Inspiracje

Filozofia jako etyka

Spread the love

Filozofia jako etyka

Jacek Filek

Owa dziedzina namysłu filozoficznego, jaką jest etyka, stoi dziś w obliczu bezprecedensowych wyzwań. Człowiek współczesny zdaje się całkowicie zagubiony. A na dramatyczne wołanie o etykę, wobec impotencji etyków-specjalistów, z namiastkami odpowiedzi śpieszą już ideologowie i rozmaitej maści łowcy dusz.

Wypowiadam te oczywistości, bowiem jest mą intencją, by – wobec jawnego niedowładu współcześnie uprawianej etyki -podjąć zdecydowaną próbę jej dowartościowania, przywrócenia jej filozoficznej godności, ukazania jej rzeczywistego zadania, zadania, które nie jest jakimś pomniejszym, ubocznym zadaniem filozoficznym, lecz jest centralnym zadaniem samej filozofii. Etyka jest filozoficznym olbrzymem, a nie karłem, jest samą filozofią, jest kulminacją filozofii, nie jej bękartem, który szwenda się po jej obrzeżach. Skarlenie etyki jest procesem nieprzypadkowym, stymulowanym charakterystycznym dla współczesności zinstytucjonalizowaniem myślenia, pychą i cynizmem samej nauki oraz interesem własnym tych, którzy urządzili się czy chcą urządzić się wewnątrz etyki jako dyscypliny uniwersyteckiej. W rezultacie etyka wydaje się dziś porzucona. Idzie mi nie o takie porzucenie etyki, jakie polegałoby na niezajmowa-niu się nią, lecz o takie, jakie polegałoby właśnie na intensywnym zajmowaniu się nią, ale w sposób, w którym to, co szczególnie godne badania, jest właśnie porzucone. Wszystko jest “dobrze”, dyscyplina “kwitnie”, etyka jednakże jest porzucona. Porzucenie jest ukryte i dla powierzchownego spojrzenia niewidoczne.

Porzucenie etyki przez etyków jest w pierwszym rzędzie porzuceniem filozofii.

Przypomnijmy, iż etyka powstaje jako filozofia, powstaje na gruncie postawienia problemu człowieka i sposobu jego bycia. Toteż właściwy dla niej namysł nie daje się oderwać od rozważania, czym jest człowiek. Wszelkie próby określenia istoty człowieka, mające miejsce w głębi filozofii, są już pośrednio, a najczęściej bezpośrednio, etyką. Kiedy, na przykład, Platon czy Arystoteles próbują powiedzieć coś o idei człowieka albo o jego istocie, tym samym wkraczają już na teren etyki. I na odwrót – dla Arystotelesa, przykładowo, dobro jest oczywiście pojęciem etycznym, ale nie można, bez groźby niezrozumienia, abstrahować od tego, iż jest to przede wszystkim jedno z podstawowych pojęć jego metafizyki. Jeszcze wyraźniej dotyczy to Platona. Wszelkie tedy próby “wykrojenia” i “wyjęcia” ich etyki z ich metafizyki i ogólnej filozofii człowieka z góry skazują się na niepowodzenie. Przecież wszędzie tam gdzie myślenie filozoficzne nie jest “fizyką” czy “logiką”, jest “etyką”.

Historyczny proces wyodrębniania się etyki, następnie zaś jej zawężania się i usamodzielniania – a więc, w konsekwencji, i filozoficznej marginalizacji – wymaga naturalnie szczegółow-szego przebadania. Dla mnie jest jednak oczywiste, iż etyka stanowi jedność z filozofią, a nawet – jak powiedziałem – jest jej kulminacją. Korelatem jedności etyki i filozofii jest jedność rozumu teoretycznego i praktycznego. Niech wystarczy, że przywołam na świadków Kanta i Husserla. Wszędzie tam gdzie filozof, spadkobierca Sokratesa, Platona, Arystotelesa, potrafi podjąć historyczne zadanie filozofii, filozofia i etyka ukazują jedność. Wrócę jeszcze później do tego zagadnienia. Teraz powiem krótko, iż etyk-specjalista, który w ramach powszechnego obłędu specjalizacji usiłuje uprawiać etykę bez filozofii, poza filozofią, nie tylko jest postacią śmieszną, ale ponosi również odpowiedzialność za jałowość etyki współczesnej.

