Duchowość ignacjańska

Wielkopostne zamyślenia

Spread the love

Wielkopostne zamyślenia

Dariusz Piórkowski SJ

Niewygodny symbol?

Karnawał dobiegł końca. Ucichły zabawy, bale i przyjęcia. Od dzisiaj mówią do nas w Kościele: ” Prochem jesteś i w proch się obrócisz” i posypują głowy popiołem. Może i ty jesteś jednym z tych, którzy dla świętego spokoju idą do kościoła, właściwie nie wiedząc, po co. Wszakże dziwny to zwyczaj, przypominający raczej średniowieczne obrzędy, a przecież mamy już XX wiek. Z pewnością kiedyś w epoce różnych guseł i przesądów ludzie widzieli w tym jakąś wartość, ale obecnie cóż to znaczy? Jakże można dzisiejszego człowieka, który posiada tak wielką wiedzę, zdobycze techniki i nauki utożsamiać z popiołem? Czy nie jest to zbyt upokarzające i pesymistyczne?

Proch jest bardzo irytującym znakiem. Przejmuje drżeniem, ponieważ przypomina ci o umieraniu, o nieuniknionej śmierci, o kruchości człowieczeństwa. Nieraz chętnie chciałoby się zmienić jego sens. Jednak czy wymowa popiołu jest ci aż tak daleka? Spójrz na swoje życie! Czy zawsze jest ono karnawałową sielanką? Czy nie doświadczasz swej znikomości w nudzie dnia powszedniego, w rozczarowaniach, jakie spotykają cię zewsząd – ze strony twoich bliskich, znajomych, w bezsensie i monotonii pracy, w cierpieniu, lękach i słabościach? Tę prawdę będziesz słyszał nieustannie w ciągu twego życia – nie tylko podczas kościelnego rytuału.

Lecz nie bój się – znak krzyża na twoim czole wskazuje, że jesteś nie tylko człowiekiem śmierci, ale i zbawienia. Bóg nie zostawił cię samego. On także posypał siebie popiołem. Stał się człowiekiem równym każdemu z nas. Padł swoim obliczem na ziemię, która pochłonęła Jego łzy i krew. Chrystus nie wybawił cię od cielesności i prochu, lecz poprzez ciało i proch. Właśnie tę tajemnicę Kościół chce ci dzisiaj uprzytomnić. Nie zatrzymuj się tylko na Popielcu, popatrz na Wielki Piątek i Wielkanoc, wówczas zrozumiesz tę “dziwną” ceremonię.

Czas wiosny

Czy zastanawiałeś się kiedyś skąd się wziął termin “Wielki Post”? W języku polskim kojarzy się on spontanicznie z surowym, mrocznym i smutnym okresem. Tymczasem w języku angielskim na określenie Wielkiego Postu używa się słowa “Lent”. Wyrażenie to pochodzi z kolei od staroangielskiego “lencten”, które oznacza czas wiosny. Nie jest przypadkowym fakt, że Wielki Post przypada na przełomie zimy i wiosny. Ma to bogaty wydźwięk symboliczny. Kogóż z nas nie cieszy widok zielonej trawy, rozwijających się liści, śpiew ptaków, słowem budząca się jakby na nowo przyroda.

Również Wielki Post nie powinien być czasem smutku, przygnębienia i spuszczania głowy. Nie jest z lekka anachroniczną ceremonią z dawnej dobrej przeszłości. W Kościele jest on czasem odnowy, duchowej rekonwalescencji i przebudzenia z uśpienia. Okres ten może stać się źródłem głębokiej radości, jeżeli zależy ci, abyś stal się dojrzalszym człowiekiem. Jeśli poszukujesz duchowego wzrostu Wielki Post będzie wspaniałą okazją po temu. Jednak, aby ją dobrze wykorzystać musisz się najpierw zatrzymać i zastanowić nad sobą. Być może zauważysz w sobie wiele złych nawyków, słabości i niemocy, wówczas nie załamuj rąk. Jeśli ujrzysz w swoim życiu twój chaos i zamieszanie nie obawiaj się. Chrystus nie przyszedł do uporządkowanych, aby ich poklepać po ramieniu. Przyszedł do ciebie tak często przytłoczonego grzechem i kruchością, lecz pragnącego szczęśliwego życia. W tym czasie jest On szczególnie hojny w łaski. Cieszy się, kiedy człowiek budzi się z letargu i rutyny. Dlatego Wielki Post jest również powodem do radości, która często rodzi się w bólu i zmaganiu.

