Teksty Anselma Grüna OSB

Duchowy cień

Spread the love

Duchowy cień

Anselm Grün OSB

Każdy człowiek ma swój cień. Zdaniem C.G. Junga, ów cień tworzą wszystkie te sprawy, które wykluczyliśmy z naszego życia, ponieważ nie pasują one do idealnego obrazu nas samych.

Zdrowa duchowość prowadzi do uczciwego poznania siebie. Wdraża nas do tego, abyśmy pochylili się nad naszymi „ciemnymi stronami” i pojednali się z nimi.

Często spotykam jednak ludzi idących przez życie taką drogą, która nie pozwala im zetknąć się z ich własnym cieniem. Chcą być duchowi, aby nie musieli zajmować się tak banalnymi tematami jak ich ludzkie słabości, ich agresywne i depresyjne nastroje, ich emocje i potrzeby. W swojej duchowości pragną oddawać się tylko wzniosłym sprawom: mistyce, wewnętrznej wolności, modlitwie, medytacji, dążeniu do jedności z Bogiem. Jednak im bardziej koncentrują się jedynie na czysto duchowych tematach, tym większy staje się ich cień, który wloką za sobą.

Jestem zawsze sceptyczny, jeśli ktoś na wyrażenie swojej miłości i radości z Boga, czy piękna życia duchowego używa zbyt wzniosłych słów. W słowach takich ludzi wyczuwam przejaw ucieczki przed ciemną stroną ich ducha. Ludzie ci zatapiają się we wzniosłości, aby ujść przed banalnością własnej psyche. Jednak przy dokładniejszym wsłuchaniu się w te wypowiedzi, za słowami o miłości odkrywam niezdolność do budowania relacji z innymi. Wiele ludzi pięknie mówi o miłości, aby nie musieli uznać własnej niemożności prawdziwego kochania i wejścia w dojrzałą relację. Gdyby stanęli naprzeciw ich braku zdolności do zawiązywania więzi, załamałby się ich cały życiowy gmach. Tego nie mogliby jednak przeżyć. Dlatego muszą się ciągle tak bardzo wysilać w używaniu podniosłych słów o miłości. Albo gdy ktoś na okrągło podkreśla, że właściwie jako chrześcijanie powinniśmy się zawsze cieszyć, bo przecież jesteśmy zbawieni przez Chrystusa, wtedy zza tej fasady radości przebija często zwątpienie lub depresja.

Dla starożytnych mnichów istotne było, aby poddać próbie autentyczność duchowości jakiegoś słynnego ascety. Wówczas jeden z najstarszych mnichów zapraszał takiego ascetę do siebie i świadomie traktował go trochę nieprzyjaźnie. Nie był zafascynowany jego popularnością ze względu na jego życie duchowe, lecz umyślnie zagadnął go nieco opryskliwie. Jeśli słynny asceta zareagował szorstko i w złym usposobieniu, wtedy dla mnicha był to dowód, że jego asceza nie była prawdziwa. Służyła mu jedynie do potwierdzania samego siebie. Dzięki swojej ascezie chciał on górować nad innymi. Ale nie spotykał w niej Boga. I w ten sposób stary mnich ujawniał niewiarę ascety. Ten zabieg odkrywał cienie ascezy. Za rzekomą pokorą skrywała się pycha zachęcająca do tego, aby dzięki ascetycznym osiągnięciom wynosić się nad drugimi i patrzyć na nich z góry. Za posuniętym do granic możliwości poszczeniem, stała żądza uznania. Mnisi zawsze rozmawiali o duchowości z dużą dozą trzeźwości. Byli bardzo ostrożni, kiedy mieli wyrazić się na temat ich doświadczenia Boga. Nie obnosili się ze swoimi doświadczeniami, jak to dzisiaj często się zdarza. Zasadniczo nie wierzę człowiekowi, który zbyt euforycznie opowiada o swoim doświadczeniu Boga. Rzeczywiste doświadczenie Boga potrzebuje także przestrzeni milczenia. I tylko bardzo ostrożnie można ująć je we właściwe słowa.

