Rekolekcje Wielkopostne 2007

18 marca, niedziela

Spread the love

18 marca 2007

IV Niedziela Wielkiego Postu

Dzisiejsze czytania

O wydobywaniu człowieka z człowieka

Tomasz Ponikło

„Dlaczego mamy być miłosierni jutro? Jest tylko jeden powód: dlatego, że potrzebujemy miłosierdzia dziś” – pisał ks. Tischner w komentarzu do encykliki „Dives in misericordia”, w której Jan Paweł II wyjaśniał przypowieść z dzisiejszego czytania: „W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku”.

*

Patrzymy: człowiek ma dwóch synów. Młodszy prosi o wydanie sobie przypadającej części majątku. Ojciec wyraża zgodę. Syn „zabrał wszystko i wyjechał do dalekiego kraju”. Jest tu jakaś równość braci; niewątpliwie tolerancja: widać wolność wyboru młodszego syna daną mu przez ojca (ich zachowanie – i prośba i zgoda – stoi w sprzeczności z obowiązującymi zasadami). Widocznie to czas buntu. Może młodszy syn myśli: dość rutyny, nudy, należy mi się więcej z tego życia! A może opuszcza dom z przeświadczeniem, że gdzie indziej zrobi więcej, coś osiągnie. Może wyśnił „daleki kraj”, miejsce w które uciekają myśli szukając pocieszenie. Przecież gdzieś zawsze musi być lepiej… przecież moje życie nie może tak wyglądać do końca…

Ale mężczyzna szybko traci majątek. „Żył rozrzutnie”, bo pewnie wreszcie poczuł, że jest „kimś”, że „coś” znaczy. A że za sprawą majątku? – mniejsza o to. Tylko, że razem z jego biedą „nastał w tym kraju wielki głód”. No bo, ile może przetrwać taki „daleki kraj”, kiedy staje się zupełnie bliski, zupełnie nasz – tak bardzo nasz, że odzwierciedla wszystkie nasze losy a nie tylko marzenia? Czar prysł. Mężczyzna musi podjąć pracę – pasie świnie, a dla Żyda jest to zajęcie poniżające (świnie uważano za zwierzęta nieczyste). „Pragnął najeść się strąkami, którymi karmiły się świnie, ale i tego nikt mu nie dawał”. To już dno – upadek ze szczytu w zupełne bagno: dawny blask monet został oblepiony brudem błota.

To ciągle nic. Najgorsze uczucia dopiero nadchodzą. To nic, że dno, nic, że głód – prawdziwy ból zaczyna się wraz z myślą o ludziach, którzy pracują dla jego ojca: każdy z nich ma zapewnione życie. A ja – ja jestem tu, jestem głodny… Wstanę, pójdę, powiem: przepraszam, powiem: straciłem swoją godność, tak, było aż tak źle… „zgrzeszyłem przeciwko niebu i względem ciebie”… Mężczyzna dostrzega przejmujący dramat człowieka cierpiącego z własnej winy: pozbawiłem się swojej godności. Ale może zostanę – jeśli tylko się uda, myśli – choćby najemnikiem u mojego ojca…

Zbliża się do domu rodzinnego. Dostrzegł go ojciec – podbiega do syna, obejmuje go, całuje. A syn – na pewno przejęty, wzruszony – wypowiada przygotowane już wcześniej zdanie: „zgrzeszyłem przeciwko niebu i względem ciebie. Nie jestem już godny nazywać się twoim synem”. Ile te słowa musiały go kosztować? Wypowiedziane właśnie tu, w miejscu, z którego dumny i pewny siebie odchodził? Wypowiedziane względem człowieka, któremu zawdzięczał wszystko, który obdarzył go majątkiem i zaufaniem… To aż musiało piec w ustach i w gardle, po całym ciele musiał rozchodzić się drażniący ból!

„Będziemy jeść i bawić się, bo ten mój syn był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się” – zawyrokował ojciec. Rozpoczyna się uczta. Świętuje całe gospodarstwo. A młodszy syn? Prawdopodobnie czuje na sobie wzrok pracowników ojca, którzy jakiś czas temu patrzyli na jego odejście, którzy podczas jego nieobecności opowiadali sobie mniej lub bardziej prawdziwe historie jego losów, jego „rozrzutnego życia”. Nie wiemy ilu z nich cieszyło się radością ojca, a ilu traktowało go z wyższością: tak, wydawało ci się żeś taki pan, to teraz masz! W oczach ilu osób odzyskał swoją godność, a dla ilu pozostał „nikim”? Wiemy za to o zawiści brata: o wielkim rozczarowaniu tego człowieka, który nie miał odwagi żyć własnym życiem, który był niewolnikiem sytuacji, ciasnych wyobrażeń, który postrzegał swój los jako relację obowiązków i przywilejów, ale nie jako wspólnotę.

Jeden z synów upada przez swoją brawurę: odrzuca wszystko, bierze życie na żywioł, korzysta z wolności, jak tylko może. Drugi upada przez swój lęk, przez zamknięcie się w ciasnych ramach schematów, przez brak wrażliwości na człowieka.

*
Ta przypowieść sięga do istoty chrześcijaństwa: do dekalogu, miłości, zwykłego człowieka.

Dekalog rozumiany w świetle miłosierdzia. Dla współczesnych Polaków ma to szczególne znaczenie. Dekalog – idea przewodnia pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny z 1991 roku – zabezpiecza godność każdej osoby. Miłosierdzie – spuścizna ostatniej papieskiej wizyty – gwarantuje, że człowiek, który przekroczył wskazania dekalogu, nie traci tej godności, ale tylko od niej odchodzi i może wrócić. Nikt nie jest stracony.

Dekalog w świetle miłosierdzia – bo światło, jak tłumaczy prof. Stanisław Rodziński, malarz, jest pojęciem z samego centrum procesu twórczego; światło wyprowadza z mroku, pozwala coś ujrzeć. Tak samo miłosierdzie wyprowadza człowieka z ciemności, w jakie się wplątał. Wydobywa człowieka z człowieka. Bo chyba tylko człowiek potrafi z taką łatwością zgubić się sam w sobie.

*

„Każdy człowiek potrzebuje miłosierdzia. Tym bardziej – każdy może być jego dawcą” –zakończył swój tekst ks. Tischner. Tylko czy każdy ma na tyle wyobraźni?

Jeśli pragniesz poświęcić chwilę czasu na modlitwę nad Słowem Bożym i proponowaną refleksją

Kliknij tutaj

Chcesz dowiedzieć się czegoś o autorze powyższego tekstu

Kliknij tutaj

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code