Filozofia Nauki

Nauka – rodowód nowożytnej nauki

Spread the love

Rodowód nowożytnej nauki

Alfred North Whitehead

Nowożytna nauka narodziła się w Europie, jednak ojczyzną jej jest cały świat. W ciągu ostatnich dwustu lat miał miejsce długi, złożony nacisk zachodnich sposobów życia na cywilizację Azji. Mądrych ludzi na Wschodzie intrygowało i nadal intryguje, co stanowi ów twórczy sekret życia, który może zostać przeniesiony z Zachodu na Wschód bez burzenia własnego ich dziedzictwa, z którego są tak słusznie dumni. coraz bardziej staje się oczywiste, że tym właśnie, co Zachód może najłatwiej ofiarować Wschodowi, jest nauka i naukowy sposób myślenia.

Postęp cywilizacji nie stanowi jednolitego prądu wiodącego ku lepszym rzeczom. Być może przybiera on tę postać, gdy rozpatruje się go w wystarczająco szerokiej skali. Lecz w tak rozległej perspektywie gubią się szczegóły, dzięki którym jedynie można zrozumieć całość tego procesu. Gdy patrzymy w perspektywie tysiącleci, na które rozciąga się historia ludzkości, nowe epoki zdają się pojawiać stosunkowo nagle. Pozostające na uboczu ludy nagle pojawiają się w głównym nurcie wydarzeń; techniczne wynalazki odmieniają mechanizmy ludzkiego życia; prymitywna sztuka szybko rozkwita w całkowite spełnienie estetycznych tęsknot; wielkie religie w krucjatach młodości niosą światu pokój Niebios i miecz Pana.

Szesnasty wiek naszej ery przyniósł rozłam zachodniego chrześcijaństwa i narodziny nowożytnej nauki. Była to epoka fermentu. Nic nie było ustalone, a wszystko otwarte: nowe światy i nowe idee. W nauce za postacie najbardziej reprezentatywne mogą być uznani Kopernik i Wesaliusz. Uosabiają oni nową kosmologię i naukowe położenie nacisku na bezpośrednią obserwację. Giordano Bruno był męczennikiem, choć powodem, dla którego cierpiał, była nie nauka a swobodna spekulacja wyobraźni. Jego śmierć w 1600 stanowi jednocześnie początek pierwszego wieku nowożytnej nauki w ścisłym tego słowa znaczeniu. Egzekucji jego przypisać można nieuświadomiony sens symboliczny, bowiem od tego czasu myśl naukowa zachowuje niechęć do właściwego mu ogólnego teoretyzowania. Reformacja mimo całego swego znaczenia może być rozpatrywana jako wewnętrzna sprawa narodów europejskich. Nawet chrześcijaństwo wschodnie patrzyło na nią z daleko idącą obojętnością. rozłamy takie nie były niczym nowym w historii chrześcijaństwa czy innych religii. Gdy na tę wielką rewolucję spojrzymy z perspektywy całości dziejów kościoła chrześcijańskiego, nie możemy uznać jej za wydarzenie wnoszące nowe zasady do życia ludzkiego. Dobra czy zła, była to tylko wielka przemiana religii, nie zaś nowa religia. Zresztą ni uważała się za taką. Reformatorzy twierdzili jedynie, że przywracają to, co zostało zapomniane.

Z postaniem nowożytnej nauki jednaka rzecz ma się zupełnie inaczej. Zjawisko to pod każdym względem kontrastuje ze względu współczesnym mu ruchem religijnym. Reformacja była powstaniem ludowym i na półtora wieku pogrążyła Europę we krwi. Początku ruchu naukowego ograniczały się do wąskiej grupki wśród intelektualnej elity. W pokoleniu, które widziało wojnę trzydziestoletnią i pamiętało niderlandzkiego Albę, największym męczennikiem spośród ludzi nauki był Galileusz, który został honorowa uwięziony, otrzymał łagodną naganę i spokojnie umarł we własnym łóżku. Sposób, w jaki prześladowania Galileusza są pamiętane, jest przyczynkiem do rodzącej się po cichu najgłębszej zmiany poglądów, jakiej ludzkość dotychczas doświadczyła. Wątpić można, czy od urodzenia Dzieciątka w żłobku jakieś inne takiej miary wydarzenie odbyło się tak dyskretnie.

Ideą przewodnią tych wykładów jest ukazanie, że ten właśnie niedostrzegalny rozwój nauki w praktyce całkowicie odmienił barwę naszej mentalności tak, ze sposoby naszego myślenia niegdyś wyjątkowe są dziś powszechne w całym wykształconym świecie. Nowe zabarwienie sposobów myślenia z wolna torowało sobie drogę wśród europejskich narodów. Na koniec objawiło się nagłym rozwojem nauki, po czym zyskało jeszcze na sile znajdując swe najbardziej oczywiste zastosowanie. Jednak nowa mentalność ważniejsza jest niż nowa nauka czy nowa technologia. Zmieniła ona metafizyczne założenia i treść wyobraźni naszych umysłów., tak że te same bodźce wywołują dziś zupełnie nowe reakcje. Być może moja przenośnia o zmianie barwy jest zbyt daleko idąca. Chodzi tu może raczej o drobną zmianę odcienia, co jednak jest powodem ogromnych różnic. Najlepiej można to zilustrować zdaniem z listu wielkiego geniusza, Williama Jamesa. Gdy zakończył on pracę nad swoim traktatem Zasady Psychologii, napisał do brata Henry Jamesa: “Muszę wtłaczać każde zdanie w zęby upartych i nie dających się uprościć faktów”.

Ten nowy odcień nowożytnej umysłowości to właśnie gwałtowne, namiętne zaangażowanie w śledzenie związków między zasadami ogólnymi a “upartymi i nie dającymi się uprościć faktami”. Pod każdą szerokością geograficzną i w każdych czasach żyli praktyczni ludzie pochłonięcie “upartymi i nie dającymi się uprościć faktami”; zawsze też byli ludzie o usposobieniu filozoficznym, badający sploty spraw ogólnych. Nowością dzisiejszego społeczeństwa jest połączenie namiętnego badania szczegółowych faktów z równie silną namiętnością do abstrakcyjnych uogólnień. Uprzednio postawa taka był sporadyczna i pojawiała się jakby przypadkowo. Dziś tak równowaga umysłowa stała się częścią tradycji wypływającą na sposób myślenia. Jest solą, dzięki której życie daje się kochać. Głównym zadaniem uniwersytetów jest przekazywanie tej tradycji z pokolenia na pokolenie jako powszechnego dziedzictwa.