Co Kościół proponuje jako środek do wzrostu? Przede wszystkim umieszczenie modlitwy w centralnym miejscu twojego życia; dzielenie się wszystkim z innymi a nie zatrzymywania wszystkiego dla siebie ( jałmużna) oraz zmianę twoich przyzwyczajeń (post).

Wszystko po to, abyś nie był zgorzkniały, lecz żebyś radował się życiem, a nie tylko je znosił po stoicku. Bowiem Bóg chce nas zawsze obdarowywać, ale to my nie jesteśmy przygotowani do przyjmowania.

Milczenie Boga

Dla niektórych ludzi Bóg wydaje się być milczącym i dalekim, inni natomiast utrzymują, że regularnie doświadczają obecności Bożej. Co zatem stoi na przeszkodzie w naszej komunikacji z Bogiem – Jego obojętność czy nasza głuchota? W jaki sposób rozmawiać z Bogiem, jeśli On nie mówi do mnie? Cóż to za rozmowa, skoro Bóg w ogóle się nie odzywa i nie można go usłyszeć? Być może również ciebie nurtują te pytania. Z pewnością nie usłyszysz Boga tak jak głosu twego przyjaciela w słuchawce telefonicznej, ( Bóg nie prześle ci maila do twojej skrzynki internetowej). Jak zatem Bóg komunikuje się z nami?

Przemawia do nas językiem szczególnym, a my jesteśmy w stanie go usłyszeć. Bóg wyposażył cię w pięć różnych “anten” odbiorczych: umysł, wolę, wyobraźnię, uczucia i pamięć. Czy kiedykolwiek pomyślałeś o czymś i odczułeś, że tę myśl podsunął ci Bóg? On też pobudza twą wolę, kiedy masz uczynić coś specjalnego. Dzięki Niemu w twojej wyobraźni pojawiają się sceny i obrazy, o których nawet byś nie pomyślał. Bóg może wprowadzić do twego serca pokój lub niepokój. Przypomina ci o Swej łagodności, leczy wspomnienia. Bóg mówi także poprzez Pismo Św. Jednak słowo zdaje się być tak prostym środkiem komunikacji, że aż trudno uwierzyć, by Bóg się nim posługiwał. Mówi on przez tekst, ale nie usłyszysz Go, jeśli tego nie pragniesz. Musisz stwarzać warunki do tego: cisza, czas, samotność, uwaga. Bóg nie jest pierwszym z rzędu koleżką – On traktuje cię poważnie.

Powolne wczytywanie się i wmyślanie w święty tekst sprawi, że zrodzi się w tobie wewnętrzne przylgnięcie do słowa lub zdania. Jeśli poczujesz się “zaatakowany” przez to słowo, w tej samej chwili staje się ono głosem mówiącym do ciebie. Wtedy możesz powiedzieć: “Bóg przemówił do mnie”. Nie myśl sobie, że prawdziwa modlitwa to doznawanie niezwykłych przeżyć, które są zarezerwowane tylko dla niektórych. Modlitwa chrześcijańska jest o wiele prostsza, a przez to paradoksalnie trudniejsza. Spróbuj więc zaryzykować raz, dwa, może więcej, a Bóg stanie ci się bliższy.

