Chrześcijaństwo i inne religie świata

Kościół pojednania

Spread the love

Kościół pojednania

JOANNA BĄTKIEWICZ-BROŻEK

To jedno z najniezwyklejszych zjawisk chrześcijaństwa naszych czasów – pisał Jerzy Turowicz.
Fenomen Taizé, nie zawsze dobrze w Kościele rozumiany, od 60 lat przyciąga tłumy

Na Spotkania Europejskie, jak tegoroczne w Poznaniu, zgłasza się ok. 40 tys. młodych ludzi różnych wyznań. Do Wiednia, na przełomie 1992/93, przyjechało ich ponad 100 tysięcy.
Młodzież (według standardów wspólnoty zalicza się do niej osoby do 33. roku życia) spotyka się trzy razy dziennie na modlitwie: rano w parafiach, w południe i wieczorem w zaadaptowanych na tę okazję halach targowych czy sportowych. W ciągu dnia uczestniczy w rozmowach na temat Biblii i dzieli się doświadczeniami swoich Kościołów. Analizuje też list autorstwa przeora z Taizé.
Poznański 32. etap tzw. Pielgrzymki Zaufania przez Ziemię jest czwartym w Polsce i przypada w 20. rocznicę pierwszego Spotkania w naszym kraju, we Wrocławiu w 1989 r.

Więź

Październik 1962 r., trwa Sobór Watykański II. Wczesnym rankiem w Kaplicy Najświętszego Sakramentu w Bazylice Św. Piotra w Rzymie klęczy kard. Karol Wojtyła. Do kaplicy wchodzi dwóch młodych mężczyzn. Ubrani w białe habity bracia Roger i Max (biorą udział w Soborze na zaproszenie Jana XXIII) budzą ciekawość biskupa krakowskiego. Przyjmuje ich zaproszenie na posiłek do rzymskiego mieszkania nieopodal Piazza Venezia (tam bracia spotykają się z watykańskimi dostojnikami, by przy stole rozmawiać o jedności Kościoła). Odtąd Wojtyła będzie codziennie o świcie spotykać się z nimi na modlitwie.
W 1965 r. i 68 r. przyjedzie do Taizé, a z przeorem spotka się w czasie pielgrzymki mężczyzn do Piekar Śląskich, gdzie ten ostatni przyjeżdża na zaproszenie katowickiego biskupa Herberta Bednorza. Brat Roger, protestant, wygłasza kazania o Maryi.

Między założycielem Wspólnoty z Taizé a przyszłym papieżem tworzy się więź, którą w rozmowach z bratem Markiem sekretarz Wojtyły ks. Stanisław Dziwisz określał jako „coś więcej niż przyjaźń, rodzaj syntonii, współodczuwania”, także w kwestiach doktrynalnych oraz wizji Kościoła powszechnego. To do Brata Rogera 22 października 1978 r. Papież zwrócił się na pierwszej audiencji prywatnej po konklawe, w obecności delegacji z innych krajów, ze znamiennym pytaniem: „Chcemy pojednania, czyż nie tak, drogi bracie?”.

Kiedy w 1986 r. Jan Paweł II przyjeżdża na wzgórze Taizé, ponad 7 tys. osób gotuje mu gorące powitanie. Papież mówi wówczas: „we wszystkich Kościołach i wspólnotach chrześcijańskich, a nawet wśród najwyżej postawionych polityków świata, Wspólnota z Taizé znana jest z pełnego nadziei zaufania, którym darzy ludzi młodych. Właśnie dlatego, że podzielam to zaufanie i tę nadzieję, jestem tu tego ranka. Drodzy młodzi, by nieść światu radosną nowinę Ewangelii, Kościół potrzebuje waszego entuzjazmu i waszej wspaniałomyślności”.

Mnisi XX wieku

Historia Taizé rozpoczyna się w 1940 r., kiedy 25-letni Roger Schutz, syn pastora, Szwajcar, przyjeżdża do francuskiej Burgundii. Chce udzielać pomocy uchodźcom wojennym, głównie Żydom. Dociera do wioski Taizé, 80 km od Lyonu, w pobliżu dzielącej Francję linii demarkacyjnej. Kupuje dom za pozyczone pieniądze. Przez wzgląd na tych, których ukrywa, modli się w samotności.
Roger nie może znieść myśli o podziale chrześcijan. Ojciec jest protestantem, ale Roger wychowuje się w katolickiej ubogiej rodzinie. Pod koniec życia powie, że ma katolickie serce.