Porzucenie etyki przez etyków dokonuje się także poprzez porzucenie zadania etyki, porzucenie konstytuującego etykę i fundującego jej sens telosu i-w konsekwencji – porzucenie tego, co w etyce szczególnie godne pytania i badania.
Trzeba oddzielić prywatne ambicje urządzenia się w dziedzinie oraz wymogi jej sprawnego funkcjonowania jako działu wciąż wzrastającej produkcji uniwersyteckiej od autentycznych zadań, jakie konstytuują dziedzinę. Sytuacja dzisiejsza wydaje się o tyle “chora”, iż dziedzina zostaje kształtowana wedle tych pierwszych, a nie tych drugich.

Etyka skupia dziś uwagę głównie na kwestiach drugorzędnych albo incydentalnych w obszarze całości życia człowieka, chętnie milcząc o pierwszorzędnych i tyczących człowieka nie okazjonalnie, lecz permanentnie, i to każdego, a nie nielicznych. Wymyślamy problemy, które nas bezpośrednio nie dotyczą, by nie myśleć o tych, które dotyczą nas bezpośrednio. Tematyzu-jemy to, co stematyzować łatwiej i co bardziej spektakularne, a mniej ryzykowne. Wygląda to tak, jakby etyczność była w życiu człowieka charakterystyką jakiegoś incydentu, a nie dotyczyła całości jego życia, jego całościowego zorientowania.

Toteż kwestie etyczne – tak jak są one zwykle stawiane i rozważane – mają już zazwyczaj za podstawę milczące uznanie bardziej podstawowej nieetyczności. To na gruncie zasadniczo nieetycznego sposobu bycia człowiekiem pyta się o pewne dalsze i szczegółowsze kwestie etyczne, pytając o nie i przeżywając je nierzadko dla uciszenia sumienia, które jest nieczyste z powodu zasadniczo nieetycznie zorientowanego życia. Mówiąc pewnym skrótem, człowiek żyjący generalnie nieetycznie nagle troska się o to, jak powinno się postąpić w pewnej szczegółowej sprawie, aby było “etycznie”. Etyczność służy tu do maskowania bardziej podstawowej nieetyczności. Zaś etyka, sposób jej uprawiania wspomagają ten kamuflaż.

Nie podejmuje się dziś radykalnego namysłu nad mocami, które wydają się zawładać człowiekiem i rozstrzygać o jego sposobie życia, o tym, o co tak naprawdę mu w jego życiu chodzi. W rezultacie, jednym z największych zagrożeń, przed jakimi staje etyka jako dziedzina instytucjonalnie uprawianej filozofii, jest groźba obłudy. Etyce zagraża nie tylko fałsz teoretyczny, o którym będzie jeszcze mowa, ale również fałsz etyczny. Etyka podejrzana jest o zasadniczą nieetyczność. Jej zapamiętałe zajmowanie się teoretycznymi detalami czy – w innym wydaniu – ekscytowanie publiczności moralnymi problemami, na przykład transplantacji itp., jest dramatycznym milczeniem w obliczu konstytutywnej nieetyczności świata ludzkiego. Milcząc, nie stawiając radykalnych pytań, zdolnych etycznie zakwestionować zastany porządek świata, etyka współczesna nie tylko aprobuje, ale i sankcjonuje jawną nieetyczność rzeczywistości, blokuje drogę dla niezbędnych pytań i poszukiwań i uczy jedynie przystosowywania się do światowego status quo. A przecież świat ten jawnie nagradza powodzeniem ludzi pozbawionych etycznych skrupułów, a karze tych, dla których etyczność jest pożądanym charakterem sposobu bycia.

