Teksty

Żydzi polskich romantyków

Spread the love

Żydzi polskich romantyków

Maciej Janowski

Co historyk literatury może zaoferować historykowi? Każdy, kto zetknął się z pisarstwem Marii Janion, wie, że nie o samą przeszłość tu chodzi.

Najnowsza książka Marii Janion obejmuje dwa kręgi tematyczne: czasy romantyzmu, a jakby w tle – Zagładę Żydów. Tematy romantyczne koncentrują się wokół trzech problemów: życia i legendy pułkownika Berka Joselewicza, Żydów w pisarstwie Zygmunta Krasińskiego i żydowskich zainteresowań Adama Mickiewicza.

Asymilacja po polsku

Opowieść o Joselewiczu to jedyna pewnie success story, gdy Żyd dostał się do polskiego panteonu narodowego. Dostał się za cenę krwi – jedyną, jaka mogła czasem otwierać nieszlachcie drogę do uznania w szlacheckim społeczeństwie. Janion przybliża biografię Joselewicza, o której – wstyd się przyznać – nic niemal dotąd nie wiedziałem. To rzeczywiście fascynujące, jak żydowski sługa magnata potrafi do tego stopnia przejąć się ideami demokratycznymi i wolnościowymi (może podczas pobytu w interesach we Francji – przypuszcza autorka za jednym z badaczy), że w chwili wybuchu powstania kościuszkowskiego przedstawia Naczelnikowi propozycję stworzenia pułku i rzeczywiście taki pułk buduje.

Historycy spierali się o jego rzeczywistą rolę i liczebność – Adam Skałkowski, zaprzysięgły wróg romantycznej tradycji powstańczej, był tu najbardziej bezlitosny – Maria Janion jest skłonna wierzyć tradycji. Ostatecznie jednak liczby nie są chyba najważniejsze: że pułk powstał, nie może chyba podlegać wątpliwości, a czy zaciągnęło się do niego pięciuset Żydów, czy tylko stu, jest tak naprawdę mało ważne. Nawet stu młodych ludzi zaciągających się do wojska powstańczego stanowi fenomen – pierwsze żydowskie wojsko od czasów starożytnych.

Autorka cytuje wypowiedź Bertolda Merwina, literata, żołnierza Legionów Polskich w I wojnie, później podpułkownika Wojska Polskiego (jego pracę o walkach Legionów w Karpatach właśnie wznowiono), że istniały w zasadzie dwa typy asymilacji Żydów w XIX-wiecznej Europie: niemiecki (czy może niemiecko-francuski?), gdzie asymilacja dokonuje się przez przejęcie kultury narodu-„gospodarza”, i polski, gdzie asymilacja dokonuje się przez przejęcie ideałów wolnościowych – i przez przelaną krew. Jeżeli pominiemy młodopolski patos tego sformułowania, to można się zastanowić, czy Merwin – sam będący przykładem owej asymilacji polskiego typu – nie uchwycił czegoś istotnego. Polskie ideały wolnościowe w I poł. XIX w. były, jak wiadomo, niesłychanie nośne, oddziaływały na młodzież i intelektualistów różnych narodowości, mogły więc być także czynnikiem przyciągającym Żydów, nawet takich, którzy nie w pełni przejmowali polską kulturę.

Skażone arcydzieło

W dalszych rozdziałach obraz się zaciemnia: przechodzimy do złowrogiej wizji Żydów, do mitu założycielskiego polskiego antysemityzmu (jak pisze autorka), czyli do obrazu Żydów w twórczości Zygmunta Krasińskiego, przede wszystkim w „Nie-Boskiej komedii”.

Maria Janion określa „Nie-Boską” jako skażone arcydzieło; podchodzi do Krasińskiego z szacunkiem, ale bez taryfy ulgowej. Przypomina, że Wincenty Krasiński, generał i ojciec poety, był autorem antyżydowskiej broszurki, a grube dzieła o szkodliwości Żydów (przede wszystkim Talmudu) pisał zaprzyjaźniony z Krasińskimi ksiądz Chiarini, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Te wpływy oddziaływały na młodego Zygmunta.