W Wielkanoc 1949 r. razem z sześcioma towarzyszami składa śluby „celibatu”, „wspólnoty dóbr” i „uznania posługi”. Trzy lata później powstaje Reguła Taizé. Dzisiaj Wspólnota liczy ponad 100 braci – katolików i protestantów – z 30 krajów świata. Są wśród nich Niemcy, Włosi, Hiszpanie, Portugalczycy, Kanadyjczycy, Amerykanie, bracia z Ameryki Południowej oraz trzech Polaków. Poza Taizé mieszkają w tzw. fraterniach, najuboższych dzielnicach w Indiach i Brazylii. Niektórzy z nich to teologowie, lekarze, prawnicy, muzycy. Utrzymują się z własnej pracy (wyrabiają ceramikę, malują, wydają książki), nie przyjmują żadnych darów.
Trzy razy dziennie dzwon wzywa braci na modlitwę. Wkładają wtedy białe płócienne habity. W 1962 r. budują – ponieważ romański kościółek w wiosce staje się za mały – „Kościół Pojednania”. W czasie modlitw młodzi siedzą w kościele na posadzce razem z braćmi, twarzami w stronę prostego ołtarza z tabernakulum, ikoną krzyża i rozpostartymi pomarańczowymi płótnami.

Dogmat i dialog

Bracia z Taizé czerpią z tradycji Kościołów Wschodu, katolicyzmu i protestantyzmu. Są uparci w dążeniu do jedności Kościoła wielu wyznań, z zachowaniem tradycji i specyfiki każdego z nich. Jak powtarzał Brat Roger, bracia chcą „żyć tworząc przypowieść o komunii”, której centrum jest Chrystus i Jego Ewangelia. Warto o tym pamiętać, napotykając stereotypowe argumenty krytykujące inicjatywy braci: brak wyznaniowej specyfiki, bazowanie na emocjach czy wręcz synkretyzm religijny.

Wiele zarzutów nie zgadza się z faktami.: że brak tu codzienne Eucharystii, tymczase we mszy katolickiej można uczestniczyć rano w podziemnej kaplicy. Że „Matka Boża nie trafia na usta braci” – przeciwnie, Brat Roger często o Niej mówił, a ikona Maryi stoi w centrum kościoła w Taizé. Podaje się w wątpliwość intencje, z jakimi przyjeżdża tu młodzież: żeby się wyszaleć i tanio spędzić kilka dni wakacji. To szczególnie modny zarzut względem Polaków, którzy masowo ciągnęli do Taizé na początku lat 90., po wyrwaniu się zza żelaznej kurtyny. Trudno się upierać, że w wielu przypadkach tak nie było. Ale ani atrakcyjność turystyczna, ani wolność tam panująca wszystkiego nie tłumaczy.

Tym bardziej dziwią treści grudniowego numeru miesięcznika „W drodze”. Argumenty przytaczane przez Tomasza Terlikowskiego powielają opinie konserwatystów i tradycjonalistów, którzy zwykle w Taizé nie byli bądź spędzili tam tylko krótki czas. Zdaniem publicysty, „co prawda, bracia pokazują młodym ludziom Chrystusa i pozwalają im poznać się z innymi Jego wyznawcami”, ale uczestnikom spotkań trudno potem odnaleźć się we wspólnotach parafialnych, a „pełne przeżycie, zrozumienie i wejście w katolicyzm, prawosławie czy luteranizm jest o wiele bardziej wymagające i trudne niż uczestnictwo w spotkaniach Taizé”. To niezrozumienie tego, czym faktycznie jest Taizé. Bo czy prawdziwe „wejście w katolicyzm”, faktycznie „bardziej wymagające niż uczestnictwo w spotkaniach w Taizé”, nie jest właśnie wyjściem z konkretną pomocą drugiemu?
Argument, że młodym trudno się odnaleźć we wspólnotach parafialnych, może być prawdziwy, ale czy to wina Taizé, czy też zamkniętych nieraz na zaangażowanie świeckich i ekumenizm polskich parafii?

