"Tygodnik Powszechny"

Sposób na wolność

Spread the love

Sposób na wolność

Piotr Sikora

Każde zło może się obrócić w dobro. Nie jesteśmy jednak trybikami w machinie świata zmierzającej ku wyznaczonemu z góry celowi. To, czy harmonia i piękno naszego życia zostaną odbudowane, zależy od nas.

Żyjemy, bo niesie nas Tajemnica. Niesie niczego niepojmujących, niesie tych, którzy świadomie wiodą swoje życie jako wędrówkę w Jej cieniu. W wędrówce tej zdarzają się szczególne momenty, ważne dla każdego z osobna, jak i dla całej ludzkiej wspólnoty. Wydarzeniem takim, jednym z najważniejszych, jest zesłanie Ducha. Mówi o nim Pismo – wielokrotnie, gdyż pojedynczy fragment nie jest w stanie ujawnić, co się wówczas dzieje.

Najczęściej – czemu sprzyja konstrukcja roku liturgicznego – patrzymy na zesłanie Ducha Świętego przez pryzmat opisu z Dziejów Apostolskich, mówiącego o uczniach zamkniętych w Wieczerniku w dzień Pięćdziesiątnicy. Zapominamy przy tym o innych pouczeniach, zawartych w innych miejscach Pisma.

Początek jest trudny

Proponuję medytację nad aspektem zesłania Ducha, który jest niezwykle ważny w perspektywie czwartej Ewangelii. Jej autor widzi ścisły związek grzechu, zamknięcia, niewoli z jednej strony oraz Ducha, prawdy, wolności z drugiej. Łączy też zesłanie Ducha z Jezusową śmiercią, którą rozumie jako wywyższenie Syna, rozświetlenie Go chwałą (por. J 7, 39; 12, 23-33; 16, 7), a więc ze śmiercią, która nie jest oddzielona od Jego zmartwychwstania. Sam moment śmierci, ostatni oddech, ostatni „czyn” Jezusa jest przekazaniem Ducha
(J 19, 30). W konsekwencji uczniowie przyjmują Boskie Tchnienie, gdy tylko rozpoznają, że ukrzyżowany Jezus żyje.

Posłuchajmy: „Był wieczór tego pierwszego dnia po szabacie. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte ze strachu przed Żydami. Jezus przyszedł, stanął pośrodku i powiedział: »Pokój wam«. To powiedziawszy pokazał im ręce i bok. Ucieszyli się uczniowie widząc Pana. A On powiedział znowu: »Pokój wam. Jak mnie posłał Ojciec, tak ja posyłam was«. Powiedziawszy to, tchnął na nich i rzekł: »Weźcie Ducha Świętego. Jeśli czyjeś grzechy oddalicie, będą oddalone, jeśli ujarzmicie – będą ujarzmione«” (J 20, 19-22).

Wszystko dzieje się „tego pierwszego dnia po szabacie”. Jest to dzień jedyny i wyjątkowy, choć każdy przeżywa go w swoim czasie. Dla Kościoła jako powszechnej wspólnoty był to dzień, w którym pierwsi uczniowie Jezusa rozpoznali, że Ukrzyżowany jest Żyjącym. Lecz dzień ten może wydarzyć się w życiu każdego. Wydarzenie to bowiem dotyczy nas wszystkich: autor Ewangelii nie wprowadza tu żadnego ograniczenia, nie wymienia imion, nie pisze nawet, że chodzi o Dwunastu – uczestnikami są po prostu uczniowie.

Początek jest trudny. Strach, który paraliżuje i więzi. Świat stoi otworem, a oni siedzą (my siedzimy) w zamknięciu, choć nikt ich (nas) nie zamknął. Dla Jezusa żadne drzwi nie są jednak przeszkodą. Przychodzi. Staje pomiędzy, pośrodku, wewnątrz. Jego obecność rodzi pokój i radość. Przekazuje Ducha. Przyjęcie zaś Ducha w pierwszej kolejności wyzwala tych, którzy są otwarci na tchnienie Jezusa, gdyż „Duch/wiatr wieje, gdzie chce, słyszysz jego szum, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd zmierza. Tak jest z każdym, kto z Ducha/wiatru się urodził” (J 3, 8).

By urodzić się ponownie, z góry, z wody i tchnienia, trzeba jednak zgodzić się na śmierć. Duch nie mógł być dany, dopóki Jezus nie został wywyższony – na krzyżu (por. J 7, 39). Przekazał Ducha wraz z ostatnim oddechem – umierając. Dlatego stając pośrodku, pomiędzy uczniami, pokazuje im ręce i bok – rany, w których jest nasze zdrowie (Iz 53, 5).

