"Tygodnik Powszechny"

Nie ma mężczyzny ani kobiety

Spread the love

Nie ma mężczyzny ani kobiety

Ks. Alfons J. Skowronek

Wiele dyskusji obraca się dzisiaj wokół księdza i jego urzędu.
Dlaczego kobieta nie może być księdzem? Dlaczego księża nie mogą się żenić? Dlaczego kazań głosić nie mogą świeccy?

Intrygujący jest fakt, że na te tematy dyskutować możemy godzinami, nie dochodząc do żadnego rezultatu; jest to swego rodzaju wdzięczna i rozrywkowa terapia zajęciowa. Jeżeli jednak ktoś rzeczywiście nie chce li tylko zabijać czasu swojego i współdyskutantów, lecz szuka lojalnie odpowiedzi na te pytania, to stwierdzi, iż kluczem namiętnych dysput jest jedna kwestia: kim właściwie jest ksiądz?

Co robi ksiądz

Dla wyostrzenia duchowej sylwetki kapłana nie od rzeczy okazać się może odpowiedź na negatywny aspekt naszego tytułu: kim on nie jest? Gdyby zwulgaryzować pytanie, mogłoby brzmieć abstrakcyjnie: kim jest kapłan jako taki? Inaczej: czy kapłan buduje zręby ziemskiej rzeczywistości? Odpowiedź jest jednoznacznie negatywna: nie!

Kiedy kapłan w konfesjonale przymawia penitentowi, aby nie jeździł lekkomyślnie, wtedy nie występuje „jako taki”, lecz dzieli tę funkcję z policjantem, w którego zakres obowiązków takie ostrzeżenie wchodzi. Kapłan zabiega o budowę przedszkola: czy robi to „jako taki”? Nie, jest to bowiem sprawa rady miasta. Kapłan ujmuje się za losem bezdomnego chłopaka: „jako taki”? Nie – czyni to, co właściwie należy do rodziców lub samorządów. A zatem: w tych i wszystkich innych przypadkach działa kapłan pomocniczo, jako człowiek prywatny, pozazawodowo.

Taka pomoc chętnie jest przyjmowana, ludzie chętnie jej nawet oczekują, ale mimo to zyskujemy wrażenie, że nie należy ona do zawodu czy raczej – powołania kapłana. Kapłanowi pozostaje do zrobienia „tylko” to, czego nie robi nikt: to zaś dla oczu tego świata często jest niezrozumiałe, w jego wizji kapłan „jako taki” nie robi nic. Ten, komu taki obraz księdza jawi się jako czarnowidztwo, niech przeprowadzi uliczną ankietę.

Gospodarz

Słowo „kapłan” odnosimy do księdza raczej w sensie analogicznym, przenośnym, ponieważ kapłaństwo w ścisłym znaczeniu odnosi się do Chrystusa, doskonałego Kapłana, Arcykapłana – o czym obszernie mówi List do Hebrajczyków. Pojęcie kapłaństwa w Nowym Testamencie (NT) odnosi się także wyraźnie do wszystkich wiernych, którzy sami tworzą kapłańską wspólnotę (1 P 2, 5. 9; Ap 1, 6; 5, 10; 20, 6).

W chrześcijańskiej starożytności funkcjonowały dwa modele urzędu kapłańskiego: gminami judeochrześcijańskimi kierowali prezbiterzy (starsi), natomiast na czele gmin pogańskochrześcijańskich stali biskupi (episkopos – nadzorujący). Dopiero później doszło do ukonstytuowania się w Kościele trójdzielnego urzędu: diakona (sługi), prezbitera i biskupa. Świadomie posłużono się tu obiegowymi świeckimi nazwami, rezygnując z przejęcia terminologii sakralnej.

