrodziło się spontanicznie, czy może zostało rozbudzone na skutek działania czynników zewnętrznych (osób, listów). Natomiast z całą pewnością możemy stwierdzić, że silny wpływ wywierają na nią „dobre książki”. [11] To one kierują Teresę ku Chrystusowi i Jego męce (prawdopodobnie po raz pierwszy [12] ), oraz ostatecznie skłaniają ją do zdecydowanego oddania się modlitwie w sposób systematyczny. Pragnie praktykować ją według metody skupienia nauczanej przez franciszkańskiego mistrza życia duchowego Francisca de Osuna, a opisanej w książce zatytułowanej Trzeci elementarz. Święta poznała tę książkę dzięki swojemu wujowi, Don Pedro Sanchezowi, który sam również czerpał z jej lektury wielkie korzyści duchowe. To właśnie w domu tego wuja ze strony ojca, w Hortigosa, chora Teresa, będąc już zakonnicą, rozpoczyna lekturę owej książki i postanawia wprowadzić w czyn zawarte w niej pouczenia. [13]

Jednak, prawdę mówiąc, Teresa nie musiała czekać na tego rodzaju bodziec zewnętrzny, aby wyruszyć w ową drogę. Dowiadujemy się o tym z innych wyznań samej Teresy. Jej zwrócenie się w postawie modlitewnej i nieomal kontemplatywnej do Człowieczeństwa Chrystusa sięga czasów jej dzieciństwa. Święta zawsze pozostawała wierna swoistego rodzaju spotkaniu z Chrystusem w Ogrodzie Oliwnym. Są to krótkie chwile, które rodzą się bez pomocy książek i metod: „osobiście uważam, że tędy bardzo wiele zyskała moja dusza, gdyż zaczęłam praktykować modlitwę, nie wiedząc jeszcze, na czym ona polega”. [14] Z tą informacją należy połączyć pierwsze wspomnienia dotyczące jej osobistej modlitwy [15] , które będą wpływały na jej dalszy rozwój w stopniu nie mniejszym niż pouczenia Francisca de Osuna. Metoda zaproponowana przez tego pisarza duchowego polega przede wszystkim na jasnym określeniu, że praktyka modlitwy jest sposobem rozwijania życia wewnętrznego.

Kryzys i trudności

Rozpoczynając od praktykowania tej metody, młoda zakonnica nie tylko zachowuje wierność krótkim i okazjonalnym chwilom modlitwy – jak wyżej zaprezentowana– ale całą sobą, z charakterystycznym dla siebie zdecydowaniem i determinacją w wyborze, angażuje się w tę praktykę: „zdeterminowałam się do podążania tą drogą ze wszystkich moich sił”. [16] A już pierwsze rezultaty okazały się nadzwyczajne. [17] Później pojawi się typowy i długotrwały kryzys, który w sposób szczególny naznaczy kolejne osiemnaście lub dwadzieścia lat.

A oto sumaryczna relacja z drobiazgowej analizy terezjańskiej: we wspólnocie zakonnej, w której przebywa, nie istnieje praktyka pozaliturgicznej modlitwy osobistej, tym niemniej „zdeterminowana determinacja” Teresy powoduje powstanie pewnego odpowiednika. Nowa „metoda życia” polega przede wszystkim na zarezerwowaniu każdego dnia pewnego czasu na modlitwę. Nie będzie ona jakimś obojętnym czy powierzchownym gestem, ale czymś dogłębnie odczuwanym i przeżywanym. Teresa z łatwością nawiązuje kontakt z Chrystusem, a poprzez Niego rozwija swoją relację z Bogiem.

Jednakże bardzo szybko natrafia na dwojaką trudność. Po pierwsze, boryka się z własną niezdolnością do rozmyślania: nie potrafi wyobrazić sobie rzeczy, o których czyta, nie potrafi pracować wyobraźnią, nie ma zdolności rozmyślania. Po drugie, doświadcza kompletnego niezdyscyplinowania własnych myśli, które nie chcą jej słuchać, co sprawia, że jej „postanowienie” okazuje się bezowocne. Myśli przychodzą i odchodzą niczym ramiona wiatraka, jak zadręczający nudziarz czy zamknięty w domu szaleniec. [18]

Te dwie trudności zdają się osłabiać jej początkowy zapał i sprowadzają wysiłki Teresy do czegoś chwilowego, bez możliwości dalszego ich kontynuowania. Unaoczniają one niewielką wartość i niespójność jej modlitwy, która rozwiewa się niczym mgła, nie przemieniając się w życie: „Przez te wszystkie lata nigdy nie ośmieliłam się – chyba że zaraz po komunii – rozpocząć praktykowania modlitwy bez książki; gdyż moja dusza tak bardzo bała się pozostawania na modlitwie bez niej, jak gdyby miała walczyć z wieloma ludźmi. Z tym środkiem zaradczym, który był dla niej niczym towarzyszka i tarcza – na którą mogła przyjmować uderzenia licznych myśli – czuła się pocieszona. Albowiem oschłość nie była jej codziennym stanem, ale pojawiała się zawsze, gdy brakowało mi książki, i tak w duszy od razu powstawał nie;ład, a myśli gubiły się; dzięki czytaniu książki zaczynałam je zbierać i prowadziłam moją duszę jakby na przynętę”. [19] „Bardzo często – przez kilka lat – bardziej zajmowało mnie pragnienie, aby skończyła się godzina, którą miałam dla siebie na przebywanie na modlitwie, i wsłuchiwanie się, kiedy zegar wybije, niż inne dobre rzeczy; i wiele razy o wiele chętniej podjęłabym się najcięższej pokuty, która przyszłaby mi na myśl, zamiast skupienia się dla praktykowania modlitwy.

I nie ma wątpliwości, że demon – lub mój nielojalny styl życia – wywierał na mnie tak przeogromną presję, abym nie poszła na modlitwę, oraz odczuwałam taki smutek wchodząc do oratorium, że konieczne było, abym wspomogła się całym moim hartem duszy (który, jak mówią, miałam niemały)”. [20]

Skutkiem jest drugi kryzys. Święta uświadamia sobie coś o wiele poważniejszego: brak zbieżności pomiędzy jej życiem a chwilami modlitwy, w których wymagania Boga i sumienia są kategoryczne, wykluczają jakąkolwiek formę kompromisu. Istnieją w jej życiu pewne sprawy, które Teresa wyraźnie odczuwa jako przyczyny tego rozproszenia: marnuje mnóstwo czasu na głupstwa, osłabia się wewnętrznie na skutek uczuć i przyjaźni, które wiążą ją emocjonalnie i nie pozwalają jej się uwolnić. Ta niezgodność pomiędzy „chwilami” modlitwy, a konkretnym życiem zostaje uchwycona przez sumienie św. Teresy jako coś absolutnie niedopuszczalnego: takiego rodzaju życie jest „cieniem śmierci”, [21] w którym modlitwa, spotkanie z Bogiem staje się swoistą agonią, nieustanną walką.