Przecież w polskiej rzeczywistości funkcjonują dziesiątki grup charytatywnych i modlitewnych, które powstały z inspiracji młodych po ich powrocie z Taizé. Angażują się w pracę w domach dziecka, odwiedziny więzień, szpitali. Bo w Taizé nauczyli się, że trzeba iść tam, gdzie jest trudniej. Poznali, że być chrześcijaninem, katolikiem, prawosławnym czy luteraninem – to najpierw służyć Chrystusowi w drugim człowieku. Irracjonalnie brzmi zarzut Terlikowskiego, że bracia podkreślając, iż nie chcą budować alternatywy dla istniejących już wyznań, próbują tym samym „budować wrażenie”,
że „doktryny Kościołów i ich dogmatyki stanowią tylko ornamentykę, kominki czy fotele, w których chrześcijanin może się zagłębić w zależności od upodobań”. Wspólnota ma być jedynie znakiem, że pojednanie chrześcijan jest możliwe; pobyt w Taizé jest tylko impulsem do duchowych poszukiwań, ale i zachętą do poznania własnego Kościoła. Ikonografia i elementy liturgii w Taizé łączą w sobie różnorodność i szacunek do wszystkich wyznań chrześcijaństwa. Najcięższy i bolesny zarzut Terlikowskiego, 4 lata po śmierci Brata Rogera (został zamordowany w czasie modlitwy), jakoby bracia żyli „wbrew intencjom założyciela”. Po tym jak brat Alois wstąpił do Wspólnoty, jej ówczesny przeor niemal od razu miał intuicję, że to jemu powierzy przewodniczenie Wspólnocie. Ich myślenie o jedności chrześcijan i rozumienie Chrystusa było tak dalece spójne. W grudniu 2008 r. Brat Alois napisał w „Tygodniku”: „Nadal żyjemy przekonaniami Brata Rogera (…), chcemy iść drogą, którą nam wyznaczył”. Wystarczy pojechać do Taizé i przekonać się, że od śmierci Brata Rogera nic się tam nie zmieniło.
Wspólnota z Taizé nadal żyje jak pierwotna Wspólnota pierwszych chrześcijan: koncentruje się na przekazie Ewangelii.

„Takich zwierzy nie ma”

W wydanej niedawno „Historii Taizé” Jean-Claude Escaffit, znany francuski dziennikarz, oraz Moiz Rasiwala, współorganizator Soboru Młodych w Taizé, napisali: „to dzięki Jerzemu Turowiczowi (…) Polacy mogli zapoznać się z przesłaniem Taizé”. Turowicz nie tylko pisał o Wspólnocie, ale i przyjaźnił się z braćmi. W tym samym czasie, kiedy nawiązuje się przyjaźń Brata Rogera z kard. Wojtyłą, przeor poznaje naczelnego „Tygodnika Powszechnego”.

Nic dziwnego, że pierwsze w Polsce wiadomości o Wspólnocie pojawiają się na łamach „TP”. W 1961 r. w tekście „Taizé, klasztor protestancki” Aniela Urbanowicz opisuje swoje wrażenia z wizyty na burgundzkim wzgórzu. Podkreśla prostotę Wspólnoty, cytuje fragmenty książki przeora o duchowości Taizé, którą jest „wola, aby biec razem w myśl rad Pawłowych, (…) aby pragnąć zbawienia wszystkich”, ale „tylko, kiedy razem wpatrujemy się w Chrystusa”. Założycielka warszawskiego KIK-u trafia do Taizé przypadkowo, w czasie pobytu we Francji w 1960 r. Potem przez lata koresponduje z Bratem Rogerem. Doskonale rozumieją się w kwestii bezwarunkowego pojednania chrześcijan. Wspólnota przyzna Anieli Urbanowicz Nagrodę Mahatmy Ghandiego.

„Tygodnik” drukuje też w całości Regułę Wspólnoty Ekumenicznej w tłumaczeniu Jerzego Turowicza. W czerwcu 1973 r. na łamach pisma ukazuje się krótka relacja z pobytu Brata Rogera w Piekarach Śląskich i streszczenie z wygłoszonej przez niego u krakowskich dominikanów homilii. Gość z Taizé odwiedza też redakcję na Wiślnej. Swoje refleksje z pobytu w Polsce (pisze nawet o „miłości do Polski”) prześle później w formie listu do Jerzego Turowicza, także opublikowanego. Tego samego 1973 r.