Oto garść cytatów z NT na określenie wymienionych posług w Kościele:
1 Kor 4, 1: „Niech więc uważają nas ludzie za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych”;
2 Kor 1, 24: „Nie żeby okazać nasze władztwo nad wiarą waszą, bo przecież jesteśmy współtwórcami radości waszej”;
Tt 1, 7: „Biskup bowiem winien być, jako włodarz Boży, człowiekiem nienagannym”…

Zapożyczone słowo „prezbiter” (franc. prêtre, ang. priest, niem. Priester) znaczy w języku polskim „kapłan”. Pojawiły się również takie terminy, jak „proboszcz” (z jęz. greckiego: gospodarz, właściciel gospody), „kler” (z greckiego: szczególny, wybrany stan, przypadające komuś dziedzictwo); w języku francuskim (clerc) i w angielskim (clerk) oznacza jeszcze dzisiaj człowieka wykształconego, który umie czytać i pisać. Etymologia polskiego słowa „ksiądz” jest nieco bezradna: słowo to raczej nie ma odpowiednika w innych językach.

Termin ten wyprowadza się bądź ze staropolskiego „kniaź”, „knądz”, „książę”, bądź ze staroniemieckiego „kung/król”. W codziennym posługiwaniu się tytułem „ksiądz” podkreślamy, że do osoby duchownej nie zwracamy się przez „pan”, lecz mówimy „ksiądz”. Polscy Żydzi w Izraelu zwracają się do księdza przez „panie ksiądz”. Takiego problemu nie mają Niemcy, którzy do proboszcza i do biskupa mówią „Herr Pfarrer”, „Herr Bischof” – „Panie Proboszczu”, „Panie Biskupie”; w sytuacji jeszcze bardziej komfortowej są Amerykanie, którzy do każdego odzywają się przez „ty”.

Nazwa „kapłan” występuje w Nowym Testamencie 11 razy, i to nie w sensie jednoznacznym. Jezus nigdy nie nazywa siebie wyraźnie kapłanem, lecz nie przestaje postępować jak kapłan, i jak się wydaje, lud Nowego Przymierza uważa za lud kapłański.

Od Soboru Watykańskiego II datuje się zwrot w dyskusji o podmiocie kapłaństwa, które zarezerwowane jest wyłącznie dla mężczyzny. Nowsze badania biblistyczne wskazują na Marię Magdalenę jako „Apostołkę wszystkich apostołów” (Apostola apostolorum). Ojcowie Kościoła podnoszą moment, że kapłaństwo przysługuje w najprzedniejszy sposób Maryi (eminentiori modo). W Litanii Loretańskiej dodaje się wezwanie „Królowo Kapłanów”.

Powołanie

Różnica między kapłanami i świeckimi polega na tym, że „różnią się istotą, a nie stopniem tylko” (Konstytucja „Lumen gentium”, KK 10), mimo iż podstawę dla szczególnego, względnie hierarchicznego urzędu kapłana stanowi „powszechne” – „wspólne” kapłaństwo wszystkich wiernych. Kapłanem/kapłanką w szerszym tego słowa znaczeniu stał się każdy i każda z nas w sakramencie chrztu. Nas interesuje tu jednak kapłaństwo święceń jako szósty sakrament; jest to też tzw. kapłaństwo urzędowe, które zakłada istnienie wyraźnego powołania przez Boga.

Zanim Jezus roześle swych uczniów, aby w Jego imieniu i w pełni Jego władzy głosili nowinę o Królestwie Bożym, woła ich do siebie (Mt 10, 1). Niektóre opisy powołań uczniów zostały nam przekazane. Np. powołanie par braci Piotra i Andrzeja oraz Jana i Jakuba. Byli rybakami, zawód swych ojców wykonywali nad jeziorem Genezaret, Piotr założył rodzinę (Jezus uzdrawia jego teściową). I oto w gronie tych prostych ludzi pojawia się pewnego dnia Jezus Chrystus i bezceremonialnie wyrywa owych mężów, których sobie obrał, z ich dotychczasowego środowiska: „Chodźcie, porzućcie wszystko i pójdźcie za Mną! Od tej pory będziecie łowcami ludzi”.

Z Bożą suwerennością i swobodą Jezus radykalnie wywraca dotychczasowe życie uczniów. On wie, dlaczego może na nich liczyć: ponieważ pragnie ukazać im nowe, niebywałe widnokręgi, zamierza powierzyć im wielką sprawę. Ponieważ chce wprowadzić ich w przygodę nowej wolności i pełnię nowych życiowych możliwości. Piotr powie kiedyś: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą”. Na co Jezus odpowiada: „Każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy” (Mt 19, 29).