Spędziła dwadzieścia lat wśród przeciwności „na tym burzliwym morzu, na tych upadkach i podnoszeniu się – i źle się podnosiłam, gdyż powracałam do upadania – i w tak miernym życiu doskonałości, że prawie nie zwracałam uwagi na grzechy powszednie, a śmiertelne, nawet jeśli lękałam się ich, to nie tak, jak powinnam, gdyż nie unikałam niebezpieczeństw. Mogę powiedzieć, że jest to jeden z najbardziej pełnych udręki rodzaj życia, jaki – zdaje mi się – można sobie wyobrazić: gdyż ani nie cieszyłam się Bogiem, ani nie czerpałam zadowolenia ze świata. Gdy znajdowałam się pośród rzeczy dających za-dowolenie na świecie, udrękę powodowało wspomnienie na to, co jestem winna Bogu. Gdy byłam z Bogiem, zamiłowania do rozrywek świata nie dawały mi spokoju. Jest to wojna tak pełna udręki, że nie wiem, jak mogłam ją znieść przez miesiąc, a co dopiero przez tyle lat”. [22]

To wszystko nie zagradza jej całkowicie dostępu do spotkania z Bogiem. Tym niemniej przybiera ono pełen sprzeczności charakter: „już mi było wstyd ponownie zbliżyć się do Boga w tak szczególnej przyjaźni, jaką jest modlitewna relacja”. [23] Teresa, doświadczając własnej słabości, poddaje się. Czuje się bezsilna i niezdolna, by dostosować własne życie do nie dopuszczających żadnych kompromisów wymagań modlitwy. Szczerze wyznaje, że czuje się niegodna kontynuowania dialogu z Bogiem. Dlatego opuszcza pole walki na rok lub półtora („co najmniej na rok, gdyż co do tego pół roku nie pamiętam dokładnie” [24]).

Warto zwrócić uwagę na fakt, że jej kryzysu nie powoduje bariera transcendencji, czyli niemożliwość dotarcia do Boga. Wręcz przeciwnie – sam Bóg, a przede wszystkim Chrystus, nie stanowi dla niej problemu; można powiedzieć, że jest nieustannie w zasięgu ręki. Teresa zbliża się do Niego na tysiące sposobów, jak to za chwilę zobaczymy. Trudność stoi natomiast po stronie człowieka, a mówiąc ściśle, jego osobistych predyspozycji. W przypadku św. Teresy jest to trudność natury psychologicznej. Jej wewnętrzna struktura procesu myślenia, rozumowania, wyobraźni nie harmonizuje z wolą i uniemożliwia normalny przepływ relacji z Bogiem. W modlitwę wkrada się frustracja. Nie wystarczy chcieć, aby móc lub aby wytrwać. Doświadczenie tej bezsilności jest w jej przypadku tak silne, że Teresa zaczyna pragnąć śmierci, aby uwolnić się od tej udręki. [25]

Problem dotyczy również czegoś znacznie poważniejszego. Jej życie nie jest zgodne z chwilami zarezerwowanymi dla Boga. Teresa była w stanie „wybrać” moment spotkania, ale nie potrafiła określić treści i sensu własnego życia. A nie wierzyła, by bez takiej umiejętności akt, który podnosi ją do Boga, mógł być prawdziwy.Właśnie w tym miejscu pojawia się dramatyczny rozdźwięk, który Święta określi bardzo trafnym mianem „fałszywej pokory”. [26] W jej słowniku, w którym pokora oznacza kroczenie w prawdzie, takie wyrażenie stanowi syntezę najintymniejszej części jej osobistego dramatu. Teresa silnie doświadcza bojaźni wobec Boga, z którym spotyka się na modlitwie, a równocześnie wstydzi się samej siebie. Z upływem czasu dramatyczność tej sytuacji, a przede wszystkim odrzucenie możliwości kontaktowania się z Bogiem, stanie się źródłem uczucia wielkiego lęku: „początkiem pokusy Judasza”.

Środki zaradcze i podejmowane próby

Teresa zaprzestała modlitwy około 1543-1544 roku, w połowie dwudziestoletniego okresu walki. [27] W ciągu dziesięciu lat, które poprzedzały to wydarzenie, oraz dziewięciu lub dziesięciu, które następowały po nim, pracowała na swój sposób na trudnym polu modlitwy. Pragniemy obecnie zebrać podstawowe dane dotyczące tego długiego zmagania.

Jej sposób odprawiania modlitwy – według relacji samej Świętej – jest bardzo prosty. W gruncie rzeczy stara się ona przedstawić sobie Chrystusa będącego przy niej lub w jej wnętrzu, i mówi do Niego. Nieco później zobaczymy, jakie jest właściwe znaczenie takiego „przedstawienia sobie” [28] Chrystusa. A oto pierwszy opis jej sposobu postępowania: „Starałam się, najbardziej jak mogłam, nosić Jezusa Chrystusa – nasze dobro i Pana – wewnątrz mnie obecnego, i taki był mój sposób modlitwy. Gdy rozmyślałam o jakimś fragmencie, uobecniałam Go w moim wnętrzu; choć i tak najbardziej lubiłam czytać dobre książki, co było całym moim wytchnieniem. Bóg nie dał mi bowiem talentu do rozmyślania za pomocą rozumu, ani zdolności do korzystania z pomocy wyobraźni, którą mam tak nieudolną, że nigdy nie udawało mi się posłużyć się nią nawet dla rozmyślania o Człowieczeństwie Pana i wyobrażania Go w sobie na ten sam sposób, jak starałam się nosić Go w sobie obecnego”. [29]

To przedstawienie sobie Jezusa Chrystusa obecnego w niej było prostym i skutecznym sposobem Teresy na wejście w modlitwę. Jej modlitwa była jednak tak nietrwała, wystawiona na wir różnych myśli i kaprysów wyobraźni, że Święta musiała zabezpieczać ją różnego rodzaju podporami, wśród których najważniejsza była lektura. Czasami pomocnym okazywało się trzymać książkę blisko siebie niczym swoistą broń: „często wystarczyło, że tylko otworzyłam książkę; nie było potrzeba nic więcej. Czasami czytałam niewiele, innymi razy więcej, zgodnie z darem, którego Pan mi udzielał”. [30]

Jednakże książka stanowi jedynie zewnętrzną pomoc. Teresa ma do dyspozycji jeszcze inne, bardziej osobiste środki, które zmierzają niezmiennie do tego samego celu wszystkich wysiłków: przedstawić sobie Chrystusa obecnego w swoim wnętrzu i przebywać z Nim. Pierwszeństwo w tym względzie Teresa przyznaje postaciom i wydarzeniom ewangelicznym, które przybliżają ją do Chrystusa historycznego i pomagają jej wydobyć Go z tej biblijnej scenerii, aby następnie wprowadzić w konkretne okoliczności jej własnego życia, albo przynajmniej sprawić, aby „stał przy niej”, najbliżej jak to tylko możliwe. Łatwo jest wyliczyć jej ulubione fortele służące temu celowi. To one pozwalają nam poznać główne wątki, z których św. Teresa utkała boską przygodę swojej modlitwy.

