Teksty

Konsumpcja i efektywność

Spread the love

Konsumpcja i efektywność

Wpływ ekonomii na obraz dzisiejszego człowieka

Krzysztof Wałczyk SJ

Jesteśmy z natury powołani do kultury. Oznacza to, że praca jest wyrazem wnętrza człowieka, jego duchowości i powołania do życia w społeczności. Związek pracy z kulturą, fakt, że praca jest wyrazem wnętrza człowieka, jego osobowości musi być podkreślony, gdy mówimy o celu pracy. Kiedy praca straci tak rozumiane odniesienie i swoją wewnętrzną celowość to wtedy potrzebować będzie innego uzasadnienia (legitymizacji). Do rangi tej urasta sukces i efektywność.

Współczesna antropologia filozoficzna mówiąc o człowieku posługuje się terminem: „otwartość na świat” (termin ten pochodzi od Maxa Schelera). Nasz kontakt ze światem nie jest uwarunkowany instynktownymi reakcjami, które byłyby wyzwalane przez określone bodźce ze środowiska. Przeciwnie, ten kontakt ma charakter otwarty, tzn. potrafimy się zainteresować rzeczami otaczającego nas świata dla nich samych. Mówiąc o specyfice naszego kontaktu ze światem nie stwierdzamy tylko zwykłego faktu. Otwarty kontakt ze światem to warunek naszego rozwoju, przy czym szczególną rolę odgrywa w nim kontakt z drugim człowiekiem. George Herbert Mead utrzymywał, że odkrywamy kim jesteśmy dzięki uwewnętrznieniu reakcji innych na nas i na nasze zachowanie. Mead mówi o spojrzeniu na siebie oczami innych. Stając się sobą odbywamy zatem specyficzną wędrówkę: otwieramy się na świat przedmiotów, osób, jesteśmy „poza sobą” w tym, co nas intryguje, pociąga, fascynuje i z takiej perspektywy patrzymy na siebie, odkrywając jednocześnie coraz głębiej kim jesteśmy.

Moim zamiarem nie jest szczegółowe śledzenie i analizowanie procesu naszego otwierania się na świat. Chcę jednak zwrócić uwagę na to, że w zadanym mi temacie jest mowa o obrazie człowieka i wpływie nań ekonomii. Proponuję zatem „modus vivendi” odwrotny od tego, jaki zdaje się sugerować temat. Rozpocznę od spostrzeżeń natury antropologicznej dotyczących naszego stawania się i rozwoju. Później w dynamikę tego procesu (czyli w nasze stawanie się sobą w otwartym kontakcie ze światem) spróbuję wpisać wpływ ekonomii na przykładzie pracy.

1. Spróbujmy prześledzić proces odkrywania przez nas kim jesteśmy na przykładzie zabawy. W zabawie przejawia się nasza otwartość na świat, nasza ciekawość świata, fascynacja nim. Wystarczy, że przywołamy w pamięci obraz zafascynowanych dzieci, które potrafią być całkowicie „poza sobą” w świecie zabawy. Ograniczę się w tu do krótkiej analizy zabawy z podziałem na role. W tej formie zabawy ważne jest utożsamienie się z rolą. Im lepiej wypełnia się (odgrywa się) rolę, która przypada w udziale, tym większa szansa na powodzenie, na wygraną i tym samym na zadowolenie w zabawie. Można powiedzieć, że perspektywa powodzenia, przedsmak wygranej, zadowolenie i fascynacja w zabawie mobilizują do dobrego (wiernego z rzeczywistością) odegrania własnej roli. Jak łatwo się domyślić dobór roli w zabawie nie jest przypadkowy. Ma on związek z obrazem nas samych. Dobór roli koresponduje z tym, kim chcielibyśmy być, z tym, co nam imponuje i z czym się utożsamiamy.

Chcę podkreślić związek zadowolenia, fascynacji rolą z podporządkowaniem się w zabawie, z przyjęciem zobowiązania do wiernego wypełnienia roli. (Można się domyślać, że ta właśnie umiejętność odgrywa później znaczącą rolę w wypełnianiu przeróżnych życiowych zadań.) Ranga fascynacji w zabawie podkreśla, że cała zabawa to zajęcie, które jest wolne od zewnętrznego przymusu. Czynności, które bawiąc się wykonujemy nie są wymuszone. Nasze zaangażowanie płynie z fascynacji i jest owocem dobrowolnego przyjęcia zobowiązania. Ale trzeba tu jeszcze coś zauważyć.

