"Tygodnik Powszechny"

Diabłu na widły

Spread the love

Diabłu na widły

ZUZANNA RADZIK

Te niepożądane i złe upadki, które przydarzają się księżom i pozwalają im dojrzewać, miały swoje imiona, zapach, kolor włosów. W obrazie księdza stojącego przed Bogiem i załatwiającego te sprawy wyłącznie z Nim – kogoś brakuje.

Ojciec Wacław Oszajca opowiada o księżowskich wątpliwościach i upadkach, ale i o tym, że celibat ma swój tajemniczy sens („TP” 09/2011). Mówi o „kleryckich nocach” w seminarium, o pragnieniu, żeby „mieć kobietę”, o marzeniach o rodzinie, zwieńczonych wreszcie pogodzeniem się z jej brakiem. O zmaganiu, by zrozumieć „dlaczego ja” i o zaakceptowaniu tego wybrania. Konkluzja brzmi: księża, choć upadający, wciąż przynoszą pocieszenie, podtrzymują przy życiu, „przegrywanie ze sobą, z innymi, z Bogiem – nie prowadzi do klęski. W przedziwny sposób Bóg robi swoje”.

Wyrozumiałość

Kobiety też niejedno o celibacie wiedzą – nie tylko te, które zdecydowały się na relację z księdzem. Czują wzrok taksujący ich figurę, spojrzenie tonące w dekolcie. Wmawiają sobie, że tego nie ma, choć jest. Puszczają w niepamięć niejednoznaczności i aluzje, którym jednak łatwo zaprzeczyć. Rubaszne dowcipy, które przecież nie muszą mieć z niczym związku, ba: mają wręcz oznaczać, że opowiadający ma swobodny dystans „do tematu”. Przymykają oko, bo tak wolą, i dopiero ktoś z zewnątrz pyta: czy to, że ten przemiły ksiądz właściwie ciągle mówi i żartuje o kobietach, nic nie znaczy?

Tekst o. Oszajcy niby nie mówi o tym, wspominając bardziej radykalne problemy z celibatem: niedotrzymanie go, upadki, potknięcia, grzech, pakowanie się diabłu na widły, a ludziom na języki. Można być wdzięcznym, że autor dzieli się z nami doświadczeniami swojego środowiska. Że odmitologizowuje księży.
Jednak kogoś brakuje w tym opowiadaniu o miłosnych dramatach. Jak na ilustrującym tekst zdjęciu odwróconych plecami blondynek nie widzimy twarzy, tak tu nie słyszymy głosu księżowskich ukochanych, dziewczyn, kochanek, konkubin. Kobiet, które mają swoje zdanie o celibacie i jego doświadczenie wzięte skądinąd niż większość z nas.

Pamiętając, że abstrakcyjny „upadek” to konkretna osoba, łatwiej odpowiedzieć na stawiane przez o. Oszajcę pytanie, dlaczego do wykroczeń wobec szóstego i dziewiątego przykazania odnosimy się z mniejszą wyrozumiałością. Gdzie nasze pójście za pożądaniem dotyka powierzonej nam w zaufaniu intymności, tam być może należy się nam tej wyrozumiałości mniej. Owszem, dotyczy to i celibatariuszy, i małżonków, i singli. Tam, gdzie może i kochamy, konsumujemy, dajemy nadzieję, lecz odchodzimy, np. w imię dalszego noszenia sutanny, również na wyrozumiałość nie zasługujemy.

Przepraszam, Bóg mnie wybrał

Damsko-księżowskie historie niby nie różnią się bardzo od innych damsko-męskich. Może poza jednym punktem: tu romans ma swój pięknie usprawiedliwiany koniec. To już nie banalny wykręt, lecz wzniosłe religijne usprawiedliwienie: Bóg mnie wybrał, nie sprzeniewierzę się powołaniu, to był moment słabości. Jest coś szczególnie uderzającego w zasłanianiu wyrządzonej komuś krzywdy pobożną retoryką.