„Tygodnik” wysyła do Taizé swojego specjalnego wysłannika. Ks. Adam Boniecki dostaje zadanie napisania reportażu ze spotkań na wzgórzu. Pojawia się w Taizé incognito, rozbija namiot i wtapia się w tłum młodzieży (bracia dopiero po kilku dniach zorientują się, że jest księdzem). Szuka dziury w całym, ale mimo szczerych chęci jej nie znajduje. Donosi: „Tu się nie daje żadnych odpowiedzi. Tu się nie podsumowuje efektów. To nie jest wielka międzynarodowa organizacja. To jest dzielenie się. To jest słuchanie. To jest wiara w człowieka. Każdego”.

Nie wszyscy przyjeżdżają w poszukiwaniu osobistej świętości. „Dla poszukiwaczy swobody i towarzyskich (mówiąc delikatnie) przygód na skalę międzynarodową miejsca jest dość” – nie ukrywa ks. Boniecki. Rozmawia z bratem Clement. „Pytam, czy jest możliwe, by w takim niemal tysiąc osób liczącym tłumie nie zdarzały się przypadki narkotyków, kradzieży, innych przestępstw? – Oczywiście to wszystko bywało i bywa. I narkotyki, i kradzieże, i inne kłopoty. Ale na szczęście to zawsze jest tylko całkiem na marginesie, to tylko nieliczne przypadki. Kropla w morzu tego dobra, które tu się dokonuje”.

Wysłannik „TP” pisze, iż uderzające w Taizé jest „zjawisko trudne do opisania: ci młodzi są wyraźnie zadowoleni z tego, że są w miejscu, gdzie wolno być dobrym, gdzie mówienie o wielkich rzeczach nie jest śmiesznością, gdzie modlenie się jest czymś równie normalnym jak jedzenie czy spanie”. W czasie pobytu w Taizé robił wszystko, „by nie dać się zawładnąć czarowi bycia w gromadzie”, pilnie szukał „podskórnych, ukrytych przed okiem ogółu metod manipulacji i ukrytego reżyserowania, na próżno”.
Więc ostatecznie co sądzi o Taizé? „Myślę tak, jak pewna prosta kobieta, która zobaczywszy pierwszy raz w życiu żyrafę opuściła zoo stwierdzając kategorycznie: Takich zwierzy nie ma!”.

Dobra wymiana

W czołówce uczestników Spotkań w Taizé są dzisiaj Niemcy, ale tylko nieznacznie ustępują Polakom. 31 lat temu, na pierwszym Europejskim Spotkaniu Młodych w Paryżu, pojawi się tylko trzech naszych rodaków, dwa lata później do Rzymu przyjeżdża już 600 osób. – To dzięki pomocy polskiego episkopatu – podkreśla brat Marek, pierwszy Polak we Wspólnocie. – Władze żądały gwarancji, że wszyscy wrócą do kraju. Dał ją bp Władysław Miziołek. Przewodniczący Komisji ds. Ekumenizmu pomógł w wynajęciu państwowych autokarów i przyspieszył wydawanie paszportów.
Podobno rękę przyłożył do tego też Jan Paweł II.

Rzymskie spotkanie było dla Wspólnoty z Taizé ważnym momentem: przyniosło przełamanie lodów ze Stolicą Apostolską. Opowiada jeden z polskich biskupów (prosi o zachowanie anonimowości): – W Watykanie nie zawsze ułatwiano życie braciom. Trochę z braku znajomości Wspólnoty, trochę z lęku przed praktycznym przełożeniem ekumenizmu, jaki z powodzeniem uprawiali bracia.
Do takiej sytuacji mogła przyczynić się źle zapamiętana interwencja Brata Rogera u Piusa XII, kiedy papież ogłaszał dogmat o Wniebowzięciu. Przeor z Taizé obawiał się, że decyzja ta zatrzyma dialog ekumeniczny. Jan Paweł II, chcąc położyć kres niezrozumieniom, w 1980 r. poprosił braci o zorganizowanie Spotkania właśnie przy Watykanie. To miało położyć kres wątpliwościom.
Liczba Polaków na Spotkaniach Europejskich rośnie, by osiągnąć rekord 60 tys. w Wiedniu w 1992 r. i 50 tys. w Paryżu dwa lata później.