Zwrócenie się do wydarzeń
i postaci biblijnych

Teresa odtwarza w sobie i przeżywa ze szczególną intensywnością sceny prezentujące Jezusa w rozmowie z Magdaleną oraz z Samarytanką: „Och, ileż to razy wspominam tę wodę żywą, o której Pan mówił Samarytance! I dlatego tak bliska jest mi ta scena z Ewangelii, a z całą pewnością była mi ona taką od wczesnego dzieciństwa, gdy nie rozumiejąc tego dobra tak, jak obecnie, często błagałam Pana, aby dał mi tej wody. I zawsze, tam gdzie przebywałam, miałam obraz z tą sceną, gdy Pan dotarł do studni, z podpisem: Domine da miquiaguan”. [31] A w swoim komentarzu do Pieśni nad Pieśniami: „Przychodzi mi tu na myśl ona Samarytanka, bo i często o niej myślę. Jak ona snadź musiała być głęboko zraniona tą strzałą miłości, gdy tak dobrze zrozumiała słowa, które do niej mówił Zbawiciel”. [32]

Równie mocno przeżywa epizody, w których pojawia się Maria Magdalena. Teresa stara się naśladować jej zachowanie: „Miałam wielkie nabożeństwo do chwalebnej Magdaleny i wiele razy myślałam o jej nawróceniu, zwłaszcza gdy przystępowałam do komunii, gdyż wiedziałam, że tam Pan na pewno jest wewnątrz mnie. Pozostawałam u Jego stóp, gdyż wydawało mi się, że wówczas moje łzy nie zostaną odrzucone. I nie wiedziałam, co mówię (gdyż i tak dość czynił Ten, który pozwalał mi je wylewać ze względu na Niego, skoro tak szybko zapominałam o tym uczuciu żalu), i polecałam się tej chwalebnej Świętej, aby uzyskała dla mnie przebaczenie”. [33]

Chwile następujące po Komunii świętej stanowią dla Teresy szczególną okazję nie tylko do „jej sposobu modlitwy”, ale również do wprowadzenia w czyn jej wymyślnych środków zaradczych. W zachwycającym fragmencie Drogi doskonałości, w którym z całą prostotą ukazany został duch św. Teresy, czytamy: „Wiele innych jeszcze tym podobnych cudownych skutków mogłabym tu wymienić, gdyby była potrzeba, jakie Komunia święta w tej duszy sprawiała… Prawda, że Pan Bóg dał jej tak żywą wiarę, że gdy nieraz słyszała, jak inni wyrażali swe pragnienie, by im było dane żyć w tych czasach, kiedy Chrystus Pan żył na tej ziemi, ona uśmiechała się na to, gdyż mając Pana w Najświętszym Sakramencie równie prawdziwie, jak za śmiertelnego życia Jego, z nami mieszkającego, nie pojmowała, czego by tu jeszcze więcej pragnąć można. Wiem także o tej duszy, że przez wiele lat, choć jeszcze nie była zbyt doskonała, w chwili Komunii świętej tak żywo czuła obecność wchodzącego do niej Chrystusa, jak gdyby Go na oczy widziała, a wzbudzając w sobie głęboką wiarę, witała Go, zstępującego do ubogiego domu jej serca i, odrywając się od wszystkich rzeczy zewnętrznych, chroniła się z Nim w swym wnętrzu. Tam zbierała w głębokim skupieniu wszystkie zmysły swoje, aby i one odczuwały to wielkie dobro i nie przeszkadzały duszy w używaniu go. Klęczała i płakała u stóp Pana jak niegdyś Magdalena, tak jakby Go widziała oczyma ciała w domu faryzeusza. A choć nie odczuwała pobożności, to jednak wiara jej mówiła, że tam jej jest dobrze”. [34]

To niezwykle bogate w szczegóły świadectwo ukazuje wyraźnie szczerość i głębię tego, o czym jest przekonana, jak również żywą wiarę Teresy, ożywiającą jej „praktyki” modlitwy. Jednakże spośród wszystkich ćwiczeń św. Teresa najczęściej praktykowała te, które nawiązywały do pobożnych przyzwyczajeń z czasów dzieciństwa. Ich przedmiotem była modlitwa w Ogrodzie Oliwnym: „Miałam taki sposób modlitwy: ponieważ nie mogłam rozważać rozumem, starałam się uobecnić Chrystusa wewnątrz mnie obecnego i łatwiej było mi się odnaleźć – moim zdaniem – w tych miejscach, gdzie widziałam Go bardziej osamotnionego. Wydawało mi się, że będąc tam osamotniony i strapiony, jako osoba potrzebująca pomocy, łatwiej dopuści mnie do siebie. Takich prostodusznych myśli miałam wiele.

A zwłaszcza najłatwiej było mi odnaleźć się podczas Jego modlitwy w Ogrójcu. Tam dotrzymywałam Mu towarzystwa. Myślałam – o ile byłam w stanie – o tym pocie i przygnębieniu, które tam odczuwał. Pragnęłam otrzeć Go z tego tak bolesnego potu, ale pamiętam, że nigdy nie ośmieliłam się zdecydować, aby to uczynić, gdyż uobecniały mi się tak ciężkie moje grzechy. Pozostawałam tam z Nim, dopóki pozwalały mi na to moje myśli, albowiem wiele było tych, które mnie zadręczały”. [35] Także ten epizod, zachowywany przez nią w pamięci z wiernością zakochanej osoby, wrył się głęboko w jej życie. Z wielkim trudem i nieomal w sposób nienaturalny Święta praktykuje to ćwiczenie podczas lat modlitwy trudnej. A później, w okresie, gdy dotrze do wyżyn modlitwy mistycznej, dokona przeobrażenia tej praktyki. Wszystko, co powiedzieliśmy na temat epizodu „modlitwy w Ogrójcu”, sprawdza się również w odniesieniu do kolejnej sceny ewangelicznej, od której rozpoczyna się liturgia Wielkiego Tygodnia: uroczystego wjazdu Jezusa do Jerozolimy. Teresa wspomina go w Sprawozdaniu 26: „W Niedzielę Palmową, po przyjęciu Komunii świętej, takie na mnie przyszło zawieszenie ducha, że nawet nie byłam zdolna przełknąć Najświętszy Sakrament. Trzymając go jeszcze w ustach, gdy po chwili nieco przyszłam do siebie, miałam to uczucie, że usta moje pełne są krwi i twarz moja i ja cała zlana krwią, ciepłą jeszcze, jak gdyby dopiero co wypłynęła z ran Zbawiciela. Uczułam z tego słodkość niewypowiedzianą, a Pan rzekł do mnie: Córko, chcę, byś doznała na sobie błogich skutków Krwi mojej, i nigdy nie wątpiła o moim miłosierdziu. Ja ją już wylałem wśród męki najsroższej, a ty jej używasz z wielką rozkoszą, jak widzisz. Tak ci się hojnie odpłacam za pociechę, jaką ty mi w tym dniu sprawiasz. Pociechą swoją raczył Pan nazwać to, że od lat przeszło trzydziestu stale, o ile to było w mojej możności, w ten dzień Niedzieli Palmowej przystępowałam do Komunii i starałam się jak najlepiej przygotować duszę moją na przyjęcie i ugoszczenie Pana.Wielką bowiem wydawało mi się nieludzkością ze strony Żydów, że urządziwszy Mu takie uroczyste przyjęcie, gdy wjeżdżał do Jerozolimy, potem Go opuścili, że musiał tak daleko, aż w Betanii, szukać sobie pożywienia. Wyobrażałam więc sobie, że Pan wszedłszy do mojej duszy, u mnie sobie od-pocznie, choć w bardzo lichej, jak teraz widzę, gospodzie. Takie to tworzyłam sobie myśli dziecinne, a Pan raczył łaskawie je przyjąć”.

