"Tygodnik Powszechny"

Przepis na pustynię

Spread the love

Przepis na pustynię

24.02.2009

Michał Kuźmiński, Michał Olszewski

W czasach, gdy zamiast mięsa można zjeść krewetki po śródziemnomorsku, coraz trudniej zrozumieć sens postu. Ale czy post musi mieć w ogóle cel?

W tę Środę Popielcową studenci duszpasterstwa akademickiego „Wiosna Kościoła PRO” z krakowskiej parafii św. Józefa po raz kolejny wychodzą w miasto. Staną na zbiegu ulic Grodzkiej i placu Wszystkich Świętych, w miejscu, gdzie przecinają się dwa szlaki: z południa na północ biegnie trasa popularnych restauracji, fast-foodów, cukierni, klubów, mniej lub bardziej wyrafinowanych jadłodajni. Linię wschód–zachód znaczą klasztory dominikanów, franciszkanów, Papieska Akademia Teologiczna i okno papieskie.

Plan jest następujący: w południe grupa rozejdzie się po ulicy, obok najpopularniejszego w mieście kebabu (świetna wołowina w zawijanym cieście) i znanego klubu. Wspólnie z księdzem Jackiem Stryczkiem studenci będą rozdawać przechodniom chleb posypany popiołem. Popiół, co podkreśla ks. Stryczek, został przebadany chemicznie, można go jeść bez obaw o zatrucie.

To kolejny happening organizowany przez ks. Stryczka i studentów w Środę Popielcową. Cel jest jasny: przypomnieć katolikom, że czterdzieści dni przed Wielką Nocą powinni wejść w inny rytm niż karnawałowy. Na Podgórzu są bowiem przekonani, że wbrew statystykom, w których większość Polaków deklaruje swoje przywiązanie do nauki Kościoła, wiedza ta jest coraz mniej powszechna.

Jednak stwierdzenie, że przestaliśmy pościć, byłoby nieprawdziwe. Polacy nadal poszczą. Dla doskonałości duchowej. Dla samochodu. Dla energii wewnętrznej. Żeby chronić środowisko. Żeby ładnie wyglądać. Żeby czuć się wspaniale. Żeby zachować tożsamość narodową.

Czasem również dla Boga.

Zbędny tłuszczowy balast

Kilka kilometrów na południowy zachód od podgórskiego kościoła w Wielki Post wchodzą krakowscy kameduli, zakon o jednej z najsurowszych reguł, która każe im pościć właściwie całe życie. Różne są jedynie stopnie wyrzeczenia.

– Kameduli poszczą pogodnie. Przede wszystkim: klauzura, samotność, owo najbardziej chyba radykalne odejście od świata. Kolejną obowiązującą kamedułów praktyką pokutną jest reguła milczenia. Nie ma mowy o radiu czy telewizji – opowiada o. Marek Szeliga, przeor zakonu. – Człowiek podejmuje życie według pewnej reguły. Już sam tryb życia według ścisłego porządku jest postem. W ogóle nie spożywamy też mięsa – oprócz ryb. Jemy to, co zostało danego dnia przygotowane, co również można uznać za poddanie się porządkowi zakonnemu. W roku przestrzegamy też dwóch czterdziestodniowych postów: przed Bożym Narodzeniem, który zaczyna się już od św. Marcina, i przed Wielkanocą. Wtedy nie jemy też nabiału. Postny posiłek to placki ziemniaczane z sosem grzybowym bądź bez sosu, czasem racuchy, czasem smażona lub gotowana ryba, do niej ziemniaki i jarzyna.