Fascynacja jest wyrazem bycia „poza sobą” w świecie zabawy. „Wychodzimy z siebie” (czyli właśnie jesteśmy „poza sobą” w świecie zabawy), ponieważ czujemy się bezpieczni. Ostatecznie to właśnie poczucie bezpieczeństwa umożliwia utożsamienie się z rolą. Gwarantem bezpieczeństwa są na początku najbliżsi, ale ich rola z czasem kończy się. A zatem, gdy przedmiotem utożsamienia się nie jest już rola w zabawie, ale nasza społeczna rola i podejmowane na codzień życiowe wyzwania, skąd wtedy płynie poczucie bezpieczeństwa?

Wracając do zabawy trzeba podkreślić, że jest ona etapem kształtowania się naszej tożsamości osobowej i wolności jednocześnie. Wolność rozumiana tu jest w podwójnym znaczeniu: jako wolność od zewnętrznego przymusu i jako zdolność do podjęcia zobowiązania (samodyscyplina). I właśnie z uwagi na tą szczególną rolę zabawy przeżywamy ją jako czynność, która ma sens. Nie sposób bawić się pod przymusem. Jednocześnie zabawa to nie jest czynność, która miałaby służyć osiąganiu innych celów. Zabawa ma cel sama w sobie i dlatego przeżywamy ją jako sensowne zajęcie.

Można by na to, o czym tu mówimy, spojrzeć od innej jeszcze strony. Zwróciłem uwagę na poczucie bezpieczeństwa, a zwłaszcza na fascynację, która umożliwia bycie całkowicie „poza sobą” w świecie zabawy. Świat zabawy fascynuje, jest przeżywany jako sensowny sam w sobie. Przeniesienie się w świat zabawy to zarazem specyficzne doświadczenie pełni. W świecie zabawy antycypujemy pełnię życia. Chodzi już nie tylko o to, że kształtują się tam pewne umiejętności, które później w dowolny sposób wykorzystujemy w życiu. Chodzi szczególnie o doświadczenie pełni życia, na co wskazują momenty fascynacji. W chwilach fascynacji światem antycypujemy pełnię życia i to doświadczenie uzdalnia nas do podejmowania własnego życia (czyli do otwierania się na świat i do podejmowania życiowych wyzwań). Echo tej dynamiki znajdujemy jeszcze w rozrywce, w fascynacji sportem, sztuką. Wszystko to uwalnia od zewnętrznego przymusu i pomaga „łapać oddech”, by sprostać wymaganiom codziennego życia.

Autorzy tacy, jak Wolfhart Pannenberg, a także Joerg Splett szukają szerszych odniesień tak rozumianej zabawy. Pytanie, jakie stawiają brzmi: czy zabawa jest czymś samym w sobie i czymś oderwanym od realnego życia, czy też przeciwnie stanowi ona wzorzec dla wszelkich naszych zajęć, czynności i prac. Pannenberg powiada, że w zabawie mamy do czynienia z intuicją prawdziwego świata. Także dzieła sztuki: obrazy, poezja, muzyka zawierają w sobie (w znaczeniu, jakie nadaje im Hans Georg Gadamer) intuicję prawdziwego świata. Fascynacja sztuką jest podobnie jak w zabawie przeniesieniem się w ten uobecniony tam (antycypowany) prawdziwy świat. Chwile fascynacji to inaczej antycypacja pełni życia, która pomaga podejmować życie. Dodałbym jeszcze, że chwile pełni pomagają nie tylko podejmować życie, ale dodatkowo kształtować je „po linii” doświadczonej pełni. Przy takim stwierdzeniu nie powinno zdziwić, gdy za Pannenbergiem dodam, że ta tak zarysowana dynamika antycypacji pełni życia w zabawie, w sztuce najpełniejszy swój wyraz znajduje nie gdzie indziej, jak w religii, w liturgii. Od zarania dziejów kult religijny, który moglibyśmy nazwać sakralną zabawą, był wykraczaniem w prawdziwy świat. Liturgia to antycypacja prawdziwego świata, albo inaczej, antycypacja prawdy o świecie. Ktoś, kto uczestniczy w religijnym rytuale włącza się w ten uobecniony tam, prawdziwy świat i pozwala, by jego światło padło na codzienność i przemieniło ją i jego samego. Sens uczestnictwa w liturgii na tym właśnie polega. Chodzi o to, by wejść w ten prawdziwy świat, by dać się zafascynować prawdzie o świecie i pozwolić, by to ona kształtowała mnie i moją codzienność.

