Ostatnio obejrzane

Narty Ojca Świętego

Spread the love

Narty Ojca Świętego

reżyseria Piotr Cieplak

Teatr Narodowy

Estera Lisiak

Na pewno „skusił” mnie Ojciec Święty. A nuż, myślę sobie, sztuka Jemu poświęcona. „Skusił” mnie też Janusz Gajos, jeden z moich ulubionych aktorów, i sam reżyser – Piotr Cieplak, osadzający swe sztuki w niebanalnej scenerii i klimacie. Tytułowe narty zdawały się dodawać pikanterii memu zainteresowaniu.

Na nic zdały się komentarze bliskich, że sztuka ta wcale nie opowiada życiorysu Jana Pawła II (nie jest wersją teatralną „Karola…”), a jest raczej gorzkim obrazem polskiego społeczeństwa. Musiałam się przekonać sama!

Najpierw okazuje się, że jesteśmy w Granatowych Górach, gdzie to kiedyś nasz

tytułowy bohater jeździł na nartach (narty gdzieś zaginęły). Grupka podpitych mężczyzn prezentujących różne stanowiska, różne wykształcenie i pochodzenie to jednocześnie metaforyczny obraz granatowogórskiej wsi. Obraz ten jest potworny. Panowie śpiewają wulgarne pioseneczki, wychylają jeden kieliszek wódki za drugim i narzekają na co się da. Nagle pojawia się proboszcz, dzięki któremu życie tychże ludzi może się odmienić. W dość oryginalny i chytry sposób ksiądz dokonuje metamorfozy granatowogórskiego społeczeństwa. A jak to się dzieje?

Proboszcz przynosi tajną nowinę, jakoby papież zamierzał zatrzymać się w Granatowych Górach na dłużej, może nawet osiadłby tam na emeryturze. Wiadomość wprost nie do wiary, więc burmistrz macha na to wszystko ręką i twierdzi, że nawet przyjazd tak świętej i prawej osobistości nic nie zmieni, bo grzechu i brzydoty społeczeństwa nie da się już wykorzenić. Jego rezygnacja, jak się później okazuje tylko pozorna, nie zniechęca innych do tego, by przyszykować się na przyjazd ważnego gościa. Wieś wręcz „szaleje” na punkcie poprawiania się. Pijacy przestają pić, skąpcy szykują dary dla biednych, powstaje specjalny kabanos dla papieża – słowem istna rewolucja! Każdy chce zaimponować, pokazać to, co ma najlepsze. I co z tego wyszło?

Otóż okazuje się, że ludzie mają w sobie siłę, by stać się lepszymi. Wystarczą tylko chęci i wiara w to, co się robi. Wystarczy idea, by przeciwstawić się nawykom, banalności i nudzie, a postarać się wydobyć z siebie prawdziwego i dobrego człowieka. Nawet niewierzący burmistrz i jednocześnie najbardziej zagorzały oponent całej „akcji z papieżem” postanawia zostać z żoną, rezygnując tym samym z wygodnej posady i kariery polityka. W życiu bowiem gra toczy się o wiele – gra o to, by zostać sobą i dobrze służyć Bogu i ludziom.

Banalne narty, banalny wymysł księdza…Okazuje się, że papież wcale nie zamierza nawiedzić Granatowych Gór. Cóż jednak za moc tkwiła w sile tej wiadomości. Moc, która odmieniła postępowanie tylu ludzi. Warto przy tym zwrócić uwagę, że osią tej nowiny jest sam Ojciec Święty. Zainteresowanie społeczeństwa choć tak małej wsi nasuwa myśl, że osoba papieża znaczy ogromnie dużo dla Polaków. To on był bowiem tym, który wykroczył poza ustalony schemat; który przełamał bariery i przecierał szlaki. To on był człowiekiem odważnym i jednocześnie na tyle autentycznym, by oświetlać swoja postawą drogi innych. To dla niego w końcu warto się zmieniać i to jego warto naśladować. Niesamowite! W dniu dzisiejszym, gdy papież nie żyje, sztuka nabiera nowego wymiaru – mówi o ideale, który wcale nie odszedł, ale żyje pośród nas, gdyż dopóki my będziemy w niego wierzyć, dopóty on nie umrze.

Poza treścią sztuki, która daje ostatecznie nadzieję, Jerzy Pilch (autor) postarał się o wspaniałe formy przekazania swych spostrzeżeń. Wielokrotnie bowiem pękałam ze śmiechu, słuchając zgrabnych językowych zestawień z mową współczesną i knajpianą. Piękny był też monolog Profesora, gdzie bohater w metaforze relacji z piłkarskiego meczu opowiada o zwycięstwie Karola Wojtyły.

Warto. I dla nauki, i dla wzruszenia, i dla śmiechu.

Estera Lisiak

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code