Inną cechą wyróżniającą naukę spośród europejskich ruchów szesnastego i siedemnastego stulecia jest jej uniwersalizm. Nowożytna nauka narodziła się w Europie, jednak ojczyzną jej jest cały świat. W ciągu ostatnich dwustu lat miał miejsce długi, złożony nacisk zachodnich sposobów życia na cywilizację Azji. Mądrych ludzi na Wschodzie intrygowało i nadal intryguje, co stanowi ów twórczy sekret życia, który może zostać przeniesiony z Zachodu na Wschód bez burzenia własnego ich dziedzictwa, z którego są tak słusznie dumni. Coraz bardziej staje się oczywiste, że tym właśnie, co Zachód może najłatwiej ofiarować Wschodowi, jest nauka i naukowy sposób myślenia. Naukę bowiem można przenosić z kraju do kraju i od jednej rasy do drugiej wszędzie tam, gdzie istnieje społeczeństwo rządzące się prawami rozumu.

W obecnym cyklu wykładów nie będę zajmował się szczegółami odkryć naukowych. Chodzi mi o nasilenie się roli umysłu w świecie nowożytnym, jego szerokie upowszechnienie i wpływ, jaki wywiera na inne siły duchowe. Istnieją dwa sposoby wykładania historii: od początku i od końca. Wypadku historii myśli trzeba użyć ich obu. Zrozumienie klimatu poglądów – by użyć trafnego określenia siedemnastowiecznego pisarza – wymaga zbadania zarówno źródeł jak i wyników. Toteż w obecnym wykładzie zajmę się niektórymi źródłami naszego nowoczesnego podejścia do badania przyrody.

W pierwszym rzędzie, żywa nauka nie może istnieć bez powszechnie ugruntowanego, instynktownego przekonanie o istnieniu  P o r z ą d k u   R z e c z y, a w szczególności   P o r z ą d k u  N a t u r y. Rozmyślnie użyłem określenia  i n s t y k t o w n y. Nie jest ważne, co ludzie mówią, jak długo działanie ich podlega wrodzonych instynktów. W ostatecznym rachunku słowa mogą zniszczyć instynkty. Lecz zanim to nie nastąpiło, słowa się nie liczą. Uwaga ta ma doniosłe znaczenie w odniesieniu do historii myśli naukowej. Od czasów bowiem Hume’a modna filozofia nauki negował racjonalizm myśli naukowej. Wniosek taki wyciągnięto z powierzchownego odczytania filozofii Hume’a. Weźmy dla przykładu następujący fragment z czwartej części Badań dotyczących rozumu ludzkiego:

“Jednym słowem: każdy skutek jest zdarzeniem różnym od swojej przyczyny. Nie można go przeto wykryć w przyczynie, a apiroryczne na jego temat pomysły i koncepcje są czymś zwłaszcza dowolnym.”

Jeśli więc w samej przyczynie nie doświadczenia się odnaleźć żadnej informacji co do skutku, okrycie go musi być sprawą całkowicie dowolną. Stąd zaraz nasuwa się wniosek, że nauka jest niemożliwa, chyba że w sensie ustalania c a ł k o w i c i e d o w o l n y c h związków nie ugruntowanych w żadnych własnościach immanentnych dla natury przyczyn, bądź skutków. Pewna odmiana filozofii Hume’a była powszechna wśród ludzi nauki. Lecz naukowa wiara stanęła na wysokości zadania i niezauważalnie przeniosła filozoficzną górę.

Z uwagi na tę osobliwa sprzeczność tkwiącą w myśli naukowej, niezbędne jest rozpatrzenie źródeł owej wiary, nie zważającej na żądania konsekwentnego racjonalizmu. Musimy zatem odnaleźć moment powstania instynktownej wiary w istnienie Porządku Natury przejawiającego się w każdym jednostkowym zjawisku.

My wszyscy oczywiście podzielamy te wiarę i stąd skłonni jesteśmy sadzić, że przyczyną jej jest pojmowanie tkwiącej w niej prawdy. Jednakże powstanie jakiejś idei, takiej właśnie jak idea Porządku Natury, zrozumienie jej wagi, zaobserwowanie jej przejawów w różnorodnych zjawiskach, nie stanowi koniecznych następstw prawdziwości danej idei. Rzeczy zwykłe zdarzają się i ludzie nie zastanawiają się nad nimi. Potrzeba doprawdy niezwykłego umysłu, by podjąć analizę tego, co oczywiste. Chciałbym się tu zastanowić nad etapami, w których analiza ta została podjęta, by wreszcie zyskać pełne prawa obywatelskie wśród wykształconych warstw Zachodniej Europy.

Oczywiście główne cykliczne przejawy życia zbyt są wyraźne, by mogły ujść uwadze najmniej nawet rozumnych ludzi. Nawet w przededniu narodzin rozumnego myślenia, zjawiska te wywierały wpływ na instynkty zwierząt. Nie trzeba udowadniać, że w ogólnym zarysie niektóre stany przyrody powtarzają się, i ze nasza własna natura przystosował się do takich powtórzeń.

Istnieje jednak dodatkowy aspekt tego zagadnienia, równie prawdziwy i równie oczywisty: nic nie powtarza się tak samo we wszystkich szczegółach. Żadne dwa dni czy dwie zimy nie są identyczne. To co mija, mija bezpowrotnie. Praktyczna filozofia ludzkości musiała się więc liczyć z cyklicznymi powrotami, akceptując jednocześnie odmienność szczegółów płynącą z nieodgadnionego wnętrza spraw leżących poza zasięgiem rozumu. Ludzie spodziewali się, że słońce wzejdzie, ale wiatr powieje gdzie zechce.

Z pewnością, od czasów klasycznej cywilizacji greckiej poczynając, istnieli ludzie, a właściwie całe grupy ludzie, nie zgadzający się na akceptację tego ostatecznego irracjonalizmu. Ludzie ci dążyli do wyjaśnienia wszystkich zjawisk jako wyniku porządku rzeczy, rozciągającego się na wszystkie, najdrobniejsze szczegóły. Ludzie tak genialni jak Arystoteles, Archimedes czy Roger Bacon musieli posiadać całkowicie, naukową mentalność, która instynktownie zakłada, że wszystkie rzeczy, wielkie i drobne, uznać należy za dające się pojąć przykłady ogólnych zasad rządzących całym porządkiem naturalnym.

