Publicystyka

Krzyż w świetle menory

Spread the love

Krzyż w świetle menory

Szymon Gurbin

W tym momencie pewnie czuł strach i to ten najbardziej pierwotny – strach o własne życie. Zaszczuty jak zwierzę w czasie polowania, młody mężczyzna dotarł do bramy klasztoru. Jeszcze nie wiedział, że nie tylko uratował swoje istnienie, ale że właśnie wchodzi na drogę, której pozostanie wierny aż do późnej starości, do samego końca. Chrześcijanie będą o nim mówili: Żyd. Żydzi odmówią mu prawa do izraelskiego obywatelstwa mówiąc: chrześcijanin. Kiedyś sam powie, że jedną z nielicznych osób, które potrafiły zrozumieć jego uczucia, był Jan Paweł II…

Kiedy rodzice Szmula Rufeisena poprosili rabina o obrzezanie swojego syna, myśląc o przyszłości dziecka raczej nie zakładali, że kiedyś zostanie karmelitą bosym. Droga małego Szmula wiodła przez solidne wychowanie w tradycji judaizmu. Był pojętnym uczniem i czuł się silnie związany ze swoim narodem i swoją religią. Zresztą w tradycji, w której był wychowywany, religia i naród są ze sobą nierozerwalnie splecione, o czym przekona się za kilkadziesiąt lat, domagając się, już jako karmelita – ojciec Daniel, od państwa Izrael obywatelstwa. Zanim jednak dojdzie do sporu z najwyższym izraelskim sądem, albo do osobistego spotkania z Papieżem, Szmula Rufeisena czekała długa droga, podczas której miał zwyczaj chodzić pod górę i nigdy na skróty. Bardzo często na takiej właśnie drodze nie ma zbyt wielu towarzyszy, za to ci, których się spotyka – są wyjątkowi.

Kadysz za bohatera

Szmul Rufeisen na co dzień używał hebrajskiego, jidysz i polskiego, ale że miał szczególne predyspozycje do języków, biegle władał też niemieckim. Dzięki temu około 300 ludzkich istnień uniknęło transportu do fabryki śmierci…
Kiedy Armia Czerwona dokończyła to, co Wehrmacht zaczął, Szmul – już dziewiętnastoletni mężczyzna wiedział, że bezpieczniejszy będzie w granicach czerwonego a nie brunatnego terroru. Uciekł do Wilna, gdzie nawiązał kontakt z należącą do syjonistycznego ruchu pionierów organizacją Halutsim. Jednak w 1941 roku młody polski Żyd nie miał już dokąd uciekać przed bestiami nazizmu. Ktoś najwyraźniej jednak chciał, żeby Szmul żył. Sfałszowane dokumenty na nazwisko Josef Oswald nie tylko zapewniły mu bezpieczeństwo. W skrupulatnie prowadzonych niemieckich rejestrach był teraz volksdeutschem i mógł próbować jakoś urządzić swoje życie. Został tłumaczem komendanta żandarmerii w miejscowości Mir. Tamtejsza jesziwa była jedną z najbardziej renomowanych w granicach przedwojennej Rzeczpospolitej i duże było zdziwienie tych jej wychowanków, którzy w pracowniku policji rozpoznali religijnego Żyda…

Szmul Rufeisen miał dostęp do informacji, które decydowały o życiu i śmierci jego współbraci. Pomagał im w przeszmuglowaniu broni, a kiedy podsłuchał rozmowę, podczas której jego przełożony ustalał z SS termin likwidacji miejscowego getta, nie kalkulował, czy chronić swoje życie, czy ponieść ryzyko i ostrzec ludzi skazanych już na zagładę. A jeśli ostrzec, to kogo? Ilu? Uciekli wszyscy – około 300 osób, a on razem z nimi. Najpierw do lasu, a potem, jak komu się udało… Ci którzy przeżyli, po latach spotkali się w Izraelu. Ale wtedy Szmul nie miał już oficjalnie prawa nazywania się Żydem. Ojciec Daniel opiekujący się swoją niewielką judeochrześcijańską trzódką w Hajfie był już zupełnie innym człowiekiem. Dla religijnych Żydów Szmul Rufeisen umarł w momencie przyjęcia chrztu…