Myślenie etyczne, które miałoby nie abstrahować od materii życia, nie może przemilczać owego etycznego skandalu, jakim jest już nawet nie bezkarność zła, ale wręcz premiowanie zła i ciągłe upokarzanie dobra (dlatego też “dobry” to “głupi”), a przede wszystkim skandalu, jakim jest ogrom bezsensownego cierpienia niewinnych. Jednakże jeśli dla bożka sukcesu – a zdaje się on osią, wokół której współczesne społeczeństwa organizują energię człowieka – etyka miałaby być przeszkodą, zostanie usunięta, jeśli zaś miałaby okazać się dlań pomocna, zostanie zasymilowana i zdeprawowana, i nie będzie już etyką. Wydaje się, iż “kapitał” przeznaczył już środki na ten cel. W konsekwencji wspomnianego porzucenia swego zadania i niepytania o to, co w etyce pytania godne, etyka współczesna w ogólności fałszywie rozumie samą siebie i grzęźnie w problemach niejednokrotnie całkowicie sztucznych. Fałszywe jest m.in. upatrywanie w normatywności istotnego charakteru etyczności. Tymczasem sama normatywność nie ma w sobie nic etycznego. Normatywne jest tak samo “nie zabijaj”, jak i “zabijaj” czy “oddychaj”. Pytanie o istotowy charakter etyczności nie jest tu jeszcze podjęte. Dlatego określenie “etyka normatywna” jest fałszywe. Sam podział na etykę opisową i etykę normatywną wydaje się chybiony i fałszuje istotę namysłu etycznego. Podział ten konstruuje przestrzeń, w której namysł taki nie może się pojawić.

Namysł etyczny to przecież wcale nie “etyka normatywna” (a tym bardziej nie “opisowa”), tzn. to wcale nie jakiś zbiór ocen i norm. Nie charakter zdań jest tu rozstrzygający, lecz sam ten namysł, a jego specyfika zadecydowana jest przez specyfikę pytania, problemu, które namysł ten usiłuje podjąć i rozważyć.
Za teoretyczne zafałszowanie istoty etyki należy uznać również ową intelektualną grę w “wyprowadzanie powinności z bytu”. Czy podejmujący tę grę zapytali sami siebie, co w ogóle chcą w ten sposób osiągnąć? Czy zrozumieli, czym byłoby w gruncie rzeczy poszukiwane przez nich rozwiązanie? Dokonywanemu przez nich odwróceniu praktyczno-etycznego problemu przejścia od powinno być do jest i nadaniu mu charakteru “przejścia” logicznego między zdaniami oraz założeniu, iż znalezienie i uzasadnienie tego przejścia miałoby jakiś sens na gruncie etyki, brak nie tylko powagi, ale i wyraźnej świadomości tego, czym jest etyka.

W ogóle, największym grzechem dwudziestowiecznej etyki akademickiej wydaje się charakteryzująca ją obsesja uzasadnienia. Wszelka próba uzasadnienia dobra czy wartości z jednej strony zakłada już dobro, zaś z drugiej – od razu je unieważnia, uznając, iż samo się nie usprawiedliwia i że trzeba je dopiero uzasadnić. Jednakże “dobro”, które wymaga dopiero uzasadnienia, nie jest “podstawowym dobrem”, lecz dobrem, które potrzebuje dopiero podstawy, a więc samo jest “bez-podstaw-ne”. Zacytujmy Hegla: “W momencie, kiedy zacząłem dociekać i sprawdzać, wstąpiłem już na drogę nieetyczną”1. Tak jak dowiedziony Bóg nie jest już Bogiem – co przekonująco pokazywał, na przykład, Karl Jaspers – tak dowiedziona wartość nie jest już wartością. Jeżeli – by znowu posłużyć się przykładem -motyw do bycia wiernym miałbym znaleźć w tym, że ktoś mi w sposób zniewalający uzasadnił, iż powinienem być wierny, to wierność moja traci blask wartości.