Nie tylko pojedyncza osoba ma swój cień, lecz także każda wspólnota. Każda wspólnota zakonna ma swój cień, każda parafia, każdy kościół, każdy naród. Jest to każda społeczność, która zbyt ekstatycznie wypowiada się o jedności, której doświadcza w Chrystusie. Jestem wtedy bardzo nieufny i dokładnie się przyglądam, jak ta jedność rzeczywiście wygląda. I często odkrywam, niestety, że w tych wspólnotach bardzo autorytarnie postępuje się z jednostką. Nikomu nie wolno wyrazić swojej opinii. Od razu moralizuje się, że ktoś ze swoją krytyką narusza jedność. Za ideałem jedności ukrywa się cień własnego rozdwojenia. Człowiek broniący w ten sposób idei jedności projektuje osobisty rozdźwięk w samym sobie na swoich braci i siostry oraz zwalcza go u nich.

Jeszcze inna społeczność deklaruje, że w naszym ubogim w wiarę czasie pragnie dawać świadectwo o Jezusie Chrystusie. Każda siostra, która odważa się mówić o swoich wątpliwościach w wierze, jest natychmiast marginalizowana. Taka postawa objawia brak przyzwolenia na jakiekolwiek wątpliwości we własnym sercu, co kończy się dogmatycznym występowaniem przeciwko wszystkim, którzy w poszukiwaniu głębszej wiary, nie boją się dopuścić do siebie wątpienia. Inna wspólnota pragnie ofiarować swoją miłość i modlitwę za zdemoralizowany świat. Ale w ten sposób próbuje jedynie zamaskować własne zepsucie. I Nierzadko w takim klimacie zagnieżdża się jedynie brak miłosierdzia wobec członków własnej grupy. Człowiek chce przynieść siebie w ofierze i w ogóle nie zauważa, że ma na sumieniu wielu braci i siostry, ponieważ nie daje im żadnej przestrzeni do swobodnego, duchowego oddechu i składa ich na ołtarzu własnej ideologii.

Mnisi nie na próżno wysoko cenią sobie pokorę. Mają szczególne wyczucie tego, jak łatwo do naszej duchowości wślizguje się cień i jak bez większych przeszkód potrafi uprawiać swój niecny proceder. Mnisi nie mówią jednak o ideale pokory, który powinniśmy osiągnąć. Bowiem jeśli pokorę wezmę sobie za punkt honoru, w ogóle nie spostrzegę się, jak bardzo kieruje mną własna duma, jak moja pokora przesiąknięta jest cieniem przesadnej potrzeby ważności. Pokora jest dla mnichów raczej drogą do własnego człowieczeństwa, zstąpieniem w głąb własnego cienia po to, by pojednać się ze swoimi ciemnymi stronami. Droga pokory pozwala nam roztropnie mówić o duchowości, a przede wszystkim stawać się coraz bardziej roztropnymi w naszych moralnych wymaganiach. To jest chyba najbardziej denerwujące, że najwięksi moraliści nie żyją tym, co głoszą, że właśnie ci ludzie, którzy sami w czymś niedomagają, szczególnie rygorystycznie zachowują kościelne normy. Ludzie instynktownie czują, że coś w tym nie gra. Niektórzy już nigdy więcej nie chcą narazić się na porażkę, wyróżniając się w doskonałym przestrzeganiu moralności. Ale ich cień kiedyś ich dogoni. Idźmy lepiej drogą pokory, drogą wejścia w doświadczenie własnego cienia, żebyśmy się nie rozbili o wysoki cokół naszej wymagającej moralności i szczytnej duchowości.

Z niemieckiego przetłumaczył Dariusz Piórkowski SJ.

Tekst ukazał się pierwotnie w miesięczniku „Geist und Leben”. Opublikowany za życzliwą zgodą o. Grüna.

Poprzednia medytacja

WIARA – inne teksty na ten temat
Krzysztof Nowicki, Wiara potrzebuje wzrostu
Richard Niebuhr, O naturze wiary
Darek, Nie każda wiara jest przylgnięciem do Boga
Zawsze wierna czy mierna? Plusy i minusy polskiej wiary

POKORA – inne teksty na ten temat
Darek, Dziwna pokora
Rafał Strzyżewski AMMI, Tajemnica Krzyża
Andrzej Miszk SJ, Gdy zabijamy Boga, myślimy, że czynimy dobrze

MORALNOŚC – inne teksty na ten temat
Moralność otwarta i zamknięta, Rozmowa z dr Grzegorzem Mitrowskim
Jürgen Habermas, Czy istnieją postmetafizyczne odpowiedzi na pytanie: czym jest „właściwe życie”?

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code