Żydowski chrześcijanin, chrześcijański Żyd

Co może czuć człowiek, kiedy cały jego świat został zmieciony z powierzchni ziemi? Z jak bardzo mrocznymi myślami trzeba się zmierzyć, kiedy winą, którą zasłużyło się na śmierć, jest samo istnienie? Horda bestii osaczyła swoją ofiarę… Co myślał pod bramą klasztoru, który był dla niego elementem zupełnie innej rzeczywistości, innego świata, zupełnie obcego, w jego rozumieniu świata pogan? Ktoś, kto chciał, żeby żył, roztoczył jednak przed nim zupełnie nowe perspektywy…

Co można było robić w odizolowanym od całego świata klasztorze, poza którego mury nie mógł wyjść? Zaczął czytać wszystko, co tylko wpadło mu w ręce. Wreszcie trafił na chrześcijańską Biblię, która wykracza daleko poza Torę. Kazanie na Górze; palec piszący po piasku, kiedy rozkrzyczany tłum prowadził na śmierć prostytutkę i pytanie: kto pierwszy rzuci kamień?; rozmowa z Piłatem i ta wyjątkowa Pascha; potem Paweł na Areopagu, „Hymn o miłości” z Listu do Koryntian; początek Kościoła… Kiedy Szmul usłyszał to samo, co Szaweł w drodze do Damaszku? To chyba właśnie ta postać powinna być mu szczególnie bliska… Szmul przyjął chrzest. Uznał, że urodzony w Betlejem Jeshua, syn Miriam z rodu Dawida jest oczekiwanym przez Izrael Mesjaszem… Wychowany w przywiązaniu do tradycji swojego narodu, tak silnie identyfikujący się z judaizmem i dobrze wykształcony Szmul wiedział, że właśnie umarł dla swoich żydowskich współbraci. Zgodnie z Prawem jego bliscy mogą za niego już tylko odmówić kadysz. On jednak uwierzył, że wybrał życie. Tora była jednak dla niego pniem, od którego nawet przez moment nie chciał się odciąć. Tak właśnie narodziła się idea judeochrześcijańskiej wspólnoty prowadzonej w Hajfie przez dominikanina ojca Daniela Rufeisena – Polaka, Żyda, katolika.

Iść nowymi drogami

Ojciec Rufeisen zawsze podkreślał, że jedną z nielicznych osób czujących, co leży na dnie jego serca, jest pochodzący z Polski Papież. Mieli ze sobą bardzo dobry kontakt. Obaj byli ludźmi otwartymi, kontaktowymi. Ojciec Daniel zawsze podkreślał, mówiąc o swoim doświadczeniu ze spotkań z Janem Pawłem II, że nie miał podczas rozmowy żadnego przytłaczającego przeświadczenia, że przebywa z najwyższym hierarchą Kościoła, tylko że rozmawia z człowiekiem, który go rozumie.

W swoim wspomnieniu o niezwykłej postaci Daniela Rufeisena zaprzyjaźniona z nim polska historyk dr Ewa Kurek przytoczyła jego słowa skierowane do Papieża: –„Wasza Świątobliwość wyniósł niedawno w Kościele bardzo wysoko człowieka, który deklaruje się jako Żyd i często to powtarza [kard. Lustiger, abp. Paryża], a ja nie jestem pewien, czy on zgodziłby się z moimi wypowiedziami. Papież na to odpowiedział: ‘To jest Europejczyk, Francuz, on tam nie mieszka z wami i nie może rozumieć tych rzeczy tak, jak rozumiecie je wy.’ Tę wypowiedź znajduję wspaniałą, właśnie tę wypowiedź! On zrozumiał bowiem, że jesteśmy w takiej sytuacji, że wolno nam iść nowymi drogami. Nawet narażając się na to, że możemy pobłądzić.”

– Natomiast z częścią hierarchii niższego rzędu, w związku ze swoją ideą judeochrześcijaństwa, ojciec Daniel miewał kłopoty. Był księdzem katolickim, a jego klasztor w Hajfie podlegał biskupowi Jerozolimy, którym zawsze był Arab. Tu powstawał konflikt na linii Żydzi – Arabowie, oraz drugi: co to w ogóle jest to całe judeochrześcijaństwo? Dla Araba to już była kompletna abstrakcja. Właśnie z tego względu ojciec Daniel starał się o spotkanie z Janem Pawłem II, żeby mu wytłumaczyć, o co mu tak naprawdę chodzi w tym, co robi. Wiedział, że hierarcha nie rozumie chrześcijańsko – żydowskich problemów tak dobrze, jak rozumie je właśnie ten pochodzący z Polski Papież. Po wizycie w Watykanie ojciec Daniel rzeczywiście dostał ciche papieskie przyzwolenia na swoją działalność, a wszelkie problemy stawiane przez biskupów skończyły się – opowiada dr Ewa Kurek, która przyjaźniła się z ojcem Danielem aż do jego śmierci w roku 1998.