Jestem dość sceptyczny wobec teorii Edwarda Saida o orientalizmie, tutaj jednak jest ona jako narzędzie interpretacyjne najzupełniej na miejscu. Krasiński w „Nie-Boskiej” buduje obraz Leonarda – jednego z przywódców rewolucji – według europejskich wyobrażeń o Wschodzie, Wschodzie zarówno muzułmańskim, jak żydowskim. Wschód, choć obcy i niepokojący, może być u XIX-wiecznych autorów fascynujący i pełen uroku, albo (jak tutaj) groźny i budzący obrzydzenie. Przypomina się, wielokrotnie przywoływana przez Marię Janion w jej pracach o kulturze romantyzmu, kategoria fantazmatu. Strach przed Żydami ma u Krasińskiego, jak w całym europejskim antysemityzmie XIX w., charakter fantazmatyczny – to znaczy wynika z urojonego obrazu Żydów jako czegoś zagrażającego samym podstawom życia wspólnoty – obrazu budowanego z własnych lęków i niewiele mającego wspólnego z prawdziwymi Żydami.

Autorka cytuje Slavoja Žižka, według którego odrębność Żydów ujawnia niespójność i niekoherentność projektu nacjonalistycznej unifikacji; są oni nacjonalistom potrzebni jako alibi dla niepowodzenia niemożliwego do realizacji projektu nacjonalistycznego. Nie trzeba być szczególnym wielbicielem Žižka (nie jestem), aby przyznać, że coś jest trafnego w powyższej interpretacji. Krasiński z wielkim talentem przedstawił sugestywny obraz Żydów, który nawiązuje do egzystencjalnych, archetypicznych strachów tkwiących w ludzkiej kulturze czy nawet w psychice – nasuwają się na myśl legendy o mordzie rytualnym, których przerażająca trwałość zanalizowana została niedawno przez Joannę Tokarską-Bakir.

Wizje Mickiewicza

Jeśli chcielibyśmy tę część książki Marii Janion, która traktuje o epoce romantyzmu, opisać w kategoriach ówczesnej filozofii, to optymistyczny rozdział o Berku Joselewiczu byłby jakby tezą, rozdziały o Krasińskim antytezą, zaś część poświęcona żydowskim tematom u Mickiewicza – syntezą: Mickiewicz przedstawia perspektywę wspólnoty polsko-żydowskiej, która nie jest jednak bezproblematyczna, jak w kulcie Joselewicza, lecz przemyślana i przekraczająca poziom zarówno bezmyślnej apologii, jak i emocjonalnego antysemityzmu.

Adam Mickiewicz był (odważę się na banał) człowiekiem niezwykłym, imponującym niesamowitą zdolnością spojrzenia na świat od innej strony niż większość jego współczesnych. Widać to w jego podejściu do spraw żydowskich. Nie asymilować, nie zwalczać, ale nadać pełnię praw obywatelskich, „równe we wszystkim prawo”; wzbogacić i pogłębić kulturę zarówno polską, jak i żydowską przez otwarcie ich obu na wzajemne wpływy.

To postawa zupełnie wyjątkowa. W XIX w. uważano na ogół – strasznie upraszczam, ale trudno – że kulturowa jednolitość jest rzeczą pożądaną, a odrębności regionalne, mniejszości narodowe będą powoli roztapiały się w większości. Nie do końca rozumiem, dlaczego nawet romantycy, którzy przecież w swym antyklasycyzmie cieszyć się powinni z każdej odrębności, czyniącej świat bardziej podobnym do romantycznego ogrodu angielskiego niż do równo przystrzyżonego francuskiego – dlaczego nawet oni chcieli mieć jednolite narody, a ich miłość do ludowości nie oznaczała zachwytu nad różnorodnością. Fakt jest faktem, że multikulturalizm jako idea nie był w XIX w. opcją poważnie traktowaną.