Niepokój sumienia

“Panie, daj pan złotówkę na chleb!” – takie nalegania i prośby możesz coraz częściej usłyszeć na ulicach ze strony tzw. ludzi z marginesu. Jak reagujesz na takie sytuacje? Zmieszaniem, ukrywaną obojętnością, chłodem czy odruchowym wrzuceniem pieniędzy do kubeczka? Mimo wszystko kontakt z ludźmi z ulicy prowokuje cię i irytuje: przejść obok, czy zatrzymać się? A może to jakiś naciągacz, któremu nie chce się pracować? Dlaczego mam oddawać swoje uczciwie zarobione pieniądze, komuś, kto na to nie zasługuje? Czy i ja nie mam swojej rodziny i własnych potrzeb? Czemu ci ludzie nie zabiorą się do jakiejś konkretnej pracy? Przyznaj się, że czujesz się niespokojny i rozdwojony w sobie. To dobry znak, który oznacza, że jeszcze masz wrażliwe sumienie – ponieważ pytasz. Gorzej byłoby – gdybyś uznał ubogich za zwykły element codziennej rzeczywistości. Ten dylemat może stać się dla ciebie wezwaniem do wyjścia z ciasnego rozumienia jałmużny, którą ograniczyłeś do dawania pieniędzy, aby uspokoić swe sumienie.

Tymczasem rozejrzyj się wokół: twoja rodzina, sąsiedzi, znajomi wciąż oczekują twojej dobroci. Czekają, kiedy zamiast mówić: “Nie mam czasu”, zaczniesz zauważać ich potrzeby i pragnienia. Nie musisz dokonywać cudów ani niezwykłych dzieł. Wystarczą proste gesty miłości: dobre słowo, przebaczenie, pomoc zmęczonemu, odrobina uśmiechu, polepszenie oziębłych relacji, rozmowa z dzieckiem, dobre wypełnianie swoich obowiązków, odwiedziny chorego czy samotnego i wiele innych. Taka jałmużna jest możliwa również dla ciebie – jeśli chcesz się stać darem dla drugich. Otwartość wobec twoich bliskich i docenienie wartości zwykłych uczynków, sprawi, że również ludzie z marginesu nie będą dla ciebie żywym wyrzutem sumienia. Popatrzysz na nich nie z wyrachowaniem i podejrzliwością, ale ze współczuciem, nawet jeśli nie będziesz miał czego wrzucić do kubeczka…

Chrystus również nie uzdrowił wszystkich, nie uwolnił całego świata od nędzy i wszelakiego cierpienia, chociaż mógł to uczynić. Wędrował po Palestynie, a nie po całej ziemi. Nie uleczył wszystkiego zła, ale był litościwy i współczuł. Dał przykład, abyś i ty mógł Go naśladować.

Aby być bardziej sobą

Czy pamiętasz takie określenia jak „umartwienie” i „wyrzeczenie”? Z czym kojarzy ci się post? Mentalność dzisiejszego człowieka Zachodu nie potrafi już dostrzec wartości tej praktyki, uważając go za przeżytek. Post nie jest pomysłem chrześcijaństwa. Wiele kultur i religii praktykowało wyrzeczenie na długo przed przyjściem Chrystusa. Najwidoczniej ludzie bardzo sobie je cenili. Kościół zachował to ćwiczenie, przejmując doświadczenie wieków. Jeśli pragniesz zrozumieć sens wyrzeczenia, przyjrzyj się swoim przyzwyczajeniom. Jak wiele codziennych czynności wykonujesz mechanicznie: bierzesz prysznic, spożywasz posiłki, oglądasz telewizję, idziesz do szkoły lub do pracy itd. Nawet nie musisz o tym myśleć. Jak silne są nawyki – wystarczy chwilę się zastanowić: przejadanie się, zapominanie, nie panowanie nad sobą. Są też dobre przyzwyczajenia: punktualność, solidność i zrównoważona dokładność czy … mycie zębów. Chcesz zmienić swoje życie? Zacznij pracę nad twoimi nawykami. Zapewne będzie cię to kosztowało nieco wysiłku – czasem nawet zaboli, ale ostatecznie wyda dobre owoce. Zamiast koncentrować się na negatywnej stronie postu, spróbuj popatrzeć na niego pozytywnie.