Post jako zakaz spożywania pokarmów mięsnych w polskiej religijności zaznaczył się najsilniej. – Kiedyś było to prawdziwe umartwienie, wyrzeczenie się pokarmu uznawanego za najwyższy rarytas – tłumaczy etnolog dr Anna Niedźwiedź. – Dla warstwy chłopskiej mięso bardzo długo było symbolem dostatku i powodzenia. To dlatego mięsa czy wędlin nie mogło zabraknąć nawet na najuboższym weselu, a bogaty gospodarz szczycił się spożywaniem rosołu i mięsa podczas niedzielnego obiadu. Post poprzedzający Wielkanoc wpisywał się również w cykl życia społeczności rolniczej – dodaje. – Przednówek nierzadko był bardzo ciężki, nawet w sutych latach jadłospis zimą i wczesną wiosną opierał się na kiszonej kapuście, chlebie z wodą, bobie, grochu i bryjach gotowanych z kasz.

– Nie znam osoby, która nie wyrzekałaby się czegoś w imię idei czy osiągnięcia celu – mówi Małgorzata Olasińska-Chart. Jest po trzydziestce, pracuje w Polskiej Akcji Humanitarnej. – Tyle że sposobem na to niekoniecznie jest post w ścisłym sensie, czyli powstrzymywanie się od jedzenia mięsa czy słodyczy. Dziś są inne sposoby na podejmowanie wyrzeczeń, może trudniejsze.

O. Szeliga: – Są ludzie, dla których zrezygnowanie z mięsa nie jest żadnym wyrzeczeniem. Ale też niejeden kameduła chętnie zjadłby kawałek zwykłego salcesonu czy kaszanki. Wiadomo, są dziś ryby czy sery droższe od mięsa. Ważne, że człowiek w imię innych wartości odmawia sobie czegoś, na co miałby ochotę. Np. krwistego befsztyku.

Słowo „post” pojawia się też coraz częściej w poradnikach dietetycznych, występując wymiennie z „głodówką”, bez religijnego kontekstu. „Post wspomaga proces oczyszczania organizmu z toksyn oraz zrzucenie zbędnego tłuszczowego balastu. Stosuje się dwie metody: drastyczną, można by rzec drakońską, oraz, łagodną, długofalową, a więc ograniczoną” – czytamy na portalu www.zdrowie.tarnow.pl. A Organizacja Narodów Zjednoczonych wezwała pod koniec ubiegłego roku, by każdy świadomy ekologicznie obywatel raz na tydzień powstrzymał się od jedzenia mięsa, w imię walki z globalnym ociepleniem – przemysł mięsny to jeden z największych producentów dwutlenku węgla.

Samochód a kwestia duchowa

Małgorzata Olasińska-Chart wierzy, że wyrzeczenie działa na psychikę. – Przecież nie składamy się tylko z ciała, ale nasze ciało łączy się z naszą energią wewnętrzną – tłumaczy. Wyrzeczenie ma jednak dla niej również sens praktyczny. – Uwielbiam podróżować i rezygnacja z wyjazdu to dla mnie duże wyrzeczenie. A ostatnio musiałam zrezygnować z tej przyjemności w imię obowiązków rodzinnych. Natomiast wyrzekanie się, żeby zaoszczędzić na coś innego czy żeby schudnąć? Nie, w takich przyziemnych sprawach się niczego nie wyrzekam.

Kamil Plasan, trener i psycholog, na jednym z portali społecznościowych założył grupę „Duchowość biznesu”. – Wychowałem się w tradycji katolickiej, w piątek nie jadłem mięsa, w środy popielcowe zachowywałem ścisły post, tak jak moi rodzice – opowiada. – Ale w pewnym momencie zacząłem szukać własnych odpowiedzi w różnych tradycjach: chrześcijańskiej, buddyjskiej, hinduskiej. Coraz więcej czasu poświęcałem na modlitwę i medytację, zacząłem też uprawiać ćwiczenia fizyczne, obserwować swoje myśli i uczucia, praktykować codzienny rachunek sumienia. Przestrzegam diety wegetariańskiej i głodówek oczyszczających. Moim zdaniem każde odsunięcie złego pragnienia można nazwać wyrzeczeniem. Ale w pewnym momencie wyrzeczenie staje się sposobem na życie. Dzięki temu zyskałem spokój umysłu, dobre zdrowie, super samopoczucie. Także oszczędzając na samochód, można kształtować wolę, a to już ociera się o kwestie duchowe.

