Wiadomości KAI

Kościół wobec pedofilii

Spread the love

ROZMOWA

Kościół wobec pedofilii

Wywiad ks. prałata Charlesa Scicluny, „promotora sprawiedliwości” Kongregacji Nauki Wiary dla dziennika episkopatu włoskiego „Avenire”

Ksiądz ma opinię „twardego”, tymczasem Kościół jest systematycznie oskarżany o ustępliwość wobec tzw. księży pedofilów.

– Może w przeszłości, może na skutek opacznego rozumienia obrony dobrego imienia instytucji, niektórzy biskupi byli w praktyce zbyt pobłażliwi wobec tych niezwykle ponurych zjawisk. Mówię w praktyce, ponieważ na płaszczyźnie zasad potępienie tego rodzaju przestępstw było zawsze zdecydowane i jednoznaczne. By pozostać przy ubiegłym stuleciu, wystarczy wspomnieć słynną już instrukcję „Crimen Sollicitationis” z roku 1922.

To ona nie była z 1962?

– Nie, pierwsza edycja datuje się na pontyfikat Piusa XI. Potem za błogosławionego Jana XXIII Święte Oficjum przygotowało nową edycję dla ojców soborowych, ale wydano tylko dwa tysiące egzemplarzy i nie wystarczyły do dystrybucji, która została odłożona sine die. W każdym razie chodziło o normy proceduralne, stosowane w przypadkach solicytacji w spowiedzi i innych cięższych przestępstw na tle seksualnym, jak nadużycie seksualne wobec nieletnich.

Normy te zalecały jednak zachowanie tajemnicy…

– Błędne tłumaczenie na angielski tego tekstu nasunęło myśl, że Stolica Apostolska narzuca tajemnicę, by zatuszować fakty. Tak jednak nie było. Tajemnica dochodzenia służyła ochronie dobrego imienia wszystkich zamieszanych osób, przede wszystkim samych ofiar, ale też oskarżonych duchownych, którzy – jak każdy inny – mają prawo do domniemania niewinności aż do udowodnienia winy. Kościół nie lubi kiedy z wymierzania sprawiedliwości czyni się spektakl. Przepisy dotyczące nadużyć seksualnych nigdy nie były jednak rozumiane jako zakaz doniesienia [o nich] władzom cywilnym.

Ale dokument ten jest wciąż wykorzystywany do oskarżania obecnego papieża o to, że jako prefekt byłego Świętego Oficjum, był obiektywnie odpowiedzialny za politykę ukrywania faktów przez Stolice Apostolską.

– To oskarżenie fałszywe i oszczercze. Pozwolę sobie w związku z tym zwrócić uwagę na kilka faktów. O ile mi wiadomo w latach 1975-1985 nie było żadnego zgłoszenia przypadków pedofilii osób duchownych do naszej kongregacji. W każdym razie po promulgacji Kodeksu Prawa Kanonicznego w 1983 roku nastał okres niepewności co do listy delicta graviora (poważnych przestępstw – KAI), należących do kompetencji tej dykasterii. Dopiero wraz z motu proprio z 2001 r. przestępstwo pedofilii powróciło do naszej wyłącznej kompetencji. Od tego też momentu kardynał Ratzinger okazał mądrość i stanowczość w podejściu do takich przypadków. Więcej – również wielką odwagę przy podejmowaniu przypadków bardzo trudnych i drażliwych sine acceptione personarum (bez względu na osoby – KAI). Zarzucanie więc obecnemu papieżowi ukrywania faktów to – powtarzam – fałsz i oszczerstwo.

Biuro dyscyplinarne Kongregacji Nauki Wiary jest oskarżane, że pracuje niewiele i powoli…

– Uwagi te są niesprawiedliwe. W latach 2003 i 2004 była cała lawina przypadków, która zeszła na nasze biurka. Wiele z nich pochodziło ze Stanów Zjednoczonych i dotyczyło przeszłości. W ostatnich latach, dzięki Bogu, zjawisko uległo wyraźnej redukcji. Staramy się więc obecnie rozpatrywać nowe przypadki na bieżąco.

Iloma zajmowaliście się do tej pory?

– W sumie w ciągu tych ostatnich dziewięciu lat (2001-2010) analizowaliśmy oskarżenia dotyczące około 3000 przypadków kapłanów diecezjalnych i zakonnych, dotyczących przestępstw popełnionych w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat.

A więc trzy tysiące przypadków księży pedofilów?