Były jednak wyjątki, jak (w niektórych utworach) Eliza Orzeszkowa, jeden z najprzenikliwszych umysłów w Polsce swego pokolenia, a także Mickiewicz, przynajmniej jeśli idzie o jego zapatrywania w kwestii żydowskiej. Autor „Dziadów” był zdania, że oba narody są podobne swym przez Opatrzność nadanym mesjańskim przeznaczeniem, że Żydzi powinni pielęgnować swoją tożsamość, swój przechowywany przez tysiąclecia skarb monoteizmu, że w jakiś dziwny, niejasny sposób ich i Polaków losy pozostaną splecione również w przyszłości. Zdumiewającym, najciekawszym spełnieniem tego marzenia miała być praca przy organizacji legionu żydowskiego w Konstantynopolu podczas wojny krymskiej (1855 r.). To wojsko, którego żydowski charakter był wyraźnie podkreślany, miało walczyć o wolność Polski, ale zarazem i o wolność powszechną ludów – te dwie kwestie w umyśle Mickiewicza zawsze splatały się w jedno.

Maria Janion uważa możliwość ewentualnych żydowskich korzeni samego Mickiewicza za bardzo prawdopodobną, lecz niesprawdzalną z braku źródeł. Zresztą jego żona, Celina Szymanowska, pochodziła z rodziny frankistowskiej, więc Mickiewicz miał stosunkowo łatwą drogę ku tradycji żydowskiej. Żydowska sekta, która w XVIII w. z wielkim rozgłosem przyjęła katolicyzm, pozostała przy swych niektórych tradycjach; jej przedstawiciele nie stali się w pełni ortodoksyjnymi katolikami, tak jak przedtem nie byli w pełni ortodoksyjnymi wyznawcami judaizmu – twierdzi Janion.

Do najbardziej tajemniczych wątków poruszanych przez autorkę należy stosunek Mickiewicza do idei osiedlania się Żydów w Palestynie; Mickiewicz miałby w niektórych wypowiedziach uprzedzać jakby idee syjonizmu, nie jest nawet wykluczony jego wpływ na twórców nowoczesnego syjonizmu.

Nie sama przeszłość

Dwa ostatnie studia zajmują się Zagładą Żydów w latach II wojny światowej (Holokaustem – konsekwentnie pisze autorka). Pierwsze z nich dotyczy pamiętników Calela Perechodnika, żydowskiego policjanta z Otwocka, który uczestniczył w likwidacji tamtejszego getta (zginęły wtedy jego żona i dzieci), a następnie ukrywał się, w ukryciu napisał pamiętnik i zginął, nie doczekawszy końca wojny. Janion analizuje tekst od strony formalnej, dopatrując się w nim elementów ironii romantycznej (Perechodnik był dobrze oczytany w literaturze polskiego romantyzmu). Szkic pokazuje, co historyk literatury polskiego romantyzmu ma do zaoferowania historykowi II wojny światowej: jak analiza formy literackiej tekstu źródłowego pomóc może w jego rozumieniu.

Kolejny esej dotyczy twórczości Imre Kertésza, a przede wszystkim traumy oświęcimskiej, stanowiącej główny temat jego twórczości. Tutaj, mocniej niż w poprzednich szkicach, kwestie historyczne splatają się z moralnymi. Bo przecież każdy, kto zetknął się z historycznym pisarstwem Marii Janion, wie, że nie o samą przeszłość tu chodzi. Już otwierający tom szkic o Joselewiczu zawiera obszerną dygresję o godności śmierci: kiedy Joselewicz został przyjęty do polskiej tradycji za swą walkę zbrojną i śmierć z bronią w ręku, Janion (nie ona pierwsza zresztą) upomina się o tych, którzy zginęli bez broni, jako cywilne ofiary walki lub pomordowani w komorach gazowych: ich śmierć nie była mniej godna od śmierci walecznych. Autorka pisze też o moralnych konsekwencjach mistyfikacji, jakiej musieli się dopuszczać Żydzi, którzy przeżyli „na aryjskich papierach”. Sprzeciwia się myślicielom, którzy uważają, że kłamstwo jest w każdej sytuacji rzeczą złą (choć czasem jako mniejsze zło może być moralnie dopuszczalne). Sądzi, że dla Żydów pod panowaniem hitlerowskim kłamstwo nie było rzeczą złą: było moralnie dobre, jako forma sprzeciwu wobec zła. Polemizuje w tej sprawie m.in. z Leszkiem Kołakowskim.