„ Złe przyzwyczajenie zwycięża się przyzwyczajeniem dobrym, zaś dobre przyzwyczajenie przeobraża naturę, i co wcześniej wydawało się trudne, później okazuje się wykonalne i łatwo dostępne.” – tak pisał św. Tomasz a Kempis .

Czas Wielkiego Postu jest idealny do takiego przedsięwzięcia. Zastanów się co chciałbyś podjąć, od czego zacząć. Nie łudź się, że od razu cały się zmienisz. Wybierz coś małego na miarę twoich sił. Następnie ćwicz ten zwyczaj codziennie. Nie zrażaj się niepowodzeniami, czy nikłym skutkiem twoich wysiłków. Co uczynić przedmiotem postu? Może to, abyś był bardziej swoi przyjacielem niż wrogiem i krytykiem, aby widzieć w sobie więcej dobra, dostrzegać swoje talenty i osiągnięcia. Od czasu do czasu zamiast szukać uporczywie swoich błędów, warto wyłowić to co szlachetne, zliczyć darowane ci dobrodziejstwa i podziękować. Każdy z nas nosi w sobie niezmierne skarby. Wielki Post jest po to, abyś odkrył to bogactwo i nim się ucieszył.

Pokochać swój ból

Z pewnością słyszałeś już niejeden raz, że każdy chrześcijanin musi nieść swój krzyż. Teoretycznie jesteś skłonny go zaakceptować, ale czy zauważyłeś, że krzyż, jaki ci przypada nigdy nie jest tym właściwym? Krzyż, jaki dźwigasz ( twoje zdrowie, wygląd, sposób bycia, żona, mąż, matka, dzieci, sąsiedzi) zawsze wydaje ci się nie do zniesienia, upokarzający i krzywdzący. Natomiast wszystkie inne krzyże zdają ci się bardziej odpowiednie np.: krzyż kolegi, sąsiada, ten poprzedni – ten, jaki sobie sam wymyśliłeś. Ten twój znienawidzony rozstraja cię i zatruwa ci życie. Rozpaczliwie wołasz o inny – taki, który jest znośny, wzniosły, pożyteczny.

Trudno jest pogodzić się ze swoim losem, z ciężarem, który dźwigasz na swoich barkach. Masz dwa wyjścia: przekląć Boga i wszystkich wokół, wpaść w rozpacz i stać się krzyżem dla innych. Tymczasem życie wciąż będzie wypełnione dolinami. Momenty zwątpienia są dla nas potrzebne. Podobnie jak ruda jakiegoś metalu sama w sobie jest dla nas bezużyteczna, dopóty nie podda jej się procesowi hutniczemu. Krzyż jest takim środkiem wydobywania z nas j szlachetnego kruszcu. Oczyszcza z nas to, co jest zbędne, a oczyszczanie boli. Dlatego istnieje druga możliwość: przyjąć swój ból. Można powiedzieć, że spośród naszych uczuć ból jest pewnego rodzaju banitą. O ile to możliwe ignorujemy go – dlatego jeszcze bardziej cierpimy. Ile potrzeba walk, dyskusji, aby zaakceptować swój ból!

Niech czas Wielkiego Postu stanie się dla ciebie okazją do przyjrzenia się swojemu bólowi. Czego masz już dość? Czego chciałbyś się pozbyć? Co ci dokucza i doskwiera? Postaraj się choć raz spojrzeć na twe cierpienia inaczej. Nie myśl, że tak łatwo jest się z nimi „zaprzyjaźnić”. Szczęście ma w sobie coś dogłębnie bolesnego i ciężkiego. Zawiera się w nim zgoda na sytuacje, od których próbujesz uciec.

Spójrz na Jezusa kroczącego po Drodze Krzyżowej – na Szymona, który sądził, że już skończył pracę na polu i idzie na zasłużony odpoczynek, gdy nagle zostaje obarczony krzyżem Skazańca ( jakże musiał być wściekły!). Cyrenejczyk miał tę niepowtarzalną okazję pogodzenia się z bólem, gdyż patrzył na Jezusa i z Jego twarzy wyczytał, co to znaczy przyjąć swe cierpienie.

Dariusz Piórkowski SJ

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code