2. Uprzedzę państwa pytanie, które na pewno kołacze już od pewnego czasu, o związek tych analiz zabawy, sztuki, liturgii z ekonomią. Przedstawienie dynamiki naszego rozwoju w zabawie ma prowadzić do pytania, które już zdążyłem zasygnalizować, a które brzmi: czy mówiąc o procesie rozwoju poprzez zabawę i odkrywając jej dopełnienie w sztuce, w religii mówimy o czymś jednostkowym, czymś samym w sobie, czy też na jej przykładzie możemy zarysować wzorzec wszelkich naszych czynności, prac i zaangażowań. W tym momencie chcę przejść do ekonomii, a szczególnie do pracy po to, by dostrzec w niej pokrewieństwo do zabawy i tym samym podkreślić jej szczególną rolę w kształtowaniu naszego człowieczeństwa. Tutaj też będzie miejsce na pokazanie wpływu konsumpcji, a zwłaszcza efektywności (nastawienia na efekt, wydajność) na obraz nas samych.

Trudność dostrzeżenia związku pomiędzy zabawą i pracą bierze się, jak wolno przypuszczać stąd, że praca rzadko jest dziś przeżywana jako sensowna czynność, która w sobie zawiera własny cel (w znaczeniu arystotelesowskiej „energei”). Praca kojarzy się najczęściej z nałożonym przymusem i to takim, który sprawia, że cel pracy jest poza nią samą. Ten cel to najczęściej konieczność zdobycia środków utrzymania. I właśnie dlatego, że praca jest często środkiem do osiągnięcia innego celu, czas jej poświęcony nie jest – w odróżnieniu od zabawy – czasem wypełnionym. Czy zatem tylko wtedy mamy poczucie sensu w pracy, gdy czynność, której się poświęcamy ma sens sama w sobie? A może wystarczy jeśli pracując mamy poczucie, że wykonywana praca włącza nas w życie społeczności, bo przeżywamy ją jako służbę innym? Wtedy bowiem choć praca jest ukierunkowana na cel poza nią samą, to jednak czerpie swoje uzasadnienie z celu, który (jak służba dla innych) jest zajęciem sensownym.

Sygnalizuję związek pracy z jej celem podkreślając zarazem jej sensowność. Mówimy nie tylko w potocznym znaczeniu o konieczności pracy. Wynika ona z naszego niewystarczającego dopasowania do otoczenia. Poprzez pracę kształtujemy (przekształcamy) naturalne uwarunkowania naszego otoczenia tak, by lepiej zaspokoić nasze potrzeby. Nasza praca nie jest jednak uwarunkowana gatunkowo i przekształcanie otoczenia nie jest zdeterminowane stworzeniem jakiejś określonej jego postaci. Przeciwnie jesteśmy z natury powołani do kultury. Oznacza to, że praca jest wyrazem wnętrza człowieka, jego duchowości i powołania do życia w społeczności. Związek pracy z kulturą, fakt, że praca jest wyrazem wnętrza człowieka, jego osobowości musi być podkreślony, gdy mówimy o celu pracy. Kiedy praca straci tak rozumiane odniesienie i swoją wewnętrzną celowość to wtedy potrzebować będzie innego uzasadnienia (legitymizacji). Do rangi tej urasta sukces i efektywność. Właśnie te kryteria towarzyszą naszemu rozwojowi od początku: od szkoły podstawowej do wyższej, w sporcie (sport wyczynowy- Leistungssport), a nawet w sztuce (mamy przeróżnego rodzaju konkursy – Wettbewerbe). Efektywność dominuje sferę usług, produkcję, wkracza do sfery prywatnej. Intrygujące jest powszechne użycie słowa „Leistung” w języku niemieckim: płatność to „eine Zahlung leisten”, dotrzymanie komuś towarzystwa to „Gesellschaft leisten”, wyrażenie sprzeciwu to „Widerstand leisten” i wreszcie wykonanie pracy to „Arbeit leisten”. Chcę w tym miejscu uniknąć nieporozumienia. Nie zamierzam kwestionować efektywność jako taką. Filozof, Herman Krings, do którego się tu odwołuję dostrzega nawet związek efektywności z aktywnością na równi związku między językiem i komunikacją. Powszechne użycie słowa „Leistung” rodzi jednak podejrzenie o to, czy „efektywność” nie ma aby za zadanie usensownić pracę w ogóle?