Aż do schyłku Średniowiecza ogół warstw oświeconych nie dzielił wszakże tego głębokiego przekonania i szczegółowego zainteresowania dla tej idei, w stopniu mogącym zapewnić ciągły dopływ ludzi o zdolnościach i możliwościach wystarczających do prowadzenia skoordynowanych poszukiwań mających na celu wykrycie owych hipotetycznych zasad. Ludzie albo wątpili w istnienie takich zasad, albo w możliwość ich odkrycia; bądź nie interesowało ich myślenie o takich zasadach, bądź tez nie dostrzegali ich praktycznej doniosłości, kiedy już zostaną odkryte. Jaki by nie był powód, poszukiwania były nieśmiałe, jeśli zważyć możliwości płynące z wysoko rozwiniętej cywilizacji i długość okresu, o którym mowa. Dlaczego tempo nagle wzrosło w szesnastym i siedemnastym wieku? U schyłku średniowiecza ujawniła się nowa mentalność. Wynalazczość pobudziła myśl, myśl przyspieszyła dociekania fizyczne, greckie rękopisy objawiły odkrycia starożytnych. I choć w roku 1500 Europa wiedziała mniej niż Archimedes, który zmarł w roku 212 p.n.e., w roku 1700 powstały Principia Newtona i świat na dobre wkroczył w epokę nowożytną.

Istniały wielkie cywilizacje, w których szczególny rodzaj równowagi umysłowej, niezbędnej dla uprawiania nauki, pojawiał się od przypadku do przypadku, nie wywierając poważniejszych skutków. Im lepiej na przykład poznajemy chińską sztukę, chińską literaturę i chińska filozofię życia, tym bardziej podziwiamy wyżyny, jakich cywilizacja ta sięgnęła. W ciągu tysięcy lat żyli w Chinach ludzie uczeni, o umysłach wnikliwych, cierpliwie poświęcający życie studiom. Biorąc po uwagę rozpiętość czasową i potencjał ludnościowy, Chiny stanowią największą cywilizację w dziejach świata. Nie ma powodu wątpić w właściwa poszczególnym Chińczykom zdolność do badań naukowych. A jednak nauka chińska jest praktycznie bez znaczenia. Nie sposób sądzić, by Chiny pozostawione samym sobie stworzyły jakikolwiek postęp w nauce. to samo powiedzieć można o Indiach. Co więcej, brak przesłanek świadczących, że nauka rozkwitłaby w Europie, gdyby Persowie zniewolili Greków. Również Rzymianie nie wykazali szczególnej oryginalności w tej dziedzinie. Nawet Grecy, choć zapoczątkowali ten ruch, nie podtrzymywali go z tak silnym zainteresowaniem, jak uczyniła ot nowożytna Europa. Nie mam na myśli kilku ostatnich pokoleń ludów europejskich po obu stronach oceanu, ale mniejszą Europę okresu Reformacji. Europę pochłoniętą wojnami i sporami religijnymi. Spójrzmy na tereny wschodniego Śródziemnomorza, od Sycylii do Zachodniej Azji w okresie 1400 lat od śmierci Archimedesa w 213 roku p.n.e. do najazdu Mongołów. Toczyły się tam wojny i wybuchały rewolucje, miały także miejsce wielkie przeobrażenia religijne, lecz wszystko to nie było gorsze niż wojny, które przeszły nad Europą w XVI i XVII wieku. Istniała tam wielka i bogata cywilizacja – pogańska, chrześcijańska, mahometańska. W okresie tym wiele dodano do staniu wiedzy, jednak w sumie postęp był powolny i chwiejny. Z wyjątkiem matematyki, ludzie Renesansu w praktyce wystartowali z pozycji osiągniętych przez Archimedesa. Zaznaczył się wprawdzie pewien rozwój w medycynie i astronomii, ogólny jednak postęp był nikły w porównaniu ze wspaniałymi sukcesami siedemnastego wieku. Porównajmy dla przykładu rozwój nauki od roku 1560, czyli bezpośrednio przed urodzeniem Galileusza i Keplera, do roku 1700, kiedy to Newton był u szczytu sławy, z rozwojem w wyżej wzmiankowanym okresie, dokładnie dziesięciokrotnie dłuższym.

<Jednak matką Europy pozostaje Grecja i tam szukać musimy źródeł naszych nowożytnych idei. Wiemy wszyscy, że na wschodnich wybrzeżach Morza Śródziemnego istniała wspaniale rozwinięta szkoła filozofów jońskich, głęboko zainteresowanych teoriami dotyczącymi przyrody. Ich poglądy dotarły do nas wzbogacone przez geniusz Platona i Arystotelesa. Lecz z wyjątkiem Arystotelesa – a jest to wyjątek bardzo zasadniczy – ta szkoła myśli nie osiągnęła pełni mentalności naukowej. Z pewnych względów nawet to i lepiej. Geniusz grecki objawił się w filozofii, jasności i logice. Ludzie ci zadawali przede wszystkim pytania natury filozoficznej. Co jest praelementem przyrody? Ogień, ziemia, czy woda? Połączenie dwu z tych elementów czy też wszystkich trzech? A może jest to jedynie przepływanie, nie dające się zredukować do żadnego elementu statycznego? Wiele uwagi poświęcili matematyce. Odkryli jej uniwersalność, dokonali analizy jej podstaw; trzymając się ściśle rozumowania dedukcyjnego, dokonali odkrycia wielu istotnych twierdzeń. Zarażenie byli ideą uniwersalności. Żądali jasnych, śmiałych idei i opartego na nich ścisłego rozumowania. Wszystko to było wspaniałe; było genialne. Była to doskonała praca przygotowawcza. Jednak nie była to nauka pojęta tak, jak my ja rozumiemy. Cierpliwość w prowadzeniu szczegółowych obserwacji nie była wystarczająco rozwinięta. Geniusz ich nie miał skłonności do pełnego twórczego zamętu stanu zawieszenia myślowego, poprzedzającego owocne indukcyjne uogólnienia. Myślenie ich było klarowne, argumentacja śmiała.