Strach, śmierć, wolność. Co jest przyczyną zamknięcia uczniów? Strach. Boją się o siebie. Strach o ego paraliżuje, zamyka, zniewala, nie pozwala żyć w pełni, naprawdę: kto chce zachować swoje życie, ten je traci (por. Mt 10, 39; Mk 8, 35; Łk 9, 24; J 12, 25).

Miłość jednak potrafi przeniknąć przez mury, Boskie Tchnienie ogarnia zamkniętych przez strach o siebie i swoje życie. Kto przyjmuje Ducha, zgadza się na śmierć i przestaje się bać. Nie musi już dla ochrony własnego ego chować się w ciasnej przestrzeni. Wyzwolony przez Ducha odzyskuje harmonię, pokój i radość. Wyzwolony z egocentryzmu dostrzega innych i szeroki świat, a swoje życie rozpoznaje jako misję, posłanie. Posłanie podobne do misji Jezusa, a właściwie więcej: jako uczestnictwo w tej samej Jezusowej, mesjańskiej misji. Zmartwychwstały nie jest bowiem kimś wobec nas zewnętrznym, On jest krzewem winnym, my – latoroślami (por. J 15, 1-5), jak w Nim jest Ojciec, tak On w nas (por. J 14, 20; 17, 23).

Pułapka

A misją jest dzieło Baranka – zgładzenie grzechu świata. Jeśli przyjęcie Ducha rozbija egocentryczne zamknięcie, wyzwala, daje pokój i radość, to nie można tego wszystkiego zatrzymać dla siebie. Jeśli przyjęcie Ducha jest jak wzbudzenie fali, która się rozchodzi coraz dalej i dalej, ogarnia wszystkich, z którymi narodzeni z Ducha się stykają, to jest to fala zmywająca grzech.

Czym bowiem jest grzech, jeśli nie przeciwieństwem działania Ducha i Bożej woli? A tą jest miłość: „To jest moje przykazanie, abyście się nawzajem kochali, jak ja was ukochałem. Nie ma zaś większej miłości niż ta, gdy ktoś ofiaruje siebie za przyjaciół” (J 15, 12-13). Grzech może kojarzyć się z przekraczaniem przepisów prawa (i w tym sensie wiązać się z wolnością), ale w gruncie rzeczy jego istotą jest co innego. To próba zerwania więzi z Podstawą naszego życia i postawienie w centrum własnego „ja”.

Jako taki obejmuje konkretne czyny, ale jest czymś więcej – stanem, w który człowiek wchodzi poprzez pewne działanie, rzeczywistością, która zaczyna nad nim panować: „każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu” (J 8, 34). Grzech to także dezintegracja wewnętrznej i zewnętrznej harmonii. Pułapka. Egocentryczne postrzeganie świata, które nie pozwala zobaczyć rzeczywistości, jaką naprawdę jest. Stan, w którym biologiczne i psychiczne siły naszej natury stają się naszymi przeciwnikami i zaczynają nad nami panować. Splątanie relacji, w których żyjemy, tworzące zniewalającą sieć lub ich zerwanie, skazujące na więzienie samotności.

Narodzeni z Ducha, który jest Miłością, zostajemy posłani, aby przekazywać Go dalej. Jezus mówi: „Kto we mnie wierzy, jak mówi Pismo, z jego wnętrza popłyną strumienie // rzeki żywej wody” (J 7, 38-39). Kto Go przyjął prawdziwie, ten nosi w sobie źródło, z którego może czerpać każdy, kto znajdzie się w pobliżu. Życie, działanie narodzonego z Ducha jest wyzwalaniem z niewoli tych, którzy jeszcze w niej cierpią. Wyzwolenie to może mieć dwojaką postać: oddalenia (gr. afiemi) zła lub jego ujarzmienia, opanowania (gr. krateo).

(Nie jest to, jak sądzę, tłumaczenie gorsze od rozpowszechnionego przekładu, który mówi o „zatrzymaniu” grzechów, co sugeruje ich nieodpuszczenie. Za moim przekładem stoją po pierwsze względy językowe: słowo krateo bywa stosowane w Nowym Testamencie w znaczeniu „zatrzymać”, ale gdy chodzi o aresztowanie; pierwszorzędnym jego znaczeniem jest jednak „rządzić”, „panować”, również „zwyciężyć”. Pasuje też lepiej do kontekstu: jest nim przekazanie Ducha, który jest miłością, źródłem życia i wolności oraz wynikająca stąd misja: uczniowie są posłani, jak Syn został posłany, jego zaś misją jest zbawienie świata, zgładzenie grzechu).