– Nie należy tak mówić. Możemy powiedzieć, że z grubsza w 60 proc. przypadków chodzi najczęściej o akty efebofilii, czyli związane z pociągiem seksualnym do dorastających tej samej płci, kolejne 30 proc. dotyczy stosunków heteroseksualnych, a 10 proc. aktów prawdziwej pedofilii, to jest spowodowanych pociągiem płciowym do niedojrzałych dzieci. Przypadków księży oskarżonych o prawdziwą pedofilię jest zatem około 300 w ciągu dziewięciu lat. Oczywiście to zawsze za wiele, ale trzeba przyznać, że zjawisko nie jest tak rozpowszechnione, jak usiłuje się wmówić.

A więc trzy tysiące oskarżonych. Ile procesów i skazanych?

– Trzeba powiedzieć, że prawdziwe procesy, karne czy administracyjne, odbyły się w 20 proc. przypadków i zazwyczaj przeprowadzone zostały w diecezjach pochodzenia – zawsze jednak pod naszym nadzorem – a jedynie niezwykle rzadko tu, w Rzymie. Postępujemy tak również ze względu na szybszą procedurę. Z kolei w 60 proc. przypadków – głównie z powodu zaawansowanego wieku oskarżonych – nie doszło do procesu, wydano natomiast rozporządzenia administracyjne i dyscyplinarne, jak zakaz odprawiania Mszy św. z wiernymi, spowiadania i nakaz prowadzenia życia w odosobnieniu i na modlitwie. Należy podkreślić, że w tych przypadkach, wśród których były i te głośne, którymi zajmowały się media, nie mamy do czynienia z uniewinnieniem. Faktycznie, nie zapadł wyrok, ale jeśli jest się zobowiązanym do milczenia i do modlitwy, jest jakiś powód po temu…

Brakuje jeszcze 20 proc. przypadków…

– Powiedzmy, że w 10 proc. przypadków, tych wyjątkowo poważnych i przy miażdżących dowodach, Ojciec Święty wziął na siebie bolesną odpowiedzialność za wydanie zgody na dekret o wykluczeniu ze stanu duchownego. To niezwykle ciężkie posunięcie, podjęte na drodze administracyjnej, ale nieuchronne. Wreszcie w pozostałych 10 proc. przypadków sami oskarżeni duchowni proszą o zwolnienie z obowiązków wynikających z kapłaństwa. Prośby te zostały szybko przyjęte. W te ostatnie przypadki byli zamieszani kapłani, u których znaleziono materiały pedopornograficzne i którzy za to zostali skazani przez władze cywilne.

Skąd pochodzi te trzy tysiące przypadków?

– Przede wszystkim ze Stanów Zjednoczonych, skąd w latach 2003-2004 pochodziło około 80 proc. wszystkich wykroczeń. W 2009 „udział” Stanów Zjednoczonych spadł do około 25 proc. Spośród 223 nowych przypadków, zgłoszonych z całego świata. W latach 2007-2009 bowiem średnia roczna spraw zgłaszanych Kongregacji ze świata wynosiła 250. Wiele krajów zgłasza jedynie jeden czy dwa przypadki. Wzrasta zatem zróżnicowanie i liczba krajów z których pochodzą te sprawy, ale zjawisko jest dość ograniczone. Wystarczy bowiem przypomnieć, że liczba wszystkich kapłanów diecezjalnych i zakonnych na świecie wynosi 400 tysięcy.

A Włochy?

– Jak do tej pory wydaje się, że zjawisko nie ma dramatycznych wymiarów, chociaż tym, co mnie niepokoi, jest pewna kultura milczenia, która jak widzę jest zbyt rozpowszechniona na Półwyspie Apenińskim. Jednocześnie jednak konferencja episkopatu Włoch służy doskonałą pomocą w zakresie doradztwa techniczno-prawnego biskupom, którzy muszą podejmować te przypadki. Z wielką satysfakcją odnotowuję coraz większe zaangażowanie włoskich biskupów na rzecz ich wyjaśniania.

Mówił ksiądz, że prawdziwe procesy dotyczą 20 proc. około trzech tysięcy przypadków, którymi zajmowaliście się w ostatnich dziewięciu latach. Czy wszystkie zakończyły się skazaniem oskarżonych?

– Wiele z nich. Ale nie brakowało i takich, w których kapłan uznany został za niewinnego bądź oskarżenia nie zostały uznane za wystarczająco udowodnione. W każdym razie we wszystkich przypadkach nie tylko analizuje się winę lub niewinność oskarżonego duchownego, ale również dokonuje rozeznania jego zdolności do publicznej posługi.

Jednym z oskarżeń wysuwanych często przeciwko hierarchii kościelnej jest nie zgłaszanie władzom cywilnym znanych im przypadków pedofilii.