Oczywiście były również wyjątki to wśród najwybitniejszych, jak Arystoteles czy Archimedes. Astronomowie prowadzili cierpliwe obserwacje; istniała w Grecji klarowna widza matematyczna o gwiazdach i fascynacja niewielką, dającą się policzyć grupą ruchomych planet.

Każda filozofia zabarwiona jest przez tkwiące w wyobraźni, tajemnicze tło, które nigdy nie przenika jasno do ciągu myślowego. Grecka wizja przyrody, a w każdym razie przekazana późniejszym wiekom kosmologia, była w pierwszym rzędzie dramatyczna. Nie znaczy to, by była błędna, cała jednak przeniknięta była ideą dramatu. Pojmowała naturę jako przejawiającą się w formie działa sztuki dramatycznej, jak poszczególne wcielenia ogólnych idei dążących do jednego celu. Według niej natura jest zróżnicowana tak, by każdej rzeczy zapewnić właściwy jej cel. Centrum wszechświata to cel ruchu tych wszystkich rzeczy, który mają ciężar, sfery niebieskie to cel tych, które dążą wzwyż. Strefy niebieskie są dla rzeczy nie podlegających emocjom i niezmiennych, rejony niższe dlaczego spraw odczuwanych i tworzących się. Natura to dramat, w którym każda rzecz gra swoją rolę.

Nie twierdzę, że jest to pogląd, z którym Arystoteles zgodziłby się bez zastrzeżeń – w rzeczy samej, tych samych zastrzeżeń, które i my żywimy. Lecz to był właśnie pogląd, który późniejsza myśl grecka przejęła od Arystotelesa i przekazała w spuściźnie wiekom średnim. Rezultatem takiego opowiedzenia się w wyobraźni za naturą było odepchnięcie na bok ducha historii; jeśli bowiem cel rysuje się tak wyraźnie, po cóż zajmować się początkami? Reformacja i ruch naukowy stanowiły dwa oblicza przewrotu będącego dominantą ruchu umysłowego późnego Odrodzenia. Odwoływanie się do początków chrześcijaństwa, oraz odwoływanie się przez Franciszka Bacona do przyczyn skutecznych przeciwstawnych przyczynom celowym, to dwa aspekty tego samego ruchu umysłowego. Z tego też powodu antagonizm Galileusza i jego przeciwników był nie do rozwiązania, co wynika jasno z Dialogu o dwu systemach Świata.

Galileusz wciąż powraca do pytania, jak rzeczy się dzieją, podczas gdy jego przeciwnicy posiadają pełną teorię wyjaśniającą, dlaczego się dzieją. Niestety e dwie teorie nie prowadzą do tych samych rezultatów. Galileusz kładzie nacisk na “uparte, nie dające się zredukować fakty”, podczas gdy jego przeciwnik Simplicjusz przedstawia racje całkowicie – przynajmniej dla niego – zadawalające. Wielkim błędem jest pojmowanie tego przewrotu jako zwrotu ku rozumowi. Przeciwnie, był to ruch całkowicie antyintelektualny. Był to powrót do rozważań nad nagimi faktami, a opierał się na odwrocie od sztywnego racjonalizmu myśli średniowiecznej. Czyniąc takie stwierdzenie podsumowuję jedynie to, co twierdzili sami zwolennicy starego porządku. Na przykład w czwartej księdze historii Soboru Trydenckiego ojca Pawła Sarpi czytamy, że w 1551 roku legaci papiescy, którzy przewodniczyli obradom, rozkazali: “że Duchowni winni utwierdzać swe poglądy za pomocą Pisma świętego, Tradycji Apostolskiej i Poleceń Ojców świętych; powinni być zwięźli, unikać zbytecznych i nie przynoszących pożytku pytań, a także przewrotnych argumentów…Zarządzenie to nie podobało się duchownym włoskim, którzy stwierdzili, że jest to nowość, potępienie scholastycznej teologii, która we wszystkich wątpliwościach każe u ż y w a ć r o z u m u, i że zarządzenie uznaje za bezprawne to, co czyni św. Tomasz z Akwinu, św. Bonawentura i inni sławni mężowie”.

Trudno nie czuć sympatii do włoskich duchownych, podnoszących przegraną sprawę nieokiełznanego racjonalizmu. Byli oni jednak opuszczeni przez wszystkich. Protestanci byli przeciw nim. Papiestwo ich nie poparło, a biskupi zgromadzeni na Soborze nie mogli ich nawet zrozumieć. O kilka zdań poniżej czytamy bowiem: “Choć wielu na dekret narzekało, przeszedł on jednak, ponieważ Ojcowie (tzn. biskupi) na ogół woleli słuchać ludzi mówiących terminami zrozumiałymi, bez zawiłości, zarówno w kwestiach Usprawiedliwienia, jak i innych już opracowanych”.

Biedni spóźnieni ludzie Średniowiecza! Gdy używali rozumu, nie byli nawet rozumiani przez rządzące siły swej epoki. Potrzeba będzie stuleci, zanim uparte fakty zredukowane zostaną przez rozum, a w międzyczasie wahadło wolno i ciężko przechyli się ku skrajności metody historycznej.

Czterdzieści trzy lata po wspomnianym memoriale włoskich duchownych, Richard Hooker w swych słynnych: Laws of Ecclesiastical Polity w sposób identyczny skarży się na swych purytańskich przeciwników. Wyważona myśl Hookera – skąd nawet powstało określenie “rozważny Hooker” – a także rozwlekły styl, stanowiący środek do przekazania takiej myśli, sprawiają, że jego pisma szczególnie nie nadają się do streszczenia przy pomocy krótkiego, trafnego cytatu. Lecz w rozdziale, o którym mowa, zarzuca on swym oponentom “lekceważenie rozumu”, a na poparcie własnej pozycji odwołuje się do “największego wśród scholastyków”, po którym to określeniem, jak sadzę, ma on na myśli św. Tomasza z Akwinu.

Ecclesiastical Polity Hookera opublikowana została tuż przed Soborem Trydenckim Sarpi’ego, a zatem obie te prace powstały całkowicie niezależnie od siebie. Ale zarówno duchowni włoscy z 1551 roku i Hooker po koniec stulecia zaświadczają o antyracjonalistycznych tendencjach tego okresu i przeciwstawiają w tym względzie swe własne czasy epoce scholastyki.