– Taizé z jednej strony w latach 80. i 90. dawało młodym Polakom nadzieję na przezwyciężenie absurdalnych politycznych podziałów – mówi ks. Marek Spyra, duszpasterz akademicki. – Z drugiej, proponowało inny niż np. ruch Światło-Życie sposób przeżywania chrześcijaństwa. Choć dziś polskie chrześcijaństwo przenika wiele form duchowości, duch Taizé wciąż chyba najbardziej nam odpowiada. Jest on skierowany na Chrystusa, nadzieję Europy. Dzięki wyjazdom do Taizé i na Spotkania Europejskie wśród Polaków zanika przekonanie, że Polska to wyspa otoczona morzem ateizmu – uważa ks. Spyra.

Polacy mogli się czuć w Taizé uprzywilejowani. Przez lata bracia modlili się za Jerzego Turowicza, kardynała Wojtyłę i Anielę Urbanowicz. Dzięki temu nazwiska te przebijały się do świadomości młodych Europejczyków.
Brat Roger czuł do Polaków sentyment: to jedyna grupa narodowa, dla której organizował w każdy czwartek osobne spotkanie – najpierw w ogrodzie domu braci, potem, kiedy liczba Polaków wzrosła, przed ikoną Matki Bożej Częstochowskiej (podarował ją Wspólnocie
bp Józef Michalik). – Brat Roger czuł się spokojny, kiedy wiedział, że w Taizé są Polacy – mówi brat Marek. – Dla wielu młodych Europejczyków ich postawa w czasie modlitw czy świadectwo ich naturalnie przeżywanej religijności było zjawiskiem.

Taizé nie tworzy ruchu. – Nie chcemy wiązać młodych, przywłaszczać ich sobie – wyjaśnia brat Marek. – Nie powielać struktur w Kościele – taka była intencja Brata Rogera. Kiedy młody człowiek w Taizé odkryje swoją odpowiedzialność za Kościół, wraca do swojej parafii.
„Zapomnij o nas” – mówią bracia wyjeżdżającym młodym. Doświadczenie Taizé ma być jedynie pierwszym krokiem w stronę odkrycia, kim jest Bóg, próbą spojrzenia na własne życie z dystansu i perspektywy Ewangelii.

Rok 1978, Freiburg im Breisgau, południowe Niemcy. Trwa katolicki zjazd Katolikentag. Brat Roger mówi do wypełniających kościół Niemców: „To z Polski przyjdzie wiosna Kościoła”. Z miejsca zrywa się Jerzy Turowicz, sprawozdawca zjazdu. Biegnie do zakrystii i czeka tam na Brata Rogera. Chce jako pierwszy zadać mu pytanie o przyczynę tak śmiałego stwierdzenia. Ten jednak nie potrafi wyjaśnić, skąd tkwi w nim takie przekonanie. Mówi tylko: „Musicie wytrwać”. Dwa miesiące później papieżem zostaje Wojtyła. Ale Brat Roger powtarza swoje przekonanie do śmierci.

Turowicz w jednym z ostatnich listów do Brata Rogera, w 1996 r., pisze: „Wiosna Kościoła (…) faktycznie może przyjść z Polski. Pod jednym warunkiem, że zmobilizujemy się do bycia bardziej wiernymi Ewangelii, będziemy żyć Ośmioma Błogosławieństwami i zrozumiemy sens kenozy Boga, a nie popadniemy w zbytni, jakże charakterystyczny dla nas triumfalizm. Jedyna nadzieja w młodych, których gromadzicie na Spotkaniach w miastach Europy”.

JOANNA BĄTKIEWICZ-BROŻEK

Tekst pochodzi z „Tygodnika Powszechnego”

“Najnowsze wydanie “Tygodnika” już w kioskach, a w nim:

Rozmowa ze zwierzchnikiem polskich luteran, bp. Jerzym Samcem

Zmarł Picasso teologów, Edward Schilebeeckx

Ks. Remigiusz Sobański: Papież zmienia prawo kościelne

Rozmowa z Wojciechem Albińskim”

Zaprenumeruj e-tygodnik!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code