Martyna Jasińska, wiceprzewodnicząca małopolskiego Studenckiego Forum Business Center Club, praktykująca katoliczka, wskazuje, że nawet prowadzenie biznesu może mieć wiele wspólnego z wyrzeczeniami. Decydując się prowadzić działalność na własną rękę, trzeba bowiem lepiej organizować swój czas, wytrwale pracować, do tego dbać jeszcze o wypoczynek, żeby mieć siły na dalszą pracę… – Oczywiście, trudno to nazwać postem, bo cel jest ostatecznie konsumpcyjny – przyznaje. – Biznes robi się po to, żeby zarabiać pieniądze. Ale wśród wielu młodych biznesmenów widać przekonanie, że można jednocześnie zdziałać coś dobrego. Na przykład zajmując się pożyteczną branżą. Bardzo rozwojowa jest ochrona środowiska, można tu dobrze zarobić, a jednocześnie przynosi dobre dla wszystkich efekty.

Ojciec Szeliga wie, że sposób życia, jaki obierają kameduli, często bywa niezrozumiały. – Jeżeli będziemy mierzyć wszystko poprzez wydajność pracy, to bracia, którzy przeznaczają wiele godzin na modlitwę, są bezużyteczni, bo „nie produkują”. Ale takie opinie potwierdzają, że coraz bardziej brakuje zmysłu religijnego, wyczucia, że modlitwa i post są potrzebne. Wtedy pojawiają się substytuty prawdziwej modlitwy i prawdziwego postu.

Przeor dodaje też jednak, że są ludzie, którzy doceniają znaczenie pustelniczego życia dla świata. – Świadczą o tym np. liczne listy i telefony z prośbą o modlitwę – opowiada. – Dla niektórych krakowian nasz erem jest jak „pogotowie modlitewne”.

W klasztorze jest też tzw. dom kontemplacji, czyli miejsce dla gości. Mogą tam przyjechać mężczyźni chcący, jak to ujmuje o. Szeliga, duchowo odpocząć. Przez pewien czas żyć według reguł obowiązujących kamedułów: z pobudką przed świtem, modlitwą i milczeniem. – Dzisiejszy człowiek często potrzebuje pomilczeć – mówi przeor. – A to trudna sztuka i rodzaj postu.

Szyjki rakowe i krewetki

Z portalu Gastronauci.pl: „Post nie musi oznaczać kulinarnej monotonii. Na wielkopostny festiwal dań z ryb i owoców morza zapraszają restauracje Al Pomodoro w Ursusie i na Bemowie (Warszawa). W menu m.in.: małże w winie po mediolańsku, małże duszone w białym winie, zupa z szyjek rakowych, pstrąg w migdałach z sosem miodowo-cytrynowym, grillowany stek z tuńczyka, krewetki po śródziemnomorsku…”

Raczej słuchać, niż mówić

Jak poszczą studenci, którzy w Środę Popielcową chcą rozdawać chleb z popiołem?

Michał, student architektury Politechniki Krakowskiej: – Przeżyłem gwałtowne nawrócenie po śmierci Jana Pawła II. Zaczęło się od postu i pokuty. Później nie mogłem wręcz doczekać się kolejnego Wielkiego Postu, żeby wziąć się za siebie, dokonać przeglądu technicznego. Post to dla mnie moment na załatwienie spraw, których nikt ode mnie nie wymaga.

Magda, studentka historii sztuki, wolontariuszka „Stowarzyszenia Wiosna”, organizującego pomoc najbiedniejszym rodzinom krakowskim: – Dla mnie post to wolność, którą uzyskuję przez narzucenie.

Michał: – Dwa lata temu podpisałem tzw. krucjatę. Nie będę pił alkoholu do końca życia. Nawet nie bardzo wiem, po co ta asceza. Jak w „Wielkiej ciszy” Philipa Grönninga, filmie o zakonie kartuzów – widać tam, jak dzięki ascezie powstaje coś, czego nie da się nazwać zwykłymi pojęciami.