Te właśnie „proste rozmyślania” i „myśli dziecinne” były środkami, które Teresa zwykła wykorzystywać w swoim trudzie praktykowania modlitwy. Prawdopodobnie zacytowane przez nas przykłady ukazują tematy, które najczęściej wykorzystywała, oraz prostotę jej sposobu postępowania zmierzającego do urzeczywistnienia i ubogacenia się tym, co znajdowało się w ich centrum, a co stanowiło punkt oparcia całej jej modlitwy.

Nie ulega wątpliwości, że lista środków, do których uciekała się na modlitwie, była o wiele dłuższa. Rozważane przez nią postacie biblijne cechuje wielka różnorodność, choć o ich doborze decyduje zawsze aspekt funkcjonalny. I tak dla przykładu: Matka Boża u stóp Krzyża [36] ; św. Paweł w chwili swojego nawrócenia; płaczący św. Piotr [37] , a także przekazywany przez Tradycję epizod, w którym Pan Jezus wychodzi na spotkanie swojego apostoła i słyszy z jego ust pytanie Quo vadis, Domine?: „Sercemi się raduje, gdy wspomnę na świętego Piotra, jak w chwili gdy uchodził przed więzieniem, Pan mu się ukazał na drodze i rzekł do niego, że idzie do Rzymu dać się drugi raz ukrzyżować. Ile razy w porządku nabożeństwa kościelnego powraca święto, w które się ta pamiątka obchodzi, zawsze myślę sobie z niewypowiedzianą pociechą, co też działo się w duszy świętego Piotra… Z radością prosto poszedł na śmierć. I wielkie to miłosierdzie Boże, jeśli komu da znaleźć podobną łaskę”. [38]

I oczywiście postać św. Józefa z Nazaretu, trwającego wiernie w akcie kontemplacji i milczącej służby Jezusowi i Maryi [39] ; Hiob, wzór cierpliwości, oraz jego dialog z Jahwe. [40] I wreszcie obrazy przedstawiające Pana Jezusa, a szczególnie Chrystusa ukrzyżowanego lub Ecce Homo. [41]

Jezus Chrystus: poszukiwanie i potrzeba

Zaskakujące jest to nieustanne odwoływanie się do postaci biblijnych. W centrum znajduje się Człowieczeństwo Chrystusa, będące tematem dominującym i punktem, w którym wszystko się zbiega. „Przez całe życie miałam wielkie nabożeństwo do Chrystusa… zawsze powracałam do mojego zwyczaju cieszenia się przebywaniem z tym Panem, zwłaszcza wtedy, gdy przyjęłam komunię. Pragnęłam zawsze nosić przed oczyma Jego wizerunek i obraz, jako że nie mogłam nosić Go tak wyrytego w mojej duszy, jak tego pragnęłam… Skąd przyszły mi wszystkie dobra, jak nie od Ciebie?” [42]

W chwili, gdy Teresa staje w obecności cierpiącego Chrystusa lub – inaczej mówiąc – w momencie gdy widzi, że jest zmuszona rozpocząć, tak na poważnie, dialog z Nim, spontanicznie rodzi się w niej wspomnienie własnych grzechów i w ogóle refleksja nad własnym życiem. Celem jest przezwyciężenie przeszkody, którą stanowi jej własna nędza, i wzniesienie się do poziomu Jego miłosierdzia, Jego osoby.

Wielką korzyść przynosiła Teresie praktyka, którą zapoczątkowała w jeszcze w dzieciństwie, a którą być może należy łączyć z jej zwyczajem codziennego przenoszenia się myślą do ogrodu Oliwnego: „Lubię to porównanie [do sadu lub ogrodu], ponieważ wiele razy w moich początkach (a daj Panie, abym obecnie zaczęła już służyć Twojemu Majestatowi; mówię „początek” tego, o czym odtąd będę mówiła z mojego życia) wielką rozkosz sprawiało mi rozważanie, że moja dusza jest ogrodem i o Panu, który przechadza się po nim. Błagałam Go, aby wzmocnił zapach tych kwiatuszków cnót, które już zaczynały wybijać się – jak się zdawało – i aby były dla Jego chwały, i aby On je podtrzymywał, gdyż ja nie chciałam niczego dla siebie. I przycinał te, które zechce, gdyż już wiedziałam, że wyjdzie im to na dobre”. [43]

Jednakże stosowanie tych środków nie odciąga Świętej od skupienia uwagi na najważniejszym: na Jezusie Chrystusie. Dla św. Teresy odprawianie modlitwy sprowadza się ostatecznie do postępującego krok po kroku wysiłku nastawionego na dotarcie do Pana. Wydarzenia i postacie ewangeliczne stają się dla niej drogami dostępu do Niego. Wewnętrzny ogród stanowi jedynie pretekst lub motyw dla wyobrażenia sobie Jezusa przebywającego w nim. Wysiłki zmierzające do odtworzenia wewnątrz siebie – w trakcie modlitwy – scen ewangelicznych prowadzą do przeniesienia we własne życie postaci, która zajmuje w nich centralne miejsce: Jezusa Chrystusa. Wszystko po to, by ustanowić konkretne relacje z Nim. Tak rodzi się wytrwałe dążenie do „przedstawienia sobie Chrystusa”, przedstawiania Go sobie jako stojącego blisko niej lub przebywającego w jej wnętrzu. To jest główna oś, wokół której obraca się cała modlitwa św. Teresy.