Wezwanie, osobiste powołanie przez Chrystusa stoi także u początku każdej biografii dzisiejszego kapłana. „On nas wezwał świętym powołaniem” – oświadcza pewnego razu Paweł Apostoł. Papież w każdy Wielki Czwartek kieruje do kapłanów list. W jednym z ostatnich pisał, że księża winni ustawicznie sobie przypominać i mieć przed oczami fakt, iż zostali powołani. Czyli stylu życia nie obrali sobie na własną rękę, lecz Bóg był tym, który ich do tego przeznaczył i wybrał. „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili” (J 15, 16).

Jeżeli zaś wybrał nas Chrystus i uważał za ludzi odpowiednich, by występować w Jego imieniu, wówczas możemy ciągle od nowa ważyć się na przygodę z Nim, pozbywając się wszelkich wątpliwości i niedowierzania samemu sobie, jakie często ogarniają proboszcza w jego eksponowanej pozycji. Tutaj należy przywieść ku pamięci słowa św. Pawła: „Wierny jest Ten, który was wzywa: On też tego dokona” (1 Tes 5, 24).

Pasterz

Powołanie do życia w służbie Jezusa Chrystusa jest fundamentem kapłańskiej egzystencji. Tutaj też znajduje swe uzasadnienie kapłańska bezżenność, czyli celibat. Celibat oznacza zawarcie przymierza życia z Bogiem. Więc: podobnie jak uczynili to pierwsi uczniowie, dwunastu Apostołów, żegnać się z cywilną egzystencją, aby bez reszty zaistnieć dla królestwa Bożego. Od razu trzeba nadmienić, że każdy kapłan doświadczy nie tylko stanu, który wyłącznie oznacza wyrzeczenie się i ofiarę, lecz dozna również wolności i życia w sieci różnorodnych ludzkich relacji. A więc: nie izolacja, lecz wręcz przeciwnie: otwarcie się i dostęp do całej plejady ciekawych ludzi.

Ostatnimi laty w obrazie księdza wykrystalizował się w szczególny sposób wizerunek pasterza. To spojrzenie na księdza nie jest bezdyskusyjne, ponieważ wywodzi się z kultury agrarnej, która w swym pierwotnym kształcie dzisiaj już więcej nie funkcjonuje, a w sercach i umysłach dzisiejszego człowieka rozbudza skojarzenia raczej romantyczne. Obraz pasterza zachowuje jednak swe zasadnicze znaczenie i walor, ponieważ Jezus posługuje się nim jako określeniem dla swego własnego posłannictwa.

Chrystus powołuje uczniów, aby ich posłać do ludzi, do wielu, którzy osłabli i są wyczerpani „jak owce nie mające pasterza” (Mt 9, 36). Tak Chrystus Pan postrzega ludzi i tak też rzeczywiście im się wiedzie. Życie na tym świecie nie jest podobne do wielkiego towarzyskiego rautu. Ludzkie życie jest zadaniem do wykonania, nader często zadaniem ciężkim, wyczerpującym, wypełnionym rozczarowaniami i smutkiem.

Nasze życie jest walką, a częstokroć także szkołą cierpienia, gdy pomyślimy o ciosach losu, jakie godzić mogą w człowieka. A jednak można temu życiu stawić czoło – i to nawet w euforii wolności i radości – kiedy człowiek czuje, że nie jest pozostawiony samemu sobie, kiedy wie, że jest miłowany; gdy poczuje się wezwany, prowadzony i niesiony przez tego, który mówi: „Ja jestem dobrym pasterzem” (J 10, 11). I gdy może modlić się słowami Psalmu 23: „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Chociaż bym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”. Owo „Ty” dobrego Pasterza jest decydującym zaimkiem osobowym, który neutralizuje wszelką niedolę i niebezpieczeństwo.

I właśnie po to Pan wysyła swych uczniów: jako pasterzy dla swych owiec. „Idźcie do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie” (Mt 10, 6-7).

Obrazowi pasterza poświęca św. Augustyn wyczerpujący opis, niezmiennie przy tym akcentując, że podmiot urzędu w Kościele jest wprawdzie z jednej strony pasterzem owczarni Jezusa Chrystusa, lecz z drugiej strony jasno winien zdawać sobie sprawę z tego, iż sam należy do tejże owczarni. Na tym stwierdzeniu myśl Biskupa z Hippony się nie urywa. Wszystkie obrazy, po które sięga dla scharakteryzowania kapłańskiego urzędu posługi, integruje ze swoją wizją Kościoła. Wizerunek pasterza odgrywa tu największą rolę.