Ksenia, V rok medycyny: – W tym roku nasze rekolekcje wielkopostne będą opierać się na trudnej regule benedyktyńskiej. Raczej słuchać innych, niż mówić – dla mnie to bardzo duże wyzwanie.

Ala, studentka fizyki medycznej: – Wolę stawiać sobie w czasie postu zadania, które pomogłyby mi pokonać bariery. Postanawiam coś robić, a nie czegoś nie robić.

Michał zastanawia się, dlaczego robić to wszystko akurat w konkretnym czasie. – Może dlatego, że wtedy wszystkie indywidualne wysiłki się łączą. A poza tym, łączą się z sakramentami.

Agnieszka, studentka historii sztuki, przyłapała się na tym, że studiując i pracując jako grafik komputerowy, przestała mieć czas na cokolwiek. – Mnóstwo zajęć, zabieganie, wracałam do domu bardzo zmęczona. W pewnym momencie zorientowałam się, że przestaję tęsknić za Bogiem. Dlatego szukałam różnych sposobów, żeby się do niego zbliżyć na nowo. Kiedyś przez 40 dni nie słuchałam muzyki, było strasznie trudno, ale nic mi to wyrzeczenie nie dało. Teraz post to dla mnie taki okres, gdy pamiętam, by znaleźć więcej czasu na modlitwę.

Ksenia: – Sięgam po wyrzeczenie, gdy czuję, że jest mi potrzebne, niekoniecznie w trakcie postu. Od miesiąca nie używam na przykład windy, a mieszkam na dziewiątym piętrze. To moja forma wyrzeczenia podjętego za przyjaciela. Chciałabym, żeby nauczył się stawiać czoło wyzwaniom.

– Posty funkcjonują też na poziomie zbiorowym – tłumaczy dr Niedźwiedź – jako doświadczenie wpisane w życie wspólnoty. Wielki Post w polskiej kulturze stawał się zbiorowym doświadczeniem przygotowującym społeczność do święta, do religijnej i symbolicznej przemiany.

Martyna Jasińska: – Post jest po to, żeby nie zatracić tożsamości, wiedzieć, kim się jest. Są tradycje związane z naszą wiarą i jeśli nie będziemy ich kultywować, nie będzie nas.

Post jako trwoga

Kiedy Przemek Dul, 34-letni właściciel firmy z Krakowa, fan Mistrza Eckharta i pierwszych anachoretów chrześcijańskich, wyruszył rok temu na swoją prywatną pustynię, ważył 115 kg i był w nie najlepszej kondycji psychicznej. Czterdzieści dni nie przyjmował żadnych pokarmów stałych. Tylko soki, woda, maślanka. Czasem wino czy piwo. Chęć powrotu do formy fizycznej, nawrócenia i przezwyciężenia depresji splotły się w ostateczną decyzję. – Post pozytywnie dotknął każdej z tych sfer. Na płaszczyźnie duchowej chodziło w nim o trwogę – opowiada. – Wychodzisz na pustynię, czyli zawieszasz swoje przyzwyczajenia, podważasz to, co wydaje się być niezbywalnym elementem twojej tożsamości. W poście nie tyle chodzi o oczyszczenie czy wynagrodzenie za grzechy, co o doświadczenie bojaźni Bożej, która wypełnia serce, gdy wyrzucimy z niego choć na chwilę bożki, z którymi identyfikujemy się na co dzień.

Również o. Szeliga przestrzega przed rozumieniem postu wyłącznie jako sposobu na zmianę codziennego menu czy codziennych przyzwyczajeń. – Bardzo wielu ludzi narzuca sobie post w sensie dyscypliny: sportowcy, naukowcy czy ktokolwiek, kto chce coś w życiu osiągnąć. Ale do postu trzeba podejść też w sposób teologiczny: wtedy zależy nam na Panu Bogu, na tym, żeby prawdziwie realizować Ewangelię, naprawdę naśladować Jezusa. Sama Ewangelia mówi, że ta droga nie jest łatwa i że z pewnych rzeczy trzeba rezygnować, wyrzekać się ich. A na pewno nałożyć na siebie dyscyplinę i ograniczenie.