Reakcja tak była bez wątpienia konieczną korekturą nierozważnego racjonalizmu wieków średnich. Lecz reakcje często prowadzą do ekstremizmów. I choć jednym z rezultatów tej reakcji były narodziny nowożytnej nauki, to musimy również pamiętać, że nauka odziedziczyła w ten sposób pewne skrzywienie tej myśli, której zawdzięcza swe powstanie.

Wpływ greckiego dramatu był wielokierunkowy, gdy rozważyć różne drogi, którymi literatura ta pośrednio wpłynęła na myśl średniowieczną. Ojcami założycielami wyobraźni naukowej w jej dzisiejszym kształcie są wielcy twórcy tragedii starożytnych Aten: Ajschylos, Sofokles i Eurypides. Ich wizja losu, bezlitosnego, prowadzącego intrygę do nieuniknionego rozwiązania, jest również wizją, którą podziela nauka. Los w greckiej tragedii to porządek natury we współczesnej myśli. Głębokie zainteresowanie poszczególnymi przypadkami z bohaterskich dziejów jako przykładami i potwierdzeniami działań losu pojawia się znów w naszej epoce w postaci ześrodkowania zainteresowań na rozstrzygających doświadczeniach. Miałem szczęście uczestniczyć w posiedzeniu Towarzystwa Królewskiego w Londynie, na którym Królewski Astronom Anglii ogłosił, że pomiary zdjęć słynnego zaćmienia Słońca dokonane przez jego kolegów z Obserwatorium w Greenwich potwierdziły teorię Einsteina, że promienie światła uginają się gdy przechodzą w pobliżu Słońca. Atmosfera napiętego zainteresowania była dokładnie taka, jaka towarzyszyła greckim dramatom; byliśmy chórem komentującym wyrok przeznaczenia objawiony w rozwoju najwyższego zjawiska. Sama sceneria miała w sobie także coś z dramatu: tradycyjny ceremoniał, a w tle portret Newtona przypominający nam, że największe z naukowych uogólnień miało teraz, po przeszło dwustu latach, zostać po raz pierwszy zmodyfikowane. Nie brakło również zainteresowania osobistego. Wielka przygoda myśli na koniec dobiła do brzegu.

Niech mi wolno będzie tutaj przypomnieć, że istotą tragedii nie jest nieszczęście. Istotą jej jest powaga bezlitosnego działania rzeczy. W kategoriach życia ludzkiego nieuchronność przeznaczenia ilustrować mogą jedynie przypadki, które w rzeczywistości pociągają za sobą nieszczęście. Bowiem tylko w ten sposób można w dramacie ukazać daremność ucieczki. Myśl naukową przenika taka właśnie bezlitosna konieczność. Prawa fizyki to wyroki losu.

Koncepcja ładu moralnego w greckich sztukach nie była na pewno wymysłem dramaturgów. Musiała być ona zakorzeniona w poważnym światopoglądzie epoki, skąd przeniknęła do tradycji literackiej. A literatura, znajdując tak wspaniały środek wyrazu, pogłębiła tylko tę myśl, z której sama wyrosła. Widowisko ładu moralnego stało się częścią składową wyobraźni cywilizacji klasycznej.

Nadszedł czas, gdy to wielkie społeczeństwo upadło i Europa wkroczyła w okres Średniowiecza. Bezpośredni wpływ greckiej literatury zniknął. Lecz pojęcie ładu moralnego i porządku natury znalazło godną oprawę w filozofii stoickiej. Na przykład Lecky w swej History of European Morals mówi nam: “Seneka utrzymuje, że Bóg ograniczył ostatecznie wszystkie rzeczy prawami przeznaczenia, które sam wydał i których sam przestrzega”. Lecz najbardziej skutecznym sposobem, dzięki któremu stoicy wpłynęli na mentalność Średniowiecza, było szeroko rozpowszechnione poczucie ładu płynące z prawa rzymskiego. Zacytujmy znów Lecke’ego: “Rzymskie prawodawstwo było podwójnie dzieckiem filozofii. Przede wszystkim zostało ono oparte na modelu filozoficznym, nie był to więc jedynie empiryczny system przystosowany do istniejących wymagań społeczeństwa; system ten ustanawiał abstrakcyjne reguły słuszności, do których sam się stosował; ponadto zasady te przejęte zostały wprost z filozofii stoickiej”. Pomimo anarchii, jaka zapanowała w Europie po upadku Imperium, poczucie porządku prawnego zawsze trwało w świadomości ludów będących spadkobiercami Cesarstwa. Istniał również Kościół Zachodni, będący wciąż żywym uosobieniem tradycji władzy Imperium.

Należy podkreślić, że wpływ tego prawa na cywilizację średniowieczną nie polegał tylko na kilku mądrych nakazach kształtujących postępowanie. Była to koncepcja wyraźnie sprecyzowanego systemu, określająca status prawny złożonej struktury organizmu społecznego, a także szczegółowo określonego sposobu, w jaki winna ona funkcjonować. Nie było w nim niejasności. Nie zawierał cudownych maksym, lecz określona procedurę ustanawiania i utrzymywania rzeczy w sposób właściwy. Wieki średnie były dla intelektu Zachodniej Europy długim okresem treningu w poczuciu ładu. W praktyce mogły istnieć pewne mankamenty, jednak sama idea ani na moment nie osłabła. W epoce tej dominowała myśl uporządkowana, racjonalistyczna w całej rozciągłości. To właśnie anarchia przyspieszyła poczucie niezbędności uporządkowanego systemu, podobnie jak współczesna anarchia w Europie stanowiła bodziec dla intelektualnej wizji Ligi Narodów.

Nauka wymaga czegoś więcej niż powszechnego poczucia porządku rzeczy . W dwóch słowach wykazać można, jak nawyk ścisłego, sprecyzowanego myślenia zaszczepiony został w umysłach europejskich poprzez długi okres dominacji scholastycznej logiki i scholastycznej teologii. Filozofia została odrzucona, pozostał nawyk poszukiwania dokładnej tezy i trzymania się jej, gdy się ją raz odkryło. Galileusz zawdzięcza więcej Arystotelesowi, niż by to wynikało z powierzchownego odczytania Dialogów: zawdzięcza mu jasne spojrzenie oraz przejrzysty i analityczny umysł.