Dwa patriotyzmy

Do kwestii dyskusyjnych należy ocena przez autorkę tzw. patriotyzmu jakobińskiego. Mówiąc w uproszczeniu, model francuskiego patriotyzmu rewolucyjnego był modelem inkluzywnym: kto jest obywatelem francuskim, ten jest członkiem politycznego narodu francuskiego. Maria Janion uważa, że ten właśnie model przemawiał zarówno do Kościuszki, jak do Berka Joselewicza, pozwalał bowiem Żydom poczuć się zarazem Polakami w sensie politycznym. Janion powołuje się też na Johanna Gottfrieda Herdera, jednego z najwybitniejszych w końcu XVIII w. myślicieli zajmujących się problematyką narodu, etniczności i kultury ludowej. Herder wyobrażał sobie świat, w którym każdy naród ma inne zadanie od Opatrzności do spełnienia i wszystkie razem składają się na harmonijny zestaw barw, jakby tęcza składająca się z najróżniejszych kolorów.

Czytelnik może odnieść wrażenie, że obie te wizje narodu są bardzo podobne – a to byłby wielki błąd! Jakobini budowali poczucie narodowe na wspólnym jednolitym i demokratycznym obywatelstwie francuskim, w którym uczestniczą wszyscy dorośli mężczyźni (czas kobiet nadszedł później) – ale bez cienia szacunku dla różnic kulturowych. Jednolity naród francuski miał być zbudowany nie na fundamencie etniczności, lecz obywatelstwa, jednak via facti stawał się narodem monoetnicznym i jednojęzykowym.

Ideał herderowski w swoim poszanowaniu dla różnorodności etniczno-kulturowej jest czymś odmiennym. Przeciwstawienie ideału jakobińskiego endeckiej koncepcji narodu etnicznego jest sensowne, jeśli chodzi o założenia światopoglądowe, natomiast w praktyce, jeśli chodzi o politykę wobec mniejszości, oba te ideały są sobie bliskie: efektem obu było monoetniczne państwo narodowe.

Maria Janion pisze w pewnym miejscu o „antysemityzmie eliminacyjnym”, uważając go w pewien sposób za poprzednika totalitarnych rozwiązań XX w. Do form takiego antysemityzmu zalicza zarówno wszelkie projekty zmuszenia Żydów do emigracji, jak katolicki projekt nawrócenia Żydów. Nie jestem przekonany do takiego ujęcia. Wydaje mi się, że idea rozwiązania kwestii żydowskiej przez nawrócenie Żydów na chrześcijaństwo jest zasadniczo bliska idei narodu „jakobińskiego”: obie zmierzają do likwidacji odrębności grupy mniejszościowej przez upodobnienie jej do większości w taki czy inny sposób – i obie są zasadniczo różne od nacjonalizmu „ekskluzywnego”, zmierzającego do postawienia grupy mniejszościowej poza nawiasem społeczeństwa narodowego. (Podejście „inkluzywne” i „ekskluzywne” mogą być zresztą równie niesympatyczne: w międzywojennej Polsce dyskryminacja Ukraińców wynikała z chęci ich przymusowej asymilacji, a dyskryminacja Żydów – z blokowania im dróg asymilacji. Trudno powiedzieć, która była bardziej dokuczliwa.)

