Z życia mieszkańców domu przy ulicy Żabiej

Wypowiedzi zastępczych rodziców

Spread the love

Wypowiedzi zastępczych rodziców

Dwa lata temu w sierpniu po raz pierwszy ujrzałam Konrada, Berte i Justynę .
Justyna miała wówczas 16 lat i zdała do trzeciej klasy gimnazjum, natomiast pozostała dwójka miała po lat piętnaście .Przed pierwszym spotkaniem, zanim zobaczyliśmy dzieci, pani pedagog, posiłkując się zeszytem, nakreśliła sylwetki każdego z nich.

Konrad- chłopak o wysokim stopniu inteligencji, nie odnajduje się w grupie rówieśniczej, niepowodzenia przeżywa ze złością, po śmierci matki porzucony przez ojca, dwa lata w domu dziecka, jedna próba adopcji nie udana.

Justyna- po kilku miesiącach pobytu w rodzinie adopcyjnej- powróciła z poczuciem porażki.
Dziesięć lat pobytu w domu dziecka, bardzo spokojna i chorowita. Stany chorobowe nasiliły się po powrocie z Krakowa, przez kilka miesięcy leżała w szpitalu, lecz nie wykryto żadnej jednostki chorobowej, w nauce jest słabiutka.

Berta- jedenaście lat w domu dziecka, w tym cztery nieudane próby adopcyjne. Osoba harda, apodyktyczna, miewa okresy głodzenia się, samookaleczenia , kilka eksperymentów z alkoholem, bardzo słaba w nauce.

Tomek- doszedł do nas po kilku miesiącach i była to decyzja dyrekcji Domu Dziecka, ponieważ w tamtejszych warunkach został przez kolegów sprowadzony do roli kozła ofiarnego i każdy dzień przebywania tam, był kolejnym dniem wielkiego spustoszenia psychicznego.

Tak oto w ciągu jednego dnia staliśmy się „szczęśliwymi „ rodzicami zastępczymi dla czwórki młodych ludzi z historią życia niezwykle obciążoną.

Już pierwsze dni pokazały, że wcale łatwo nie będzie.

Dla mnie na początku najtrudniejsze było życie w warunkach ciągłego stresu i niepewności, że za chwilę coś się wydarzy, a był to przede wszystkim lęk przed agresją.
Bałam się że nie będą się ze mną liczyć, że mąż w pewnej chwili nie wytrzyma i któregoś uderzy, że zaistnieje taka sytuacja, że oto staniemy się obiektem publicznego, medialnego ośmieszenia.
Po drugie, nie mogłam oswoić się z warunkami, że w domu moim panuje chamstwo, brak szacunku dla człowieka. Bałam się szczególnie poranków i wieczorów, gdy wszyscy byli w jednym czasie w domu.
Rano- walka o łazienkę, szarpanie drzwi, kłótnie przy stole, obraźliwe słowa i kolejna powtórka wieczorem, kiedy to padały najbardziej wyrafinowane epitety, a „twoja matka” było słowem które było najbardziej dotkliwe, z tym że każdy z nich używał tego argumentu wobec drugiego co kilkanaście minut.
Strzelanie z palców, które było kolejnym gestem upokarzającym przeciwnika, a które to kojarzyło mi się ze środowiskiem kryminalnym i bardzo to mnie obrzydzało.
Z pokoju chłopców, nawet gdy przez chwilę nie kłócili się, dochodziły tak obrzydliwe słowa i tak wymyślne, których nigdy w życiu nie słyszałam.
Żadne z nich nie było cierpliwe do wykonania jakiejkolwiek pracy, a po drugie, zajęcie się pracą na rzecz innych było dla wykonującego zajęciem niezwykle hańbiącym , ponieważ stawał się przez to „frajerem’ wobec grupy.
Jakby tego jeszcze było mało, to każdy skarżył na każdego bez opamiętania.
Ze szkoły zaczęły już po kilku dniach nauki przychodzić sygnały, że nasi wychowankowie zakłócają prowadzenie zajęć , chodzą po klasie, dokonują aktów przemocy na młodszych kolegach
O nauce lepiej nie wspominać, ponieważ żadne z nich poza Konradem nie umiało czytać. Zasób słownictwa był tak bardzo ubogi, że jak sami dziś wspominają, prawie niczego nie rozumieli, o czym mówiła nasza córka Ania.
Jak się okazało, w bidulu dziewczyny na odrabiankach przepisywały zeszyty, a chłopcy nawet tego nie robili.

Gdy przeszliśmy do etapu wdrażania do nauki, wówczas frustracje wychowanków były tak wielkie, ze szyby z drzwi o mało nie wylatywały.
Z Konradem przez pół roku walczyliśmy aby zdecydował się przejść do pozycji pionowej, gdyż jedyną jaką przyjmował- była pozycja leżąca.
Jeden z nich w chwilach silniejszego stresu w sposób prawie nieskrępowany masturbował się.

Tak wyglądał nasz początek, a jest to duży skrót naszej rzeczywistej historii.
Wobec tych wyzwań były tylko dwie możliwości, albo rozwiązać firmę, albo podjąć wielki wysiłek w celu opanowania sytuacji i krok po kroku szukania wszelkich, możliwych sposobów na tworzenia i rozwijania struktury rodzinnej.

Cdn

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code