Dla dominującego dziś odczucia próżni etycznej, próżni po “śmierci Boga”, po “przezwyciężeniu metafizyki”, po upadku wszelkich wartości, etyka okazuje się nie mieć żadnej “obiektywnej” podstawy. Jako “bez-podstawna” traci znaczenie. Kiedy więc człowiek współczesny “woła” o etykę, kiedy sytuacja świata ludzkiego rozpaczliwie domaga się etyki, na miejscu mogą zdawać się przemożne usiłowania dania podstawy, znalezienia uzasadnienia. A jednak sukces takiego uzasadnienia musiałby oznaczać zniesienie wolności, a więc zarazem i wszelkiej etycz-ności. Etyka jako dziedzina praw wolności, gdyby miały powieść się roszczenia do logicznego czy empirycznego uzasadnienia jej praw, stałaby się raczej “fizyką”, jej prawa bowiem obowiązywałyby wówczas koniecznościowo.

Etyka powstała w określonym kontekście filozoficznym, który warunkował jej sens. Idzie mi o charakteryzujące pierwszych filozofów etyki przekonanie, iż człowiek z istoty dąży do dobra. Może mylić się co do tego, co jest dobrem, ale jeżeli w ogóle do czegokolwiek dąży, to tylko dlatego, że motywuje go jakieś dobro czy wyobrażenie dobra. I tak jak przepisy książki kucharskiej mają sens jedynie dla tego, kto pragnie coś gotować, piec czy tym podobne, a dla innych są niezobowiązujące, tak i etyka posiada sensowność jedynie dla tych, którzy pragną dobra. Jak dyskurs teoretyczny ma za swe założenie pewne minimum racjonalności, bez którego żadna argumentacja nie ma praktycznego sensu, tak i etyka jako badanie i dyskurs ma za swe założenie pewną podstawową “aksjomalność” człowieka i uprawianie jej bez założenia owego minimum “aksjomal-ności” w człowieku nie ma sensu. Kwestionując tę podstawę i poszukując dopiero uzasadnienia, etyka sama pozbawia się swej racji bytu.

Rozpowszechniony ostatnio typ uzasadniania w oparciu o tzw. heurystykę strachu (por. np. Hans Jonas) sprowadza w gruncie rzeczy etykę do pragmatyki. Uzasadnienie tego rodzaju pozwala wprawdzie uzyskiwać empirycznie sprawdzalne imperatywy hipotetyczne, ale równocześnie składa niejako obietnicę ujścia przed jakimś złem; na przykład: “Jeżeli będziecie postępować tak a tak, to nie zginiecie”. Otóż etyka, etyczna motywacja wykluczają wszelką kalkulację, wszelkie orientowanie się na jakkolwiek pojętą własną korzyść. Innymi słowy, nie każdy sposób zaradzenia złu jest od razu etyką. Etyka nie może bowiem miotać gróźb ani składać obietnic; motywacja etyczna musi być motywacją abstrahującą od wszelkiej kalkulacji.

Współczesnej etyce zdecydowanie brak krytycznego spojrzenia na samą siebie. Jeśli badanie etyczne jest formą działania, to jaki winien być rezultat tego działania, by można było uznać, iż się powiodło? Na czym miałby polegać sukces etyki? Nie światowo rozumiany sukces etyka, lecz sukces, spełnienie telosu samej etyki? Czy idzie tu o poznanie, o osiągnięcie prawdy o człowieku i jego świecie? Czy raczej o sam etyczny sposób bycia człowieka i jego wspólnoty? A na czym miałby polegać “sukces” nauczającego etyki? Czy na tym, iż uczniowie umieliby z pamięci recytować erudycyjny materiał z podręczników historii myśli etycznej?