Obawiam się, że konstrukcja polskości, jaka odpowiadałaby zapewne Marii Janion (a na pewno piszącemu te słowa) i którą stara się ona znaleźć u Joselewicza i u Kościuszki – konstrukcja włączająca w obręb obywateli Rzeczypospolitej wszystkie grupy mniejszościowe bez zmuszania ich do rezygnowania ze swej odrębności – była w końcu XVIII w. i przez cały XIX w. bardzo trudna do pomyślenia, a co dopiero do zrealizowania. Nie niemożliwa – myśl Mickiewicza jest dobrym przykładem – ale niesłychanie trudna i niesłychanie rzadka.

Potencjał zbrodni

Maria Janion ma rację, kiedy sceptycznie odnosi się do rozróżnienia między nowszym antysemityzmem, motywowanym rasowo, a dawniejszym antyjudaizmem, motywowanym przede wszystkim religijnie. Słusznie wskazuje na trwałość wątków myślowych i postaw, a zwłaszcza na niezmienny charakter całej struktury myślowej z konstrukcją Żyda jako wroga tajemniczego, ukrytego, maskującego się, a przez to właśnie szczególnie groźnego. Jednak z drugiej strony przecież coś jednak się zasadniczo zmieniło w myśleniu o narodzie, zbiorowości i tożsamości zbiorowej w okresie między rewolucją francuską a I wojną światową. Uznając ciągłość wielu zjawisk, warto byłoby też zastanowić się nad naturą owej zmiany, która zresztą nie jest dla mnie jasna.

Problem ciągłości postaw antysemickich wraca w książce także w postaci pytania o związek między XIX-wiecznym antysemityzmem a Holokaustem. Z jednej strony mam zawsze niechęć wobec traktowania ostrych sformułowań antyżydowskich jako prologu do Zagłady. Przecież sama Zagłada przesunęła nasz próg wrażliwości i sformułowania niewinne stały się złowrogimi; przecież od słów do czynów jest jednak daleko. Z drugiej strony słowa tworzą atmosferę. Rzeczy wypowiedziane niekoniecznie muszą się dokonać, ale samo ich wypowiedzenie przełamuje jakąś barierę i potworność pozostająca jeszcze zupełnie poza horyzontem myślowym ludzi, którzy słowa wypowiadają, majaczy jednak trochę wyraźniej niż przedtem, zanim słowa padły.

Z tego jednak nie wynika, że możemy ludzi, którzy takie słowa wypowiadali, obwiniać za przygotowanie gruntu pod Zagładę (a taka tendencja przebija miejscami z książki). Odważyłbym się np. trochę „pobronić” Stanisława Staszica; myślę, że jego ostre wypowiedzi antysemickie pełnią jednak w kontekście całokształtu jego twórczości nieco inną rolę, niż przypisuje im autorka. Jedynie w bardzo ograniczonym sensie określić go można jako „prekursora nacjonalizmu endeckiego”.

Dla ludzi XIX wieku antysemickie słowa były wyrazem irytacji, nienawiści, złości albo figurami retorycznymi, a nie programem politycznym – potencjał zbrodni tkwił w nich niezauważony, jak zapewne tkwi w wielu słowach, którymi my sami wyrażamy naszą złość czy irytację, co dostrzegą dopiero przyszłe pokolenia.

Maria Janion, Bohater, spisek, śmierć. Wykłady żydowskie, Warszawa 2009, Wydawnictwo W.A.B.

Tekst pochodzi z „Tygodnika Powszechnego”

“Tygodnik Powszechny” nr 12 w sprzedaży od 18 marca, a w nim:

Polska – Niemcy: fatalizm wrogości

Rafał Matyja: Przyszłość polskiej polityki

Igor Janke: Wojny zastępcze

Abp Józef Życiński na 150-lecie teorii Darwina

Wywiad z prof. Tadeuszem Gadaczem: Jaka filozofia?

Zaprenumeruj e-tygodnik!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code