Izrael mówi: już nie Żyd

Daniel Rufeisen nie mieścił się w wielu konwencjach, a przez to dla wielu był problemem. Kiedy polski karmelita, na podstawie specjalnej ustawy o powrocie, postanowił ubiegać się o izraelskie obywatelstwo, sprawa stała się głośna. Zbudowany głównie w oparciu o syjonizm Izrael może trudno nazwać państwem wyznaniowym, ale tradycja dla narodu żydowskiego, nawet tych jego licznych członków, których światopogląd nie jest już związany z judaizmem, jest sprawą fundamentalną. Tym bardziej dla środowisk ortodoksyjnych. Dla nich właśnie żydowska religia i żydowskie państwo są ze sobą nierozerwalne, a Daniel Rufeisen dokonał wolnego wyboru, z czym wiążą się określone konsekwencje.

Tym samym podniesiony przez ojca Daniela problem cywilno-prawny stała się rozdmuchaną na forum publicznym sprawą polityczno-religijną, która swój finał znalazła w izraelskim Sądzie Najwyższym. Stosunkiem głosów 4:1 wymiar sprawiedliwości orzekł, że Rufeisen Żydem już nie jest…

Eliszewa

Mimo to ojciec Daniel Żydem się czuł i dalej mieszkał w Izraelu, w klasztorze Stella Maris na górze Karmel. Do dyspozycji miał również specjalny kościółek razem z plebanią. Jej budynek wykorzystał na zorganizowanie przytułku dla zagubionych dusz. Pewnego dnia przyjechała tam młoda dziewczyna – Niemka, nosząca w sobie chęć swego rodzaju zadośćuczynienia za to, co jej rodacy zrobili w czasie wojny, przede wszystkim Żydom, ale również innym narodom. Przybrała nowe imię – Eliszewa i mieszka tam do dziś, prowadząc ów dom parafialny, pomimo tego, że ojca Daniela już nie ma.

W tej chwili dom parafialny pełni dwie funkcje. Po pierwsze jest miejscem spotkań Żydów – katolików oraz ich rodzin. Oprócz tego niesie się tutaj pomoc, głównie Polakom, którzy dość często wyjeżdżają do Izraela w poszukiwaniu pracy. Eliszewa często ją dla nich znajduje. Komu trzeba, da jeść. Jak ktoś straci mieszkanie, jest tam na miejscu 10 materaców, świeża pościel i można przenocować. W Hajfie ludzie wiedzą, że w razie potrzeby zawsze można pójść do Eliszewy. Jest kawa, herbata, coś w lodówce i miejsce do spania. Podobno jest to kobieta, która zawsze najpierw pomoże, a dopiero potem zapyta: „skąd i kim jesteś?”

Prowadzony przez Eliszewę dom to ślad po ojcu Danielu. Zostało jednak po nim coś jeszcze – jego idea judeochrześcijaństwa i grupka ludzi skupionych wokół niej. Chociaż krótko przed śmiercią ojciec Rufeisen był pełen niepokoju co do dalszych losów dzieła swojego życia. Do Izraela przyjechało zbyt wielu Żydów z Rosji – osób wychowanych w prawosławiu. W tej chwili to oni zdominowali judeochrześcijańskie środowisko, które oczywiście przetrwa, ale być może już w zupełnie innej formie od tego, co robił ojciec Daniel. Przez kilka lat po jego śmierci nie było kapłana, który oficjalnie przejąłby jego dziedzictwo. Niedawno jednak w Hajfie rozpoczął działalność kościół pw. św. Józefa i zorganizowany przy nim ośrodek duszpasterski dla katolików języka hebrajskiego poświęcony uroczyście przez biskupa pomocniczego łacińskiego patriarchy Jerozolimy Jean-Baptiste Gourion OSB opiekującego się wspólnotami chrześcijan – Żydów.

Ojciec Daniel patrzy na to wszystko już ze swojego judeochrześcijańskiego nieba…

 

Komentarz

  1. maga

    Piękny tekst. Dziękuję. Znałam Daniela. Dał mi życie chrześcijańskie, katolickie, czyli powszechne, dla wszystkich ludzi. Był nieoceniony, człowiek, który widział człowieka w każdym napotkanym człowieku. Dał mi nadzieję, miłość i wiarę. Bez niego już mnie by nie było.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code