Jasińska: – Rzeczywiście, często zdarza się, że rezygnujemy z czegoś po to, żeby ostatecznie zyskać coś materialnego. A z drugiej strony wielu ludzi, którzy podejmują wysiłki dla zbawienia, zaczyna to zbawienie traktować jak towar. Produkt, który chcą zdobyć.

– Post można zmarnować – mówi przeor kamedułów – gdy poszczący postawi sobie zły cel. Dziś wielu ludzi wierzy w rozmaite formy oczyszczenia i poszczą, by to osiągnąć. Oczyszczenie organizmu czy odchudzanie nie musi być złe, ale też nie zawsze musi być dobre. Często wynika to z niezrozumienia postu i ograniczania go tylko do „menu”. Poza tym, chrześcijanin ma w życiu zrealizować wolę Bożą. Jezus widział, że w danym momencie właściwsze niż post będzie pójście na ucztę, by spotkać się z konkretnym człowiekiem, porozmawiać z nim. Podobnie jest w naszym życiu: niejednokrotnie ważniejsze jest, by ktoś solidnie wykonał swoje obowiązki. A ich dobre wykonanie może wymagać choćby wyspania się i pożywienia, żeby nie padać z nóg.

Post bez sensu

Rok wcześniej „Wiosna Kościoła” również wyszła na ulice. Ks. Stryczek postawił na chodniku stepper i zaczął na nim ćwiczyć, zapraszając przechodniów do treningu. Opowiadał przy tym, że początek postu to idealny moment do rozpoczęcia ćwiczeń duchowych, bez których nie ma mowy o pełnym życiu duchowym. W tym samym czasie studenci ruszyli do codziennych zajęć, niosąc duże krzyże z brzozy.

Ksenia: – Akurat miałam kolokwium, przyszło dużo ludzi. Stałam sama przed salą, reszta zbiła się w krąg i komentowała głośno, że chyba zwariowałam. Nikt nie podszedł zapytać, po co mi ten krzyż. Ale nie mam żalu – zamieszanie to idealny bodziec, działo się coś, czego nie przewidzieli, może ktoś zastanowił się później, po co ta akcja.

Ala: – Ja poszłam przerażona na wykład, chyba ze sto osób siedziało w sali. Na mój widok na chwilę umilkli, a potem wybuchnęli gromkim śmiechem. Tego śmiechu nie zapomnę nigdy.

Ksenia: – A czy post musi mieć w ogóle cel? To ciekawe. Zakochani często robią dla siebie szalone rzeczy. On przepływa rzekę wpław, żeby pokazać, jak ją kocha. Niby bez sensu, ale jaki mocny przekaz. Czasem wystarczy symbol, że robię to dla Boga.

Być może z tej przyczyny, na tydzień przed niedzielą wielkanocną studenci z Podgórza pójdą z ekstremalną drogą krzyżową. 40-kilometrowy dystans z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej chcą pokonać nocą, niezależnie od pogody.

Niekoniecznie po to, by coś zdobyć lub wygrać. Wystarczy prawdziwy wysiłek.

Michał Kuźmiński, Michał Olszewski

Tekst pochodzi z „Tygodnika Powszechnego”

W 10/2009 numerze “Tygodnika Powszechnego”:

Powrót polityki? Piszą Aleksander Smolar, Sławomir Sierakowski
Jerzy Jedlicki: Wojna dzienników
Ireneusz Krzemiński: inteligenci bez inteligencji?
Rekolekcje wielkopostne brata Morisa
Rozmowa z Joanną Tokarską-Bakir na 5-lecie śmierci ks. Musiała
Jerzy Sosnowski: Zwłoki na wystawie
50-lecie istnienia Znaku: ks. Boniecki rozmawia z Jackiem Woźniakowskim

Zaprenumeruj e-tygodnik!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code