Są więc kobiety, które coś do księży czują, i czasem wiedzą, że oni do nich też. Z żalem rezygnują lub nie… Te kobiety to nie zdeklarowane ateistki. Przypuszczam, że zwykle bliżej im do Kościoła niż dalej. Szybki przegląd internetowych forów pozwala wyczytać z historii zakochanych, że najczęściej są aktywnymi parafiankami. Zatem mamy wśród nas księży i kobiety: obie strony, każda po swojemu, borykają się z celibatem. Wierzące, acz trochę pogubione. Oni jeszcze wiedzą, w imię czego wyrzekają się swoich uczuć, one mają z tym często większy problem. Najczęściej, oprócz niefortunnego wywiadu w „Wysokich Obcasach”, nie opowiadają, jak to jest. Nasze diecezje utrzymują dla niektórych fundusze alimentacyjne, my wolimy udawać, że to nie dzieje się obok nas.

Owszem: zwykle wiedziały, kim są ci mężczyźni i na co się decydują. Nie są ofiarami, tylko współtwórczyniami sytuacji. Może spodziewały się innego finału albo żyły chwilą, uczucie je zaskoczyło. Niemniej są częścią tej opowieści. Czasem to niedojrzałość jednego lub dwojga, czasem obopólny egoizm, w którym rany i wina spadają na obie strony. Zagubienie. Ale często też uczucia bardzo obojgu potrzebne i prawdziwe: bliskość, przyjaźń, miłość. Może w złych okolicznościach rozpoczęte, niemniej autentyczne.

Celibat: tak, ale…

Myślę o częstym w kościelnych kręgach mówieniu z pogardą o odchodzących, eufemizmach, które i tak odsłaniają mieszaninę złości i zawodu. Jednak tym, którzy umieli wybrać, nawet wbrew wcześniejszym zobowiązaniom, również należą się wyrozumiałość i szacunek, nawet jeśli boli nas utrata duszpasterza. Należy się im miejsce pośród nas, tak żeby te odejścia nie były odejściem zbyt daleko. Żeby dla kogoś, kto tak wiele dawał nam z siebie, znalazła się przestrzeń. Tak, by decyzja o odejściu, i tak niełatwa, raniła mniej, gdy zostanie zrealizowana.
Nie podnoszę postulatu zniesienia celibatu. To raczej głos za tym, by spokojnie przyglądać się różnym argumentom, kiedy o nim rozmawiamy. Patrząc, słuchając i zwyczajnie się martwiąc, że wielu księży traci energię na walkę z uczuciami i pragnieniami, które nie musiałyby ich posłudze przeszkadzać.
O. Oszajca opisuje walkę i upadki, które prowadzą do dojrzałości. Ile razy jednak kończą się jałowym zmaganiem?

Nie chodzi o rozmiękczanie zasady ze względu na słabość ludzi, którzy upadają. Raczej o zastanowienie się, czemu ona służy i czy jest bezwzględnie potrzebna. Zachowanie opcjonalnej bezżenności, która wykuła wielu wspaniałych duszpasterzy, nie musi przeczyć stworzeniu przestrzeni, w której dramatyczne zderzenie powołania i pragnienia życia z kimś nie będą konieczne. Z wcześniejszej praktyki Kościoła, jak również siostrzanych Kościołów Wschodnich, nie wynika, by prezbiterat i celibat musiały być ze sobą związane. Rozróżnijmy między bezżennością zakonników a możliwością życia w małżeństwie księży diecezjalnych. Żyjący w małżeństwie może być równie czytelnym znakiem i równie oddanym sługą Pańskiego stołu. Może wnieść też jakieś zaskakujące nowe dary, których się nie spodziewamy.

Zwłaszcza że, jak wyliczył prof. Józef Baniak, wielu chciałoby (54 procent), a jedna trzecia ankietowanych okazjonalnie smakowała, jak to jest. Niech rolą kobiety u boku księdza nie będzie jedynie bycie jego „upadkiem”.

ZUZANNA RADZIK

Tekst pochodzi z „Tygodnika Powszechnego”

“W najnowszym “Tygodniku Powszechnym” :

Handel ludźmi trwa

Niewolnik nie krzyczy
Wywiad z E. Benjaminem Skinnerem o współczesnym niewolnictwie
Wypaleni | Skala skandalu
Fragment książki Papieża Benedykta XVI
Rekolekcje Jana Grosfelda | kim był o. Jan Bereza
Rozmowa z Ireną Grudzińską-Gross i Janem Tomaszem Grossem
Gorączka złota w Oświęcimiu
Nowe tłumaczenie Marco Polo
Grzegorz Turnau wspomina Irenę Kwiatkowską
Złoto pod Nowym Jorkiem
Nowa premiera Strzępki i Demirskiego

dodatek “Stulecie Kisielewskiego”

Zaprenumeruj e-tygodnik!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code