Nie jest łatwo precyzyjnie uchwycić sens tych wyrażeń terezjańskich. Przy pierwszej lekturze zaskakuje beztroska, z jaką Święta pozornie zaprzecza sama sobie w dwóch nieomal następujących po sobie fragmentach: „Starałam się, najbardziej jak mogłam, nosić Jezusa Chrystusa – nasze dobro i Pana – wewnątrz mnie obecnego, i taki był mój sposób modlitwy”. [44] A następnie nieco dalej: „Miałam tak małą zdolność do przedstawiania sobie rzeczy za pomocą rozumu, że jeśli nie dotyczyło to czegoś, co widziałam, to nie miałam żadnego pożytku z mojej wyobraźni; jak to robią inne osoby, które mogą tworzyć wyobrażenia, na których skupiają się. Ja byłam w stanie myśleć o Chrystusie jedynie jako o człowieku. Ale i tak nigdy nie mogłam przedstawić Go w sobie, bez względu na to, jak wiele czytałam o Jego pięknie i oglądałam przedstawiające Go obrazy; jak ktoś, kto jest ślepy lub w ciemnościach rozmawia z inną osobą i ma świadomość, że jest z nią, gdyż wie na pewno, że ona jest tam (to znaczy rozumie i wierzy, że ona jest tam, ale nie widzi jej), tak właśnie działo się ze mną, gdy myślałam o naszym Panu”. [45]

Z tego drugiego opisu, tak szczegółowego i jasnego, możemy precyzyjnie wywnioskować podwójne znaczenie lub zastosowanie czasownika „przedstawiać sobie”. Teresa nie jest w stanie „wyobrazić sobie” Chrystusa, a także żadne jej wysiłki na modlitwie nie mają tego na celu. Wszystkie jej zabiegi zmierzają do „uobecnienia Go”, czyli do przeżycia w sobie na nowo faktu Jego obecności, do uczynienia Go ponownie obecnym w jej wnętrzu, do skonkretyzowania treści jej wiary: „starałam się… przedstawić sobie obecnego we mnie Jezusa Chrystusa”, nie troszcząc się przy tym o komponowanie wyobrażenia danego miejsca ani nie skłaniając się ku wyobrażeniom scenograficznym, a nawet nie skupiając uwagi na drugorzędnych szczegółach dotyczących Jego osoby, takich jak fizjonomia czy wyraz twarzy. Ona zmierza bezpośrednio do Niego, aby wprowadzić Go we wnętrze swojego ducha lub w bezpośrednie otoczenie swojej osoby („wewnątrz” siebie lub „obok” siebie) tak, aby nie pozostało już nic innego, jak tylko rozmowa z Nim. To wszystko.

Podczas jednej z takich chwil, przeżywanej z wyjątkową intensywnością i przygotowanej przez podobne doświadczenia, dokonuje się ostateczne nawrócenie św. Teresy. Ona sama opowiada nam o tym w następujących słowach: „Przydarzyło mi się raz, że wchodząc pewnego dnia do oratorium zobaczyłam obraz przyniesiony tam na przechowanie, a który wyszukano na pewną uroczystość, mającą odbyć się w naszym domu. Było to wyobrażenie Chrystusa, bardzo poranionego, i tak nabożne, że widząc Go takim czułam się cała poruszona, gdyż ono dobrze przedstawiało to, co Pan dla nas przeszedł. Tak mocno poczułam, jak źle odwdzięczyłam Mu się za te rany, że – zdaje mi się – serce mi się rozdzierało i upadłam tuż przy Nim cała zalana łzami, błagając Go, aby mnie już raz na zawsze umocnił, abym Go już nie obrażała”. [46]

Bardzo często tak właśnie postępowała. Zwłaszcza wtedy, gdy starała się naśladować postawę Magdaleny: „przy tym obrazie… wydaje mi się, że przyniosło mi to więcej pożytku, gdyż byłam już całkiem nieufna względem siebie i całą moją ufność pokładałam w Bogu. Wydaje mi się, że powiedziałam Mu wówczas, że nie podniosę się stamtąd, dopóki nie sprawi tego, o co Go błagam”. [47] I nieco dalej opisuje kolejny epizod, w którym również starała się przyswoić sobie postawę i rozstrzygający moment z życia innego wielkiego konwertyty. Przyzwyczajona do odtwarzania w sobie postaci ewangelicznych, natrafia niespodziewanie na św. Augustyna, który w Wyznaniach opowiada o swoim nawróceniu: „zdawało mi się, że widziałam w nich samą siebie… Gdy doszłam do opisu jego nawrócenia i przeczytałam o tym, jak usłyszał ów głos w ogrodzie, zdało mi się nie inaczej, jak tylko, że Pan mi je dał; tak to poczuło moje serce”. [48] Były to już jedno z ostatnich wydarzeń związanych z jej własnym „sposobem” zaangażowania się w praktykowanie modlitwy. Stały się one dla Teresy dogodnym mostem, który pomógł jej osiągnąć drugi brzeg modlitwy: modlitwę mistyczną. [49]

TRZECI OKRES:

Modlitwa wlana

Na bazie tych pokornych i pomysłowych środków zaradczych zrodzi się i rozwinie modlitwa mistyczna Teresy. Już tylko jeden mały krok wystarczy jej, aby przejść od „przedstawienia” do „obecności” boskiego Rozmówcy, a to doświadczenie stanie się czynnikiem decydującym. Modlitwa mistyczna, która będzie udziałem Teresy przez następne dwadzieścia osiem lat życia, jest z pewnością czymś nowym. Jednak równocześnie powtórzą się w niej, choć na inny sposób, powiązania, struktura, ukierunkowanie i forma modlitwy, którą wśród tylu udręczeń praktykowała w ciągu minionych osiemnastu lub dwudziestu lat.

I faktycznie, za każdym razem, gdy Teresa mówi o początkach swojej modlitwy mistycznej, czyni to zawsze, sprowadzając ją do tego podstawowego doświadczenia: obecności Osoby boskiej, Boga lub Chrystusa: „Doświadczyłam kilka razy… choć bardzo szybko to przemijało, zaczątków tego, o czym teraz opowiem. Zdarzało mi się, że w tym uobecnianiu, w którym dążyłam do pozostawania tuż przy Chrystusie – o czym mówiłam – a nawet kilka razy, w trakcie czytania, nieoczekiwanie pojawiało się we mnie tak silne odczucie obecności Boga, że w żaden sposób nie mogłam wątpić, że On jest wewnątrz mnie, albo ja cała zatopiona w Nim”. [50] Innymi słowy, wejściem w tę nową formę modlitwy „jest obecność Boża…, którą każdy… łatwo mieć może, skoro tylko… pragnie polecić siebie boskiemu Majestatowi Jego”. [51]

Cała pozostała historia modlitwy terezjańskiej – stopnie i formy jej mistycznej kontemplacji – utożsamia się z narastającą intensyfikacją tej obecności, ale z pewną cechą szczególną: Święta nie porzuca znanego nam już systemu „prostych środków”, [52] chociaż zazwyczaj niebędzie ich potrzebowała, aby dojść do „przedstawienia sobie” Chrystusa. Osoba, która ją interesuje, jest tam. W pewien sposób ta Osoba narzuca Teresie swoją obecność. Jest to obecność, którą Teresa będzie stopniowo odkrywała z typową nutą zaskoczenia i radości, towarzyszącą wszystkim odkryciom, których dokonujemy osobiście.