Najlepiej grzech oddalić, tj. sprawić, by całkowicie zniknął z życia, nad którym dotąd panował. Oto na przykład człowiek, opanowany przez chciwość, kierującą wszelkimi jego działaniami i redukującą każdą jego relację do poziomu układu handlowego. Może nie doświadczył w swym życiu bezinteresownej miłości, został nauczony, że tym, co decyduje o jego własnej wartości i o wartości innych, są posiadane zasoby. Może się jednak zdarzyć, że człowiek taki spotka miłość tak wielką, że pozwoli mu dostrzec prawdziwą – jedynie ograniczoną i względną – wartość dóbr materialnych. Doświadczył już, że jest kochany po prostu, bo jest, a nie ceniony za to, co ma. Prawdziwe dobro zostało rozpoznane, chciwość oddalona, nie stanowi już nawet zagrożenia; nie ma jej.

Odpuszczenie

Często jednak tak całkowite wyzwolenie jest niemożliwe. Możliwe jest jednak inne nad nim zwycięstwo. Można grzech ujarzmić, zapanować nad nim. Jak w przypadku kogoś o wybuchowym temperamencie. Gniew może zawsze drzemać pod skórą, gotować się do ataku, zmuszając do czujności i wysiłku. Nie musi jednak nad człowiekiem panować, można go okiełznać, by energię w nim zawartą wykorzystać do dobrych celów. Trudno taką przemianę przejść samotnie, pomocne jest wsparcie bliskich, gotowych znosić trudy relacji z „gwałtownikiem”, przez swoją stanowczą łagodność wprowadzających pokój w jego serce.

Są też sytuacje życiowe, w których negatywnych konsekwencji swoich czynów nie można po prostu uniknąć. Choćby nieudane małżeństwo – wielkie uczucie, bliskość, dzieci, gaśnięcie uczuć, nieporozumienia, rozejście się.
Potem nowi ludzie, nowe relacje, nowa miłość, nowe dzieci. Ślady pierwszego związku pozostają w duszy na zawsze, nie mówiąc już o cierpieniu dzieci. Czasu cofnąć się jednak nie da, zrywanie nowych relacji, równie głębokich i zobowiązujących, byłoby bez sensu. Trzeba nieść konsekwencje swoich czynów.

To, co negatywne, nie musi jednak nad życiem panować. Owszem, potrzebna jest mądrość, męstwo, cierpliwość, potrzebna dobra rada, ludzka życzliwość, potrzebne obecne w tym wszystkim Boskie Tchnienie, samo w sobie niezauważalne, lecz wszystko podtrzymujące i rodzące życie. I splątane ścieżki życia mogą stać się glebą trudnej mądrości, nigdy nie pozbawionej cierpkiej nuty, lecz dzięki temu, przez co przeszła – współczującej, uczącej życia dobrego jak wytrawne wino.

Podstawa naszego istnienia jest Boskim, wiecznym Miłosierdziem, wszechogarniającą przestrzenią nieustannego przebaczenia. Niepodważalnym i skutecznym znakiem tego przebaczenia jest sakramentalna spowiedź. Lecz co to znaczy, że wszystko wiecznie jest nam przebaczane? Chyba to, że ostateczna Podstawa naszego istnienia jest dla nas fundamentem nieustannej możliwości odrodzenia i rozwoju, niezależnie od tego, co zrobiliśmy i w jaką sytuację przez to weszliśmy. Żyjemy w przestrzeni przebaczenia – czyli każde zło może się obrócić w dobro. Nie jesteśmy jednak trybikami w machinie świata zmierzającej bezwzględnie ku wyznaczonemu z góry celowi. To, czy harmonia i piękno naszego życia zostaną odbudowane, zależy od nas.

Co złe, zostało nam przebaczone przez Boskie tchnienie przenikające świat. Nie musimy pozostać niewolnikami grzechu, może on być odpuszczony, oddalony bądź ujarzmiony. Bez naszego działania będzie nas jednak trzymał w niewoli i w tym sensie nie zostanie odpuszczony do końca.
Dlatego Pan mówi, pokazując swój bok i dłonie: weźcie Ducha; przestańcie się bać; odpuszczajcie grzechy; nieście pokój.

PIOTR SIKORA (ur. 1971) jest filozofem i teologiem, wykłada w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie.

Tekst pochodzi z „Tygodnika Powszechnego”

W najnowszym “Tygodniku Powszechnym” :

Po Festiwalu w Gdyni
Skręt a sprawa polska
Kto nas uczy seksizmu
Rzecz o Alinie Margolis-Edelman
Weneckie Biennale Sztuki
Chrześcijańscy homoseksualiści piszą do Papieża
Mocny filar wiary – rozmowa z raperem Vienio
Prawnik producentem teatralnym – wywiad z Lejbem Fogelmanem
Grochem o ścianę – polemika Leszka Balcerowicza
“Tygodnik” rozmawia z nowym prezesem IPN, Łukaszem Kamińskim

dodatki:

“Malewska: głos z ukrycia”

“Lublin”

Zaprenumeruj e-tygodnik!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code