Nie sądzę jednak, bym przedstawił tu już największy wkład myśli Średniowiecza w powstanie ruchu naukowego. Mam na myśli nieprzezwyciężona wiarę, że współzależność między każdym poszczególnym zjawiskiem a ty, co je poprzedza, może być określona w sposób doskonale ścisły, jako egzemplifikacja działania ogólnych zasad. Bez tej wiary przeogromny trud uczonych byłby beznadziejny. To właśnie instynktowne, stojące wciąż przed wyobraźnią przekonanie, że istnieje jakaś czekająca na odkrycie tajemnica, stanowi siłę napędową badań naukowych. W jaki sposób przekonanie to tak żywo zaszczepione zostało umysłom europejskim?

Porównanie europejskiego sposobu myślenia z tym, jaki dominował w innych cywilizacjach, gdy pozostawały one bez obcych wpływów, wskazuje, że źródło z którego przekonanie takie bierze początek, może być tylko jedno. Jest to mianowicie nacisk kładziony w Średniowieczu na rozumność Boga, wyposażonego zarówno w osobową moc Jahwe jak i racjonalność greckiego filozofa. Każdy szczegół pozostawał pod kontrolą; rezultatem badania przyrody mogło być tylko umocnienie wiary w racjonalizm. Pamiętać należy, że mówię tu nie o jawnie głoszonych przekonaniach nielicznych jednostek, lecz mam na myśli wpływ, jak na umysły europejskie wywarła niepodważalna wiara całych stuleci. Chodzi tu nie o jawnie głoszone przekonania, lecz o instynktowny sposób myślenia.

W Azji Bóg pojmowany był jako istota bądź zbyt samowolna, bądź zbyt bezosobowo, by idee takie wywrzeć mogły większy wpływ na instynktowne nawyki myślowe. Poszczególne zjawiska mogły być wynikiem decyzji irracjonalnego despoty lub też płynąc mogły z bezosobowego, nieodgadnionego źródła rzeczy. Nie było tam zaufania, jakie ma się do dającej się pojąć racjonalności bytu osobowego. Nie twierdzę, że europejska wiara w możliwość poznania przyrody była logicznie uzasadniona przez własna ideologię. Chodzi mi jedynie o zrozumienie jej źródeł. Według mnie, wiara w możliwość nauki, która wyprzedziła rozwój naukowej teorii, jest nieświadomą pochodna średniowiecznej teologii.

Ale nauka nie jest jedynie wynikiem instynktownej wiary. Wymaga ona także aktywnego zainteresowania poszczególnymi przejawami życia dla nich samych.

Sprecyzowanie “dla nich samych” jest tu istotne. Pierwszy okres Średniowiecza to epoka symbolizmu. Był to okres śmiałych idei i prymitywnej techniki. Niewiele można było począć z przyrodą, poza czerpaniem z niej w trudzie środków do życia. Istniały jednak dziedziny myśli czekające na odkrycie – sfery filozofii i teologii. Prymitywna sztuka mogła symbolicznie wyrażać idee zaprzątające wszystkie wybitne umysły epoki. Średniowieczna sztuka w pierwszym okresie posiada nie dający się z niczym porównać urok. Jej wewnętrzna wartość wydatnie wzrasta dzięki temu, że posłaniem jej , wychodzącym poza naturalna rację sztuki, jaka stanowi osiągnięcie estetyczne, było symbolizowanie rzeczy leżących poza przyrodą. W tym pierwszym symbolicznym okresie sztuka średniowieczna czerpała wiele z przyrody jako swego medium, jednak kierowała się ku innemu światu.

By zrozumieć różnice między wczesnym Średniowieczem, a atmosferą niezbędną dla mentalności naukowej, sięgnijmy do porównania szóstego wieku we Włoszech z wiekiem szesnastym. W obu tych stuleciach geniusz włoski kładł podwaliny pod nowe epoki. Dzieje trzech stuleci poprzedzających pierwszy omawiany okres, mimo zawartej w powstaniu chrześcijaństwa nadziei na przyszłość, przesycone są poczuciem upadku cywilizacji. Każde pokolenie coś traciło. Czytając źródła czujemy cień nadciągającego barbarzyństwa. Żyją w tym okresie wielcy ludzie o wybitnych osiągnięciach w sferze działań myśli, jednak w sumie wysiłki ich tylko na krótki czas wstrzymać mogą ogólny upadek. W VI wieku Włochy znajdują się w najniższym punkcie krzywej. Ale w tym właśnie stuleciu każde działanie kładzie podwaliny pod wspaniały rozwój nowej cywilizacji europejskiej. Istniejące na dalszym planie Cesarstwo Bizantyjskie pod rządami Justyniana na trzy sposoby określiło charakter wczesnego Średniowiecza w Zachodniej Europie. Po pierwsze, dowodzone przez Belizariusza i Narsesa armie wyzwoliły Italię spod panowania Gotów. Dzięki temu stary geniusz Italii miał wolna scenę, by stworzyć organizacje mające chronić ideały działalności kulturalnej. Trudno nie współczuć Gotom, ale nie ulega wątpliwości, że tysiąc lat Papiestwa było dla Europy bez porównania bardziej wartościowe niż jakiekolwiek skutki mogące wypłynąć z istnienia we Włoszech silnego państwa Gotów.

Po drugie, kodyfikacja prawa rzymskiego ustanowiła ideale poczucie porządku prawnego, dominujące w następnych stuleciach w europejskiej myśli socjologicznej. Prawo jest jednocześnie motorem władzy i jej ograniczeniem. Zarówno kanoniczne prawo kościelne jak i cywilne prawo państwowe swój wpływ na rozwój Europy zawdzięczają prawnikom Justyniana. Ugruntowali oni w umysłach Zachodu odczucie, ze władza winna jednocześnie prawa stanowić i prawom podlegać, a także sama stanowić wzorzec racjonalnego systemu organizacji. Szósty wiek we Włoszech był pierwszym pokazem sposobu, w jaki wpływ tych myśli umacniał się dzięki kontaktom z Cesarstwem Bizantyjskim.