– W niektórych krajach o anglosaskiej kulturze prawnej, ale także we Francji, biskupi, gdy dowiadują się o przestępstwach popełnionych przez swoich kapłanów poza sakramentem spowiedzi, mają obowiązek zgłosić je wymiarowi sprawiedliwości. To trudny obowiązek, ponieważ biskupi zmuszeni są do czynu porównywalnego z tym, jakiego dokonuje rodzic, donoszący na własne dziecko. Niemniej w takich przypadkach naszym wskazaniem jest respektowanie prawa.

A w przypadkach, gdy biskup nie ma tego obowiązku?

– Wtedy nie nakazujemy biskupom donoszenia na swoich kapłanów, ale zachęcamy, by zwrócili się do ofiar, i zachęcić je do złożenia doniesienia na tych kapłanów, których padli ofiarą. Oprócz tego zachęcamy ich, by otoczyli te ofiary pomocą duchową, choć nie tylko. W niedawnym przypadku, dotyczącym kapłana skazanego przez włoski sąd cywilny, Kongregacja zasugerowała oskarżającym, którzy zwrócili się do nas o proces kanoniczny, by wystąpili także do władz cywilnych w interesie ofiar a także dla uniknięcia innych przestępstw.

Ostatnie pytanie: czy przewidziane jest przedawnienie delicta graviora?

– Dotyka pan bolesnego punktu. W przeszłości, to jest przed rokiem 1889, instytucja przedawnienia postępowania karnego była nieznana prawu kanonicznemu. A dla przestępstw najcięższych dopiero motu proprio z roku 2001 wprowadziło przedawnienie po dziesięciu latach. Na podstawie tych norm w przypadkach nadużyć seksualnych dziesięć lat zaczyna się od dnia, w którym nieletni ukończy osiemnasty rok życia.

Czy to wystarcza?

– Praktyka uczy, że termin dziesięciu lat jest niewystarczający w tego rodzaju przypadkach i należałoby sobie życzyć powrotu do poprzedniego systemu nie przedawnienia delicta graviora. Jedakże 7 listopada 2002 Czcigodny Sługa Boży Jan Paweł II zezwolił naszej kongregacji na uchylenie przedawnienia w poszczególnych przypadkach na uzasadnioną prośbę poszczególnych biskupów. Zazwyczaj pozwala się wówczas na uchylenie przedawnienia.

Rozmawiał Gianni Cardinale


Ramka 1

Ks. prałat Charles Scicluna jest „promotorem sprawiedliwości” Kongregacji Nauki Wiary, czyli prokuratorem (oskarżycielem publicznym) trybunału dawnego Świetego Oficjum, który zajmuje się tzw. delicta graviora, czyli przestępstwami, które Kościół uważa za najcięższe, to jest przeciwko Eucharystii, przeciwko świętemu charakterowi sakramentu pokuty oraz przeciwko szóstemu przykazaniu popełnionemu przez duchownego wobec nieletniego.


Ramka 2

Ataki na papieża w związku z przypadkami nadużyć seksualnych w Kościele są przykładem przemocy i przejawem braku ogłady – uważa abp Rino Fisichella. W wywiadzie dla włoskiego dziennika „Corriere della Sera” przewodniczący Papieskiej Akademii Życia podkreśla, że list Benedykta XVI do katolików irlandzkich na temat przypadków nadużyć seksualnych wobec nieletnich w tamtejszym Kościele będzie „kolejnym dowodem jego wyraźnego i zdecydowanego głosu” w tej sprawie, „bez maskowania”.

Abp Fisichella kładzie jednocześnie nacisk na odpowiedzialność, jaka w tej kwestii spoczywa na biskupach i stwierdza: – Zerowa tolerancja nakazana przez Benedykta XVI nie jest czymś dobrowolnym, lecz moralnym obowiązkiem.

Niestety, jego zdaniem, począwszy „od lat 60. niektórym księżom i zakonnikom zabrakło tożsamości kapłańskiej: zagubiono po drodze duchowość”.

Z nieukrywaną irytacją abp Fisichella mówi o próbach wciągnięcia w krąg podejrzanych także papieża, co według niego jest przykładem „przemocy i przejawem braku ogłady”. Przede wszystkim jednak bezmyślności. – O nim mówi jego historia, jego życie, jego pisma. Także to, co dwa lata temu powiedział w Stanach Zjednoczonych i co powie Irlandii – przekonuje przewodniczący Papieskiej Akademii Życia. I zapewnia, że „papież nie da się zastraszyć” a „zamach na autorytet moralny jego i Kościoła nie uda się.


Tekst pochodzi z Wiadomości KAI

Zaprenumeruj ekai-tygodnik!

Dodaj komentarz

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code