Podnieść należy i to, że Augustyn mówi także o kapłanie czy biskupie jako nauczycielu, który wespół z innymi jednocześnie jest także współuczniem w szkole Jezusa Chrystusa. W ten sposób każdy pasterz jest zarazem członkiem owczarni Chrystusa. Jako owca tegoż stada pozostaje „zdany na to”, że jest karmiony i strzeżony przez Niego. Innymi słowy: jego doczesna egzystencja jest uzależniona od przyjmowania słowa Bożego. Wdzięczny za to, iż na przyjęcie tego słowa w ogóle może się otworzyć, być przez Chrystusa zbawionym, pełni kapłan swoją służbę.

Zobowiązany wobec Pana za ten wielki dar, czuje się kapłan wręcz ponaglany do karmienia owczarni tym pokarmem, którym jest sam Chrystus Pan. Posługiwanie kapłana jest więc wyrazem głębokiej wdzięczności wobec Boga. W tym punkcie kapłan realizuje w sposób najbardziej intensywny swe pasterskie posługiwanie.
Przez swoje niejako akredytowane sługi Chrystus pragnie być Dobrym Pasterzem dla wszystkich ludzi, dla ludzi wszystkich czasów i miejsc. Nasi bracia ewangelicy proboszczów nazywają pastorami, czyli pasterzami, którzy reprezentują Dobrego Pasterza, Chrystusa. Przekazywać mają dary, których kapłan nie posiada sam z siebie, lecz je otrzymał od Pana w święceniach: pełnomocne słowo i sakrament.
I teraz wyczuwamy, na czym polega istota sytuacji braku księży. Nie jest to niedostatek jakichkolwiek kierowników i kościelnych funkcjonariuszy w parafialnych gminach. Tam, gdzie już nie ma kapłanów, tam też nie ma już więcej posługi Dobrego Pasterza. I do tego sprowadza się porażająca sytuacja krytyczna.

Kobieta

W tym momencie powraca na plan kwestia kobiet. Sięgnijmy do prostego porównania: żaden pracodawca nie mógłby się ostać przed sądem pracy, gdyby odmówił zatrudnienia kobiecie tylko dlatego, że jest kobietą. Zatrważające manko kapłańskich powołań jest, ogólnie biorąc, problemem wyprodukowanym przez sam Kościół i dlatego nie pomogą tu żadne formy ubolewania. Ale – nawet gdy warunki dopuszczenia do kapłaństwa zostałyby zmodyfikowane, problem braku kapłanów rozwiązany byłby dopiero w połowie. Druga połowa może okazać się jeszcze bardziej skomplikowana.

Kapłańska samoświadomość staje dzisiaj w obliczu decydujących przemian:
1) tradycyjnie autorytarnie i hierarchicznie ukonstytuowany urząd rozumieć należy w jeszcze większym stopniu jako braterskie posługiwanie, względnie jako „kościelny urząd posługi” (ministerium ecclesiasticum; KK 28);
2) nałożony całemu stanowi duchownemu obowiązek celibatu mierzyć musi się dzisiaj z obowiązkiem posługi zbawienia szerokich mas, w obliczu wręcz dramatycznego braku kapłańskich powołań;
3) powstrzymywanie kobiet od dostępu do tej służby nie da się utrzymać na dłuższą metę, ponieważ nie liczy się z godnością kobiety, a ponadto nie daje się przekonywająco uzasadnić danymi biblijnymi.

Zacytujmy jeden tylko koronny biblijny przekaz z Listu św. Pawła do Galatów o równouprawnieniu kobiet: „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (3, 28). Nad tym słowem warto się zamyślić. Albowiem nie ma ani jednego przekonującego argumentu przeciwko równouprawnieniu kobiety w Kościele. Św. Edyta Stein, karmelitanka zamęczona w Oświęcimiu, kanonizowana przez Jana Pawła II, oświadcza w dłuższym wywodzie, że nic nie stoi na przeszkodzie, by zrealizować kapłańską ordynację kobiet.