Po trzecie, w apolitycznych dziedzinach sztuki i nauki Konstantynopol mógł zaprezentować osiągnięcia, które po części poprzez impuls do bezpośredniego naśladownictwa, po części poprzez pośrednią inspirację płynącą z samego faktu wiedzy, że takie rzeczy istnieją – stanowiły stały bodziec dla zachodniej kultury. Mądrość Bizancjum tkwiąca w mentalności pierwszej fazy Średniowiecza i mądrość Egiptu zawarta w wyobraźni Greków we wczesnym okresie odegrały role analogiczne. Prawdopodobnie wiedza o tej mądrości była w obu tych przypadkach akurat tak, jak wymagało tego dobro odbiorców. Wiedzieli dość, by zdawać sobie sprawę z możliwych do osiągnięcia wzorców, lecz nie aż tyle, by być skrępowanym tradycyjnymi sposobami myślenia. Toteż w obu tych przypadkach ludzie szli naprzód już po swojemu, i tak właśnie było lepiej. Mówiąc o powstaniu europejskiej mentalności naukowej nie można pominąć wpływu cywilizacji bizantyjskiej, stanowiącej jak gdyby tło wydarzeń. W szóstym wieku stosunki między Zachodem a Bizancjum przechodzą kryzys, który można przeciwstawić wpływowi greckiej literatury na myśl europejską w XV i XVI stuleciu. Dwaj wybitni ludzie, którzy w VI wieku we Włoszech kładli podwalin pod przyszłość, to św. Benedykt i Grzegorz Wielki. Mówiąc o nich widzimy od razu, w jakiej kompletnej ruinie leżało osiągnięte przez Greków zbliżenie do mentalności naukowej. Okres ten to na skali temperatury naukowej punkt zero. Ale dzieło życia Grzegorza i Benedykta stworzyło podstawy do odbudowy Europy i to podstawy gwarantujące, że po zakończeniu odbudowy mentalność naukowa będzie bardziej skuteczna od tamtej, istniejącej w świecie starożytnym. Grecy byli przeteoretyzowani. Nauka stanowiła dla nich pochodna filozofii. Grzegorz i Benedykt byli ludźmi praktycznymi, rozumieli znaczenie spraw codziennych, a ponadto potrafili połączyć swój umysł praktyczny z działalnością w sferze religii i kultury. Właśnie św. Benedyktowi zawdzięczamy fakt, że klasztory stały się na równi domami rolników jak świętych, artystów i uczonych. Połączenie nauki z techniką, dzięki czemu nauka pozostała w kontakcie z upartymi i nie dającymi się zredukować faktami, wiele zawdzięcza praktycznym inklinacjom wczesnych Benedyktynów. Współczesna wiedza wywodzi się nie tylko z Grecji, ale i z Rzymu i ten jej rzymski składnik wyjaśnia, dlaczego tak bardzo zyskuje ona na sile, gdy myśl pozostaje w bliskich stosunkach ze światem faktów.

Jednakże wpływ, jaki wywarły bliskie kontakty klasztorów ze światem przyrody, najpierw objawił się w sztuce. Narodziny naturalizmu w późnym Średniowieczu, to pojawienie się w europejskiej umysłowości ostatniego składnika niezbędnego do powstania nauki. Były to narodziny zainteresowania zjawiskami i przedmiotami świata przyrody ze względu na nie same. Znana z okolicy rośliny rzeźbiono w różnych niewyeksponowanych miejscach nowo stawianych budynków, tak jakby na co dzień znanych rzeczy. Atmosfera każdej sztuki to wyrażana wprost radość z postrzegania otaczających nas rzeczy. Rzemieślnicy tworzący późnośredniowieczną rzeźbę dekoracyjną, Giotto, Chaucer, Wordsworth, Walt Whitman, a wśród dzisiejszych poeta z Nowej Anglii, Robert Frost, są w tym względzie wszyscy do siebie podobni. W centrum zainteresowania znajdują się fakty proste, leżące w bezpośrednim zasięgu, które jako “uparte, nie dające się zredukować fakty” pojawią się w myśli naukowej.

Umysłowość europejska została w ten sposób przygotowana do nowej przygody myślowej. Nie jest konieczne szczegółowe omawianie kolejnych wydarzeń znaczących rozwój nauki: wzrost bogactwa i czasu wolnego, rozwój uniwersytetów, wynalazek druku, upadek Konstantynopola; Kopernik, Vasco da Gama, Kolumb; teleskop. Istniała odpowiednia gleba, klimat, nasiona, nic więc dziwnego, że las wyrósł. Nauka nie pozbyła się nigdy piętna, jakie wywarły na niej narodziny w okresie historycznego przewrotu późnego Odrodzenia. Pozostała ruchem antyracjonalistycznym, opartym na naiwnej wierze. Niezbędne jej rozumowanie zapożyczyła od matematyki będącej reliktem greckiego racjonalizmu, posługując się metodą dedukcyjna. Nauka odrzuca filozofię. Innymi słowy, nauka nigdy nie dbała o usprawiedliwienie swej wiary ani też o wyjaśnienie swego znaczenia. Nauka pozostała również całkowicie obojętna wobec zarzutów Hume’a.

Przewrót historyczny było oczywiście w pełni uzasadniony. Był potrzebny, a nawet więcej niż potrzebny – był absolutną koniecznością dalszego zdrowego postępu. Świat potrzebował stuleci na kontemplację upartych i nie dających się zredukować faktów. Ludziom trudno jest robić więcej niż jedną rzecz na raz, a to właśnie musieli robić po racjonalistycznej orgii Średniowiecza. Była to bardzo rozsądna reakcja, niemniej nie był to protest w imieniu rozumu.

Jednak Nemezis czeka również na tych, którzy własnowolnie unikają szlaków wiedzy. Przez całe stulecia odbija się echem okrzyk Olivera Cromwella: “Bracia na litość Chrystusa zaklinam was, pomyślcie że możecie błądzić!”.

Obecnie rozwój nauki osiągnął punkt zwrotny. Trwałe podstawy fizyki załamały się. Po raz pierwszy jako odrębna dziedzina nauki pojawia się fizjologia, nie będąca już workiem mieszczącym wszystko. Stare podstawy myśli naukowej stają się niezrozumiałe. Czas, przestrzeń, materia, to co materialne, eter, elektryczność, mechanizm, organizm, konfiguracja, struktura, forma, funkcja, wszystkie te pojęcia wymagają nowej interpretacji. Jakiż jest sens mówić o wyjaśnieniu mechanicystycznym, jeśli nie wiadomo co rozumie się pod pojęciem “mechanika”?