Proces ten można podzielić w oparciu o jego kulminacyjne momenty, aby uwydatnić w ten sposób trzy kluczowe odkrycia: uświadomienie sobie na drodze doświadczenia, że Bóg jest wszędzie obecny, wewnątrz człowieka i poza nim; odkrycie obecności Chrystusa, obok i wewnątrz siebie; obecność Trójcy Przenajświętszej we wnętrzu duszy. W tym miejscu należy przytoczyć potrójne świadectwo Świętej.

W Księdze mojego życia i w Zamku wewnętrznym Teresa z prostotą i szczerością relacjonuje swoim czytelnikom, jak pewnego dnia, ku wielkiemu zaskoczeniu dla posiadanej wiedzy teologicznej a także swoich osobistych przekonań, doszła do odkrycia, że Bóg we własnej osobie jest obecny praktycznie wszędzie: „Podlegałam w tych początkach pewnej niewiedzy, gdyż nie wiedziałam, że Bóg znajduje się we wszystkich rzeczach. A ponieważ wydawało mi się, że On pozostawał w tej modlitwie tak bardzo obecny, zdawało mi się to niemożliwe… Ci, którzy nie mieli wykształcenia teologicznego mówili mi, że jest obecny jedynie przez łaskę. Ja nie mogłam w to uwierzyć, ponieważ – jak mówię – wydawało mi się, że On był tam obecny, i tak żyłam w udręce. Pewien wielki uczony z Zakonu chwalebnego św. Dominika uwolnił mnie od tej wątpliwości. Powiedział mi, że Bóg jest tak obecny, oraz jak komunikuje się z nami, co wielce mnie pocieszyło”. [53]

Innego dnia, w sposób jeszcze bardziej niespodziewany (Święta nie pominęła wskazania konkretnej daty: uroczystość chwalebnego św. Piotra) odsłoni się przed nią inna obecność: obecność Chrystusa, „Boga i Człowieka”. Teresa odnotuje ponownie swoje całkowite nieprzygotowanie, co więcej, swoją kompletną niewiedzę o tym, że w ogóle jest to możliwe: „…Po upływie dwóch lat… Przydarzyło mi się wówczas to, co teraz opowiem. Będąc w dniu chwalebnego św. Piotra na modlitwie, zobaczyłam obok siebie lub, ściślej mówiąc, poczułam, gdyż nic nie widziałam oczyma ciała ani duszy, ale wydawało mi się, że Chrystus był tuż przy mnie i widziałam, że to On był tym, który do mnie mówił, jak mi się wydawało. Byłam całkowicie nieświadoma tego, że można doświadczać takiego rodzaju wizji, i dlatego w początku wzbudziła ona we mnie wielką obawę i nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko siąść i płakać. Ale gdy Pan wypowiedział do mnie jedno tylko słowo, które mnie upewniło, pozostawałam jak zwykle, spokojna i z uczuciem zadowolenia i bez żadnej obawy. Wydawało mi się, że Jezus Chrystus znajdował się zawsze u mego boku, a ponieważ nie była to wizja wyobrażeniowa, nie widziałam, w jakiej był postaci. Ale to czułam bardzo wyraźnie, że był zawsze po mojej prawej stronie, i że był świadkiem wszystkiego, co robiłam, i że ani razu, gdy skupiłam się odrobinę lub nie byłam bardzo zajęta czymś innym, nie mogłam być nieświadoma tego, że On jest przy mnie”. [54]

Z całą pewnością Teresa czytała fragmenty Ewangelii i listów św. Pawła mówiące o naszym wszczepieniu w ciało Chrystusa. Jednak te stwierdzenia, być może, umknęły jej lub nie zwracała na nie szczególnej uwagi. W konsekwencji nie wpływały one, z wszelkim prawdopodobieństwem, na jej modlitwę. Tak zatroskana o nawiązanie z Nim osobistego i bezpośredniego kontaktu, przedstawiała Go sobie jako stojącego obok niej, w jej wnętrzu, lub spotykała się z Nim w Eucharystii. Jednakże teraz, całkiem niespodziewanie, dochodzi do odkrycia kojącej rzeczywistości: Jezus Chrystus jest w niej zawsze obecny, jest obecny w jej przestrzeni życiowej i to nie w postaci jakiegoś wyobrażenia, ale jako sam „żywy Chrystus”.

W końcu we wnętrzu duszy dochodzi do spotkania z trzema boskimi Osobami. To doświadczenie zostaje opisane i udokumentowane przez św. Teresę w najsubtelniejszych odcieniach. Na pewnym etapie jej „drogi” ku Bogu Pan raczył „zdjąć łuski z oczu”, aby ukazać Teresie w centralnym mieszkaniu jej duszy „Trójcę Przenajświętszą, wszystkie trzy Osoby… W takim widzeniu trzy Osoby Boskie siebie duszy udzielają i mówią do niej”. [55]

Początkowo Teresa jest tym zaskoczona: „nawykłam oglądać samego tylko Pana Jezusa, więc widzenie trzech Osób sprawiało mi niejaką trudność”. [56] Tak naprawdę jednak owo zadziwienie przemienia się w narastający podziw: „Dusza, o której mówię, w ciągłym żyje zdumieniu, rosnącym z dniem każdym. Ma to uczucie, że te Boskie trzy Osoby nigdy nie odeszły od niej; jasno widzi…, że mieszkają we wnętrzu, w najgłębszym wnętrzu jej, jakby w głębi jakiejś bezdennej. Nie mając nauki, nie potrafi wytłumaczyć, jaka to głębia, ale czuje to, że tam mieszka z nią to boskie towarzystwo”. [57]

W ten sposób modlitwa mistyczna nie tylko ubogaca modlitwę i czyni ją wciąż coraz głębszą, ale przede wszystkim upraszcza ją. W jednej chwili Teresa osiąga to, co przez długie lata było przedmiotem jej mozolnych poszukiwań – dociera do Osoby Drugiego i komunikuje się z Nim.

Po dotarciu do kresu drogi łatwiej jest ogarnąć całe itinerarium modlitwy terezjańskiej oraz odkryć, co stanowi oś przewodnią doświadczenia św. Teresy.
Zwróciliśmy już uwagę na fakt o wielkiej wadze: dla św. Teresy problem transcendencji, tak głośno dzisiaj dyskutowany, nie istniał. Jej religijna postawa z wielką prostotą wykracza poza własne „ja”, aby dotrzeć do Boga, niepopadając przy tym w jakiekolwiek antropomorfizowanie Go, a ona sama nie wyzbywa się tego co ludzkie. Dlatego cała jej modlitwa koncentruje się na wysiłku poszukiwania, na niestrudzonym zmierzaniu ku Osobie. Teresa pragnie dotrzeć do Boga.