Chleb i Słowo

W naszej duszpasterskiej teraźniejszości sprawą naglącej konieczności zdaje się być postulat dzielenia się słowem Bożym. Francuzi posługują się celną formułą „partager le pain”, dzielenie się chlebem wiary w małych grupach. Kaznodzieja przyczynia się do odkrywania przez wiernych coraz nowych złoży tego Słowa. Przez medytacje i studium, przez codzienny kontakt ze Słowem dopomaga w formowaniu serc wierzących, które są kształtowane według serca Jezusa.

W tym sensie kapłana rozumieć można jako „fachowca świata wewnętrznego”. Nie oznacza to wycofywania się z tego świata, ale raczej o uwrażliwienie na te procesy, które dokonują się w sercu człowieka. Tam bowiem jest „zmagazynowana” całość zewnętrznego świata. Każdy, kto spogląda we własne serce, wie, co się kłębi w sercu i w duszy. Kiedy jednak zdobywa się na spojrzenie w to centrum, w którym wewnętrzny świat łączy się ze światem zewnętrznym, i musi odkryte elementy uporządkować, a całość tych obserwacji włączyć w dialog ze słowem Bożym, wtedy człowiek odkrywa, iż stanął na granicy życia i śmierci. Albowiem niejedno z tego, co rozgrywa się w głębi serca, prowadzić może tylko do śmierci, to znów – właśnie dzięki pokarmowi słowa Bożego – może być odbudowane na nowo i rozwijać się, przynosząc owoc stokrotny. Ów proces odnowy serca przez słowo Boże (por. J 15, 3) powierzony jest właśnie kapłanowi jako żywicielowi.

Szczególny wymiar kryje w sobie przy tym rzeczywistość sakramentalna. Nie chodzi tu o powierzchowne kapłaństwo kultowe, o rytualne menedżerstwo; rzecz w tym, ażeby to, co wyznaje wiara, w celebracji sakramentu nie było rozprowadzane jako dodatek do codziennej racji chleba, lecz jako podstawowy środek żywności. Z tego właśnie powodu przepowiadanie słowa Bożego, szczytowe posługiwanie pasterskie, znajduje swój kulminacyjny punkt w sprawowaniu Eucharystii, które jednocześnie symbolizuje najgłębiej Kościół w jego kształcie communio/wspólnoty i które wiernych nie tylko gromadzi, ale także jednoczy.

W tym znaczeniu kapłan jest kierownikiem gminy wiernych i sługą na rzecz jej jedności, i to nie w funkcji tylko zewnętrznej, organizacyjnej, jurydycznej i administracyjno-technicznej.

Sprowadzając wszystko do jednego mianownika, można by powiedzieć: być kapłanem znaczy sprawować Eucharystię. Do tej formuły egzystencji podnieść należałoby również bycie chrześcijaninem: być chrześcijaninem znaczy sprawować Eucharystię. W różnorodności zadań i powołań wypowiadać można jedno i to samo, a przy tym jednak akcentować każdorazowo specyfikę posłannictwa i rolę.

Eucharystyczna wspólnota głosi śmierć Pańską, sławi Zmartwychwstanie i żyje w ten sposób mocą dynamiki Ducha Świętego. W tej mocy sławi niezmierzoną miłość Ojca, którą uroczyście obchodzi z Chrystusem. Rytualnie znajduje to swój najpiękniejszy wyraz, kiedy kapłan na koniec Modlitwy Eucharystycznej śpiewa lub mówi:

Przez Chrystusa, z Chrystusem
i w Chrystusie,
Tobie, Boże, Ojcze wszechmogący,
w jedności Ducha Świętego,
wszelka cześć i chwała,
przez wszystkie wieki wieków.

Ks. Alfons J. Skowronek

Tekst pochodzi z „Tygodnika Powszechnego”

“Tygodnik” numer 31/09 już w kioskach, a w nim:

Rozwód i Kościół – blok tekstów i wywiadów o związkach niesakramentalnych

Zrozumieć antysemitę – tekst prof. Jana Hartmana

Tomasz Rowiński w sporze o kapłaństwo kobiet

Dodatek specjalny: Tygodnik Boniecki

Zaprenumeruj e-tygodnik!

Dodaj komentarz

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code