Rzecz leży w tym, że nauka rozpoczęła swą nowożytną karierę przejmując idee wyprowadzone z najsłabszej strony doktryn filozoficznych następców Arystotelesa. Pod pewnymi względami był to wybór szczęśliwy. Dzięki temu wiedza siedemnastego wieku, przynajmniej jeśli idzie o fizykę i chemię, została sformułowana w sposób całościowy i przetrwała tak aż do naszych czasów. Jednak rozwój biologii i psychologii został najprawdopodobniej wstrzymany właśnie z powodu bezkrytycznego przyjęcia półprawd. Jeśli nauka nie ma się zdegenerować w zbiorowisko przyjmowanych ad hoc hipotez, musi mieć charakter filozoficzny i musi przystąpić do gruntownej krytyki swych własnych założeń.

W następnych wykładach śledzić będę sukcesy i porażki poszczególnych koncepcji kosmologicznych przyjmowanych przez intelekt europejski w ciągu ostatnich trzech stuleci. Ogólny klimat opinii utrzymuje się przez okres dwu do trzech pokoleń, tzn. sześćdziesiąt do stu lat. Bywają również krótsze fale myśli, błąkające się po powierzchni ruchu podstawowego. W europejskim poglądzie na świat będziemy oczywiście widzieli przemiany kształtujące z wolna następujące po sobie stulecia. Niemniej w całym tym okresie utrzymuje się jedna kosmologia naukowa, zakładająca podstawowy fakt nie podlegającej redukcji nagiej materii, czy tego, co materialne, rozsianej w przestrzeni w płynnych konfiguracjach. Samo w sobie owo “materialne” jest bezczułe, bezwartościowe i bezcelowe. Zachowuje się tak, jak się zachowuje, podlegając sztywnej rutynie narzuconej przez stosunki zewnętrzne nie wynikające z natury jego bytu. To właśnie założenie nazywam materializmem naukowym. I to właśnie założenie staram się podważyć, jako całkowicie nieadekwatne do tej sytuacji naukowej, w jakiej znaleźliśmy się obecnie. Gdy je odpowiednio skonstruować, założenie to nie jest błędne. Jeśli ograniczymy nasze zainteresowania do pewnych faktów wyrwanych z całkowitego kontekstu, w jakim występują, założenie materialistyczne wyrazić może te fakty w sposób doskonały. Jeśli jednak wyjdziemy poza abstrahowanie, bądź wnikliwiej używając zmysłów, bądź kładąc większy nacisk na znaczenie i logiczny związek myśli, schemat ten natychmiast się załamuje. Właśnie wąska skuteczność tego schematu była przyczyną jego sukcesów metodologicznych. Kierowały bowiem uwagę na grupy faktów, które w ówczesnym stanie wiedzy wymagały zbadania.

Sukces tego schematu w różnoraki sposób wpłynął na rozliczne prądy myśli europejskiej. Historyczny przewrót miał charakter antyracjonalistyczny, bowiem racjonalizm scholastyków wymagał ostrej korektury poprzez zetknięcie z nagimi faktami. Jednak odnowa filozofii dokonana przez Kartezjusza i jej dalszy rozwój w rękach jego następców zabarwione były przez akceptację powierzchownie rozumianej kosmologii naukowej. Sukces idei podstawowych utwierdził uczonych w odmowie ich modyfikowania poprzez roztrząsanie ich racjonalności. Każda filozofia w ten czy w inny sposób zmuszona była do przełknięcia ich w całości. Przykład nauki wywarł również wpływ na inne dziedziny myśli. W ten sposób historyczny przewrót doprowadził do przesady, odbierając filozofii jej właściwą rolę: harmonizowanie różnorodnych wycinków myśli metodologicznej. Myśl jest abstrakcją, a nietolerancyjne używanie abstrakcji to najgroźniejszy nałóg intelektu. Nawrót do konkretnych doświadczeń nie neutralizuje tego nałogu w pełni. W końcu bowiem zwraca się uwagę na te aspekty konkretnego doświadczenia, które mieszczą się w jakimś ograniczonym schemacie. Istnieją dwa sposoby oczyszczania idei. Jeden z nich to obiektywna obserwacja przy pomocy zmysłów. Ale obserwacja to jednocześnie selekcja. Stąd trudność wyjścia ponad schemat abstrakcji o ugruntowanym powodzeniu. Drugi sposób to porównywanie różnych schematów abstrakcji, opartych na różnych typach doświadczenia. Porównywanie takie czyni zadość wymogom żądań włoskich duchownych scholastycznych wspomnianych przez Pawła Sarpiego. Domagali się oni używania r o z u m u. Wiara w rozum to przekonanie, że to, co stanowi najgłębszą naturę poszczególnych rzeczy, pozostaje ze sobą w harmonii, co wyklucza czystą dowolność. Jest to wiara, że u samych podstaw rzeczy nie znajdziemy przypadkowej tajemnicy. Wiara w porządek natury, dzięki której rozwój nauki stał się możliwy, jest szczególnym przykładem głębszej wiary. Wiara tak nie może być usprawiedliwiona przez żadne indukcyjne uogólnienie. Wynika ona z wglądu skierowanego wprost w naturę rzeczy, tak jak jawi się ona naszemu bezpośredniemu obecnemu doświadczeniu. Nie można rozstać się z własnym cieniem. Doświadczyć tej wiary, to wiedzieć, że będąc sobą jesteśmy czymś więcej niż sobą; to wiedzieć, że nasze doświadczenie, tak nikłe i fragmentaryczne, sięga jednak najgłębszych pokładów rzeczywistości: to wiedzieć, że oderwane szczegóły, by być sobą, znaleźć się muszą w systemie rzeczy; to wiedzieć, że system ten obejmuje harmonię racjonalności logicznej, a także harmonię estetycznej pełni; to wiedzieć, że wprawdzie harmonia logiki z żelazną koniecznością ciąży nad wszechświatem, lecz jednak harmonia estetyczna wyprzedza ją, stanowiąc żywy ideał kształtujący powszechny prąd, który poprzez załamania wiedzie jednak ku dokonaniom doskonalszym i bardziej subtelnym.

Dodaj komentarz

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code