W tradycyjnej strukturze społeczno-przemysłowej państw europejskich tzw. cechy określały stopień efektywności, dzięki któremu, ktoś, kto go osiągał zostawał mistrzem w danym fachu. Dziś wraz z załamaniem się tradycyjnej struktury społecznej stopień efektywności nie jest określany poprzez zgodność z konwencjonalnymi oczekiwaniami. Przeciwnie, awans społeczny osiągany na drodze efektywności zakłada sukces, jakim jest przekroczenie konwencjonalnych oczekiwań. Żyjemy pod presją coraz większej efektywności. Właściwie nie ma dla niej żadnej miary, ani granicy. Efektywność jest sama dla siebie miarą. Konsekwencja tego jest taka, że to efektywność określa społeczne znaczenie osoby i nierzadko to ona jest miarą wartości, jaką przedstawiamy sami dla siebie.

Pamiętam z okresu studiów w Innsbrucku powtarzane przy wielu okazjach, nawet przy posiłku, a także w czasie wspólnego z innymi wypoczynku, pytanie: „Was haßt du heute geleistet?”, które odbierałem nie inaczej niż pytanie o to, czy mam się czym wykazać. Ten „klimat” wykazywania się sprawił, że z biegiem czasu nawet proste: Wie geht’s? (co słychać?) rodziło obawę, że ktoś mnie znów pyta o moje osiągnięcia. Mogło to prowadzić (i chyba nierzadko w naszym mieszanym gronie profesorów i studentów rzeczywiście prowadziło) do unikania towarzystwa, żeby – jeśli nie mam wyraźnych osiągnięć – nie narażać się już nie tylko na kolejne pytanie o wyniki pracy, ale (w podtekście) o wartość siebie samego.

W momencie gdy praca przestaje być wartością sama w sobie miarą zadowolenia z niej jest sukces. A to z kolei rodzi coraz większe oczekiwanie efektywności. I tak mamy: „Leistung”, „Hochleistung” (wyższe osiągnięcie), „Höchstleistung” (najwyższe osiągnięcie) i wreszcie rekord. A rekordy są po to, żeby je pobijać. Tu widać, że gdy efektywność pełni rolę określającą sens pracy, gdy jest „ersatzem” metafizyki, to wtedy wewnętrzna celowość pracy gubi się całkowicie.

Przeakcentowanie efektywności może też prowadzić do jej przeciwieństwa tzn. do odmowy jakiejkolwiek wydajności. W momencie, gdy ze wszystkich stron pojawia się oczekiwanie większej efektywności: ze strony przyjaciół, nauczycieli, trenerów, mistrzów duchowych to taka presja na efektywność może zaowocować odmową wydajności w ogóle. Nierzadko towarzyszy temu uzasadnienie: „das macht keinen Spaß mehr” (to mnie już nie cieszy, nie podnieca), które naturalnie trudno uznać za przekonujące kryterium.

3. I jeszcze dwa słowa w nawiązaniu do obecnej w temacie konsumpcji. Wg klasycznej teorii ekonomicznej gospodarka ma charakter samoregulujący dzięki funkcjonowaniu rynku, systemowi cen i dzięki wolnemu handlowi. Absolutna wolność ekonomiczna rozumiana jako swoboda zaspokajania potrzeb bez jakiegokolwiek odniesienia do reguł moralnych miała przynieść równe korzyści wszystkim. Przekonanie to trzeba uznać za dość naiwne. Rodger Charles (autor opracowania „Kościół w świecie współczesnym. Nauczanie społeczne Kościoła w świetle Soboru Watykańskiego II, Poznań 1995) widzi problem liberalnego kapitalizmu w tym, że był on (i jest?) nie tylko filozofią ekonomiczną, ale także filozofią życia. W swoim XIX-wiecznym wydaniu system ten był, zdaniem tego autora, niczym innym, jak materializmem przeczącym wymiarowi transcendentnemu. Charles dowodzi swojej tezy pokazując, że środki materialne mające służyć poprawie statusu materialnego człowieka i postępowi stają się faktycznie celem samym w sobie (komfort materialny, bogactwo). Dynamika, której służy nieskrępowana wolność ekonomiczna prowadzi do wzbudzania i zaspokajania wciąż rosnącego popytu do gromadzenia jak największej ilości dóbr materialnych. Dzieje się to bez pytania o związek z duchowymi potrzebami człowieka. Cnoty osobowe są zastępowane zyskiem, a wartości materialne stają się miarą wszystkich rzeczy.

Wykład na V Seminarium Przyszłości “Ekonomizacja społeczeństwa – uniformizacja kultury” zorganizowanym przez Województwo Małopolskie i Kraj Związkowy Turyngii, Tomaszowice k. Krakowa, 15-16 listopada 2002 r.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code