Przypomnijmy, iż etyka powstała jako dziedzina filozoficznego namysłu, której celem nie jest samo poznanie, lecz – jak określił to Arystoteles – “stawanie się [etycznie] dzielnym”2. Kiedy jednak w czasach dyktatury nauki zabroniono etyce “jako nauce” samej etyki, wolno było już dążyć tylko do poznania i skonstruowania teorii. Tymczasem namysł etyczny jest starszy niż nauka, dlatego etyka – jeśli ma pozostać wierna swemu zadaniu – wystąpić musi jako etyka, a nie jako nauka w rozumieniu dwudziestowiecznego scjentyzmu. Ów dwuznaczny status etyki ciągle budzi zażenowanie, ale przecież oczywisty jest fakt, iż podstawowa intencja badania etycznego ma charakter podwójny, teoretyczno-praktyczny: poznawać i stawać się. Fałszywie więc pojęto cel etyki jako wyłącznie poznanie i konstruowanie teorii.

Napomknąć trzeba jeszcze o owym podstępie, z którym wystąpiła tzw. metaetyka. Otóż sugerowała ona, iż jej stosunek do etyki jest porównywalny ze stosunkiem metanauki do nauki. W praktyce jednak okazało się, że metaetyka ruguje etykę i usiłuje występować “zamiast” etyki. Wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby metanauka rugowała samą naukę i chciała zająć jej miejsce. Etyka posiada właściwą sobie dziedzinę przedmiotową, którą zgoła nie jest dziedzina tworów językowych. Toteż trzeba określić metaetykę jako porzucenie przedmiotowej dziedziny etyki.

Nieporozumieniem jest również znajdowanie w bogactwie i zmienności zjawisk moralności, pojętej jako zbiór dających się obserwować i opisywać faktów kulturowych, racji istnienia wielości etyk. Moralności było, jest i będzie wiele. Etyka jest tylko jedna. Jeżeli miałoby być wiele etyk, to nie byłoby żadnej etyki. Wielość znosi etykę jako etykę. Fałszywe więc jest sankcjonowanie owej wielości. Wielość taka jest jeszcze jedną formą nieobecności etyki. W ten sposób mamy wiele “etyk”, które najczęściej nic nie chcą wiedzieć o sobie, i w rezultacie nie mamy żadnej etyki. Jedność i jedyność etyki funduje sama teleo-logiczna idea etyki, jej jedno, wciąż to samo, choć rozmaicie przeżywane i artykułowane, zadanie.

Specjalizacyjne ograniczenie – owa zapewniająca poczucie bezpieczeństwa sfera fachowej ograniczoności – przestało dostrzegać problematykę etyczną w podstawowych dziełach filozofii, od Metafizyki Arystotelesa po Bycie i czas Heideggera. Któż z etyków studiuje jako istotną dla zrozumienia istoty etycz-ności taką kondensację myślenia filozoficznego, jaką jest, na przykład, Heglowska Fenomenologia ducha} Jak już powiedziałem, wyodrębnianie “etyki” może mieć sens tam, gdzie uprawia się również “fizykę” czy “logikę”. Jednakże w przypadku szeroko rozumianej filozofii człowieka, filozofii życia czy filozofii egzystencji, filozofii woli, działania, czynu – wyodrębnianie etyki jest bezsensem. Filozofie te są już same etyką. Wybitnym, nader aktualnym przykładem jest filozofia dialogu, która jest etyką par excellence. Jeżeli odrzucimy pojmowanie filozofii jako filozofii poznania i pojmiemy ją jako filozofię działania, “życia”, “egzystowania”, to od razu znajdziemy się w samym centrum problematyki etycznej. Nawet fenomenologia Husserla jest w pewnym sensie etyką, a to dlatego, iż rozum pojmowany jest w gruncie rzeczy etycznie i intencjonalność posiada strukturę odpowiedzialności.