Treść modlitwy – co powiedzieć, w jaki sposób miłować, adorować, prosić, wielbić… – ma o wiele mniejsze znaczenie. Ten problem zostaje automatycznie rozwiązany przez samo życie osoby, która oddaje się modlitwie. W modlitwie samo życie Teresy, w całej swojej złożoności, było faktycznie elementem decydującym.
Jezus Chrystus stanowi rozwiązanie wszystkiego. W Ewangelii Teresa odnajduje bezcenną kopalnię możliwości „lokalizowania” Go, aby w ten sposób dotrzeć do Niego. Jednakże Chrystus historyczny interesuje ją jedynie dlatego, że można przenieść Go w swoje życie, w sposób możliwie najgłębszy, postawić nie tylko „obok siebie”, ale również „wewnątrz siebie”. A ponieważ w ramach misterium życia chrześcijańskiego taka możliwość faktycznie istnieje, doświadczenie mistyczne zawładnie Teresą, a modlitwa w swojej ostatniej fazie posłuży jej do urzeczywistniania takiego życia i ukazania innym wszystkich jego wartości.

Przedstawiliśmy powyżej elementy pozwalające lepiej określić terezjańską koncepcję modlitwy, którą łatwo można pogłębić poprzez analizę konkretnych modlitw, które św. Teresa umiejętnie wplotła w tok narracji na wielu stronach swoich pism.

Przypisy:

1.Inne znaczące źródła informacji o życiu św. Teresy: biografia Świętej napisana przez Francesco Ribera (Salamanca 1591), dwie analizy ducha Świętej, dokonane jeszcze za jej życia przez zaprzyjaźnionych z nią teologów, a opublikowane przez o. Sylweriusza od św. Teresy (BMC, t. 2) pod następującymi tytułami: Dictamen (s. 130-132) i Informe (s. 133-152); pisma Hieronima Gracjana i Marii od św. Józefa, poświęcone tematyce terezjańskiej; deklaracje złożone podczas procesów beatyfikacyjnych Świętej (BMC, tomy 18, 19, 20). Jednakże żadnego z tych dzieł nie można postawić na jednym poziomie z pismami samej Świętej.
2.Wielokropki wprowadzone do tekstów terezjańskich wskazują, że jakiś fragment tekstu został pominięty. Tekst Księgi mojego życia przytaczamy za: św. Teresa od Jezusa Doktor Kościoła, Księga mojego życia, Flos Carmeli, Poznań 2007. Pozostałe teksty Świętej cytujemy z Dzieł św. Teresy od Jezusa, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1997.
3.Ż 1,3-4.
4.Por. Ż 3,5.
5.Tamże.
6.Por. zeznania jej bratanicy Terezyty: BMC, t. 2, s. 340.
7.BMC, t. 6, s. 90; por. Ż 5,2.
8.Ż 4,9: „…wydaje mi się, że to Pan zapobiegł, abym nie spotkała nikogo, kto by mnie pouczył, gdyż byłoby niemożliwym jak mi się wydaje przetrwać te osiemnaście lat, w których przeszłam ten trud, i te lata wielkich oschłości, na skutek tej niemożności rozważania”; Ż 8,2: „prawie dwadzieścia lat”; Ż 11,11: „Te trudy mają swoją cenę; albowiem jako ta, która przez wiele lat przechodziła przez nie (tak, że gdy kroplę wody zaczerpnęłam z tej błogosławionej studni, uważałam, że Bóg uczynił mi dar)”; por. Ż 7,17; „ponad osiemnaście [lat] upłynęło mi na tej batalii” powiedziała nieco wcześniej (Ż 8,3; por. Ż 17,2); a w Drodze doskonałości powróci do tego kilkakrotnie, wspominając ten czas jako pewną całość (Dd 17,3; 26,2).
9.Ż 8,3: „…w ciągu tych lat było wiele miesięcy a sądzę, że kiedyś nawet cały rok gdy… wiele oddawałam się modlitwie… W tym czasie praktykowałam długie chwile modlitwy niewiele było dni, które upływały mi bez niej, chyba że czułam się bardzo źle, lub byłam bardzo zajęta”.
10.Por. Ż 3,5; Ż 3,6.
11.Ż 3,7: „Przywracało mi życie to, że stałam się już miłośniczką dobrych książek. Czytałam Listy św. Hieronima, które dodały mi hartu duszy”. Chwilę wcześniej napisała: „brat mojego ojca … chciał, abym pozostała u niego kilka dni. Jego głównym zajęciem była lektura dobrych książek w naszym rodzimym języku, a rozmawiał najczęściej o Bogu i próżności świata. Nakłonił mnie do czytania takich książek i choć nie byłam ich miłośniczką, okazywałam, że jestem” (Ż 3,4).
12.Por. Ż 3,6.
13.Por. Ż 4,7.
14.Ż 9,4; tę samą aluzję czyni do swojego powołania (Ż 3,6).
15.Por. Sd 4,1: „Zakonnica, która to pisze, przyjęła habit lat temu czterdzieści. Od pierwszego roku swego powołania poczęła rozmyślać o Męce Chrystusa Pana… zastanawiając się przy tym nad swymi grzechami”.
16.Ż 4,7.
17.Ż 4,7: „na tej drodze Pan zaczął mnie obdarowywać tak bardzo, że udzielał mi daru modlitwy uciszenia, a kilka razy doszłam do zjednoczenia władz”.
18.Ż 9,4-5: „dopóki pozwalały mi na to moje myśli, albowiem wiele było tych, które mnie zadręczały”; por. Ż 15,6: „rozum, który jest upartym natrętem”; Ż 17,6: wyobraźnia i pamięć „nie mają siły ani nie są w stanie zatrzymać się na jednej rzeczy… wydaje się być jak nocne ćmy, natrętne i niespokojne”; „chociaż pamięć z wyobraźnią nie ma siły dla wyrządzenia jakiejkolwiek krzywdy, to naprzykrza się tym, którzy ją widzą, jak ćma”; Ż 30,16: „rozum jest tak zagubiony, że nie wydaje się być niczym innym, jak rozwścieczonym szaleńcem”; Dd 26,2: „przez długie lata znosiłam to strapienie na modlitwie, tę niezdolność utrzymania myśli na jednym przedmiocie”; Dd 19,2; 4M 1,6.13. Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że w terminologii stosowanej przez św. Teresę każde z tych słów: „rozum”, „myśl”, „wyobraźnia” bywa stosowane w różnych znaczeniach.
19.Ż 4,9.
20.Ż 8,7; por. Ż 8,8; Ż 9,4-5.
21.Ż 8,12; por. Ż 7,17; Ż 9,8.
22.Ż 8,2.
23.Ż 7,1; por. bardziej szczegółową analizę w rozdz. Ż 19,4-11 („brak pokory” „jakież to było zaślepienie”; Ż 19,10: „Dziś jeszcze żegnam się znakiem krzyża i nie wydaje mi się, aby przeminęło tak groźne niebezpieczeństwo, jakim jest ten wymysł, który demon wskazywał mi w imię pokory”; Ż 19,11: „Taki wydaje mi się był początek pokusy, którą demon kusił Judasza”); por. Dd 39,1-2.
24.Ż 19,4; nieco wcześniej napisała: „gdyż już rok i więcej nie praktykowałam modlitwy myślnej” (Ż 7,11; por. Ż 8,3).
25.Por. Dd 31,8: „Co do mnie, wyznaję, że nieraz, wobec tej zmienności myśli moich, której zaradzić nie zdołam, wolałabym umrzeć”.
26.Por. Ż 30,9.
27.Por. Ż 19,11: „Zdumiewa mnie, jak zdołała to przejść. Było to możliwe dzięki nadziei, gdyż nigdy nie myślałam (na ile dzisiaj pamiętam, a było to ponad dwadzieścia jeden lat temu), ani nie przestawałam być zdeterminowana, że powrócę do modlitwy. Ale oczekiwałam w nadziei, aż będę bardziej wolna od grzechów”. Tak pisała w 1565 r. Śmierć jej ojca, która nastąpiła na początku 1543 r., wyznacza moment powrotu do modlitwy (por. Ż 19,12 i 8,3).
28.Nieco dalej stanie się również jasne znaczenie terezjańskiego wyrażenia „przemawiać do Chrystusa”.
29.Ż 4,7.
30.Ż 4,9; por. 9,5.
31.Ż 30,19.
32.Mm 7,6. Przykład-wzorzec Samarytanki w znaczeniu doktrynalnym po¬jawi się ponownie w Zamku wewnętrznym (6 M 11,5); Drodze doskonałości (Dd19,2);Księdze fundacji (F 31,46).
33.Ż 9,2. To wyznanie pochodzi z 1565 r. Wiemy jednak ze Sprawozdań duchowych, że późniejsze doświadczenie mistyczne nie przerwało ani nie osłabiło tej tak prostej praktyki. „W dzień św. Magdaleny, gdy rozmyślałam nad tym, jaką miłość i przyjaźń winna jestem Panu Jezusowi, stosownie do tego, co On raczył mi powiedzieć o tej Świętej i uczułam w sobie gorące pragnienie naśladowania jej przykładu, Pan uczynił mi wielką łaskę i rzekł do mnie: Od tej chwili staraj się i usiłuj, byś Mi gorliwiej jeszcze służyła niż dotąd” (Sd 42).Wypowiedź nosi datę 1575 r., a aluzja do słów, które Pan wypowiedział do niej poprzednio, odsyła nas do innego, wcześniejszego Sprawozdania, które również datowane jest na dzień św. Magdaleny (1572 r.?). To ostatnie pokrywa się z innym, bardzo intymnym wydarzeniem, które miało miejsce nieco wcześniej,a o którym przed chwilą wspominaliśmy. Można zapoznać się z wyjaśnieniem, jakie podaje D. Yepez w swojej biografii św. Teresy, księga 1, rozdz. 19. Kolejne elementy tego łańcucha wydarzeń ukazują dobrze wytrwałość Świętej w praktykowaniu określonych przez nią środków zaradczych.
34.Dd 34,6-7.
35.Ż 9,4.
36.Por. Dd 26,8. A także tajemnica wcielenia: por. Dd 16,2. Bardzo interesująca jest lista konkretnych aktów ukazanych w Wyzwaniu duchowym, będąca oczywistym owocem pracy św. Teresy jako przeoryszy klasztoru Wcielenia.
37.Por. Ż 19,10 i 6M 7,4.
38.7M 4,5. Wiemy, że Święta pragnęła, aby w jednej z pustelni klasztoru św. Józefa znalazł się obraz przedstawiający św. Piotra zalanego łzami skruchy, podobnie jak w innej pustelni poleciła umieścić obraz z Samarytanką. Teresa wykorzystywała również inne wydarzenia z życia św. Piotra: reakcję św. Piotra na górze Tabor (por. Ż 15,1; Dd 31,3); jego decyzję o wyjściu z łodzi i chodzeniu po wodzie (por. Ż 13,3; Mm 2,29); słowa Piotra skierowane do Chrystusa (por. Ż 22,11; Sd54).
39.Por. Ż 6,6-8: „…nie pojmuję, jak można myśleć o Królowej Aniołów z tego okresu Jej życia, gdy tyle przeszła z Dzieciątkiem Jezus, i nie dziękować świętemu Józefowi”.
40.Por. Ż 5,8.
41.Por. Ż 22,4: „…Pragnęłam zawsze nosić przed oczyma Jego wizerunek i obraz,jako że nie mogłam nosić Go tak wyrytego w mojej duszy, jak tego pragnęłam”; a także z większą ekspresją w Drodze doskonałości (Dd34,11): „Coinnego, gdy ta osoba jest nieobecna, wtedy taki sposób przywoływania jej nie¬jako wpatrywaniem się w jej wizerunek, dobry jest i pożyteczny. Wielka to dla mnie rozkosz i niewypowiedziana pociecha, zwłaszcza w chwilach oschłości i opustoszenia wewnętrznego, patrzeć na wyobrażenie kogoś, o kim wiemy, że nas kocha. Bo i jakiż może być przedmiot świętszy i słodszy dla oczu?” (por.Ż 9,6 i 6M 9,13).
42.Ż 22,4.
43.Ż 14,9.
44.Ż 4,7.
45.Ż 9,6.
46.Ż 9,1.
47.Ż 9,3.
48.Ż 9,8.
49.Św. Teresa przeczytała Wyznania w 1554 r., czyli mniej więcej po dwudziestu latach trudnej modlitwy.
50.Ż 10,1.
51.Sd5,25. Powtórzy to, prezentując owo zagadnienie w sposób systematyczny, w przejściu z pierwszego stopnia modlitwy (pierwsza woda) do drugiego (druga woda) Ż 14,5-6. I ponownie przypomni w rozdziale 22: „Gdy zaczęłam doświadczać czegoś z modlitwy nadprzyrodzonej…, wydawało mi się, że odczuwałam obecność Boga… A jest to smakowita modlitwa” (Ż 22,3).
52.Widzieliśmy to w cytowanych już epizodach (np. Ż 9,4). Na temat „prostych sposobów” (por. Ż 9,3) i „mówienia od rzeczy” (por. Ż 34,8) w jej „relacji” z Bogiem, zob. Droga doskonałości (Dd 14,2): „Są wreszcie dusze o świętej prostocie,które mało co znają się na sprawach i obyczajach świata, ale za to wysoką mają umiejętność obcowania z Bogiem” (kontekstem powyższych słów jest myśl o tym, jak ważne dla życia kontemplacyjnego są zdrowy rozsądek i prawy umysł).
53.Ż 18,15; por. 5M 1,10.
54.Ż 27,2.
55.7M 11,6. Por. tekst paralelny w Sprawozdaniu 16, z 29 maja 1571 r.
56.Sd18.
57.7M 1,7.

Fragment książki “Święta Teresa uczy modlitwy” (Tomás Álvarez OCD, Św. Teresa od Jezusa uczy modlitwy, Flos Carmeli 2003).

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code