Paradoksalność etyki jako wyodrębnionej dziedziny filozoficznej bierze się tedy z tego, iż wszędzie tam gdzie filozofia występuje z należną jej powagą i z wymaganym radykalizmem, sama już jest “etyczna”, jest wręcz etyką, a autentyczny filozof jest etykiem, od Sokratesa i Platona po Kanta, Hegla, Kierke-gaarda, Nietzschego, Husserla czy Levinasa. Każdy wielki filozof jest tym samym etykiem; nie: “zarazem i”, lecz: “tym samym”. To, że filozofia uprawiana z powagą i wymaganym przez nią radykalizmem sama jest etyką, poświadczają również najwybitniejsi współcześni filozofowie polscy: Barbara Skarga, Leszek Kołakowski, Władysław Stróżewski, Józef Tischner. Nie jest specjalnie moją intencją psuć komuś jego dobre samopoczucie, ale przecież jest oczywistą prawdą, iż w książkach Skargi, Kołakowskiego, Stróżewskiego, Tischnera jest daleko więcej i dużo głębszej treści etycznej niż, na przykład, we wszystkich tomach periodyku “Etyka” razem wziętych. Nie chciałbym być źle zrozumiany, przeto powtarzam, tu nie idzie o jakąś złośliwość, ale o dramatyczną prawdę. Przecież to daje do myślenia. Jeżeli punktem wyjścia dla działania etycznego, jak zresztą dla każdego działania, jest poruszenie woli, to etyka, która chciałaby badać ów punkt wyjścia, musi wiedzieć, iż pozostaje on w ścisłym związku z filozoficznym problemem wolności oraz z filozoficznym (metafizycznym) problemem skończoności. Oto podstawowe – w źródłowym tego słowa znaczeniu – problemy filozofii i tym samym etyki: skończoność i związana z nią wolność. Cóż można zrozumieć z człowieka i jego etycznego wymiaru bez nich! Dalej: czy zrozumienie owego etycznego wymiaru bycia człowiekiem możliwe jest bez przebadania zasad konstytuowania sensów, jakich ludzka aktywność umysłowa udziela samemu byciu i nie-byciu, czasowi i jego tzw. upływowi, własnej skończoności czy perspektywie wieczności itd.? Wszystko to leży w polu namysłu właściwego filozofii, a etyka, która chciałaby abstrahować od jego wysiłków i dokonań, skazana musi być na jałowość.

Etyki nie może zatem uprawiać z powodzeniem tak zwany specjalista od etyki. Etyka, dopóki nie doszło do absurdalnego “wyzwolenia” jej od filozofii, była naturalną domeną filozofów, a filozofia była zarazem etyczna, bo etyczne jest w gruncie rzeczy jej zadanie. Nic więc dziwnego, że owa “wyzwolona” od filozofii etyka, będąc właściwie porzuceniem etyki, nie jest też zdolna do poważnego dialogu z przeszłością, który jest warunkiem filozofowania. Toteż porzucenie etyki dokonuje się również poprzez zerwanie dialogu z przeszłością. Tymczasem namysł etyczny, który niczego nie uczy się od wielkich filozofów przeszłości, dalszej i bliższej (wspomnijmy jeszcze choćby monumentalne dzieła Maxa Schelera i Nicolaia Hartmanna czy bezprzykładnie skupiony wysiłek myśli Hannah Arendt), namysł taki musi okazać się bezwartościowym epizodem w dziejach myślenia człowieka o sobie i świecie. Tego rodzaju zasadnicza bezwartościowość nie wyklucza, oczywiście, jakiegoś -równie epizodycznego – powodzenia w świecie. Ale czy o to nam głównie idzie?

___________

Przypisy:

1 G. W. F. Hegel, Fenomenologia ducha, 1.1, tłum. A. Landman, Warszawa 1963, s. 484-485.
2 Por. Arystoteles, Etyka nikotnachejska, 1103b 26 i n., tłum. D. Gromska, Warszawa 1956, s. 45-46.
3 Por. w tej kwestii rozdział pt. “Nowy filozof”: Edmund Husserl w mej książce Ontologizacja odpowiedzialności, Kraków 1996, s. 115-